Instynkt pierwotny (2019) - recenzja filmu [Amazon]. To ten który każe nam uciekać przed zagrożeniem...
Wyszkolony przez wojsko zabójca ucieka z celi na statku transportowym. Teraz tylko Nic Cage, specjalista od brania niebezpiecznych, dzikich zwierząt żywcem, który nie chce mieć z tą sytuacją nic wspólnego, może go wytropić.
Scenariusz Richarda Ledera, wtedy jeszcze zatytułowany "Persona non grata", został napisany w 1995 roku i to widać jak na dłoni. Dzisiejsza produkcja już wtedy byłaby jedynie kiepską kalką klasycznych filmów akcji z lat osiemdziesiątych, bo ani nie jest specjalnie oryginalna, ani specjalnie dobrze napisana, lecz na szczęście, tych 26 lat temu nie znaleźli się chętni, którzy by ten jego scenariusz przekuli w dający się oglądać film. Po wielu latach kurzenia się na półce trafił nam się jednak duet Nick Powell - całkiem zaradny koordynator scen kaskaderskich, ale mierny reżyser, który do tej pory nakręcił jeden kiepski film, z tym samym aktorem w roli głównej - oraz Nic Cage - facet, który zagra we wszystkim, byle tylko dało się zarobić parę groszy na kolejne dziwne hobby. Powiem od razu co i jak - to nie jest dobry film. Nie jest nawet niezły i gdyby powstał wtedy, gdzieś pod koniec lat dziewięćdziesiątych, pewnie nikt nawet by o nim dzisiaj nie pamiętał. Ale ponieważ w dzisiejszych czasach nie kręci się już tak bezpardonowo durnych produkcji o macho herosach niechętnie ratujących sytuację i zdobywających na końcu dziewczynę, myślę, że znajdzie się dla niego widownia.
Instynkt pierwotny (2019) - recenzja filmu [Amazon]. Kiedy doskonale wytrenowany zabójca ucieka ze swojej klatki
Frank Walsh (Nicolas Cage) jest myśliwym łapiącym rzadkie, dzikie zwierzęta w egzotycznych dżunglach i sprzedającym je później temu, kto zapłaci więcej. Kiedy jego przewoźnik odmawia zabrania go do domu, ponieważ boi się śnieżnego jaguara, którego będą wieźć, Frank zmuszony jest wsiąść na wielki statek transportowy, którym rząd do spółki z wojskiem przewożą akurat bardzo niebezpiecznego więźnia (Kevin Durand). Dlaczego statkiem, a nie samolotem? Bo samolotem się nie da. Nie myśl nad tym za dużo, nie warto. Na pokładzie poznaje ekipę przewożącą więźnia - dowódcę wojskowych Johna Ringera (LaMonica Garrett), agenta rządowego, Freeda (Michael Imperioli) i lekarkę woskową, dr Ellen Taylor (Famke Janssen). Szybko okazuje się, że Walsh nie ma zbyt wiele szacunku dla wojskowych, ale dopóki nie będą wchodzić sobie w paradę, nie będzie problemu. Naturalnie już drugiego dnia podróży pilnie strzeżony więzień ucieka w najgłupszy możliwy sposób, a wojsko jest tak kompletnie nieporadne i źle zorganizowane, że tylko specjalista od niebezpiecznej zwierzyny, Frank Walsh, da radę go złapać.
Na pierwszy rzut oka "Instynkt pierwotny" wygląda na typowy film akcji, w którym 30 lat temu zagrałby Sly Stallone, Banderas, albo może nawet Arnie. Nic Cage nie jest złym wyborem do tej roli, choć jego tatusiowe ciało nie krzyczy z miejsca "doskonały myśliwy". Można mu wiele zarzucić, ale nie, że ma wywalone na swoje projekty, jak w ostatniej dekadzie tuzy pokroju Roberta de Niro. Cage w każdym filmie w którym występuje, jak zły by nie był, daje z siebie wszystko - biega, krzyczy, dodaje dialogom swój unikalny, "cage'owy" styl. Czy to dobrze, czy źle to już zależy od tego ile sympatii posiadamy dla niego jako osoby. Osobiście uważam, że potrafi być świetnym aktorem, jeśli ma odpowiedni scenariusz i reżysera, ale ciężko mówić w jego przypadku o jakimś przesadnie szerokim talencie. Był doskonały w "Dzikości serca" i "Zostawić Las Vegas", gdzie jego maniakalny styl pasował idealnie do scenariusza i pracował pod utytułowanymi reżyserami, ale nie każdy film, nie każda postać zadziała zagrana w ten sposób. Albo Nic tego nie rozumie, albo inaczej nie potrafi, albo go to nie obchodzi. Ale przynajmniej zawsze ciekawie się go ogląda, czekając co zwariowanego zrobi tym razem (w "Instynkcie pierwotnym" jest dosyć stonowany, choć jedna scena walki z jego udziałem nabiera zabawnego charakteru, dzięki jego jękom i krzykom). Tak więc to nie Cage jest tu problemem, a scenariusz i reżyseria.
Instynkt pierwotny (2019) - recenzja filmu [Amazon]. Tylko jeden człowiek może go znowu do niej wpakować
Widać, że "Instynkt pierwotny" jest pierwszym (albo jednym z pierwszych) scenariuszem w karierze pana Ledera. Dialogi są niedopracowane i pełne niedorzeczności, kolejne wydarzenia ledwie trzymają się kupy, a wydawać by się mogło istotne wątki nie znajdują żadnego satysfakcjonującego rozwiązania. Imperioli gra przedstawiciela rządu, któremu zależy na tym żeby wziąć więźnia żywcem. Szybko przekonujemy się, że coś jest z nim ewidentnie nie tak, ale ostatecznie film nie robi z niego żadnej ciekawej postaci, nie daje mu żadnej historii, ani nawet nie wyjaśnia do końca o co mu chodziło. Być może sceny na ten temat zostały nakręcone, ale zgubiły się przy montażu, nie wiem, ale mnie jako widza nie powinno to przecież obchodzić. Oceniam to, co widzę. Niemożliwie wręcz żujący scenerię Kevin Durand ma multum okazji żeby pozbyć się Franka, ale nie może, bo bez niego nie uda mu się uciec. Tyle że później okazuje się, że jednak się uda, więc po co było go trzymać przy życiu? No i mam rozumieć, że doskonały, wytrenowany przez rząd zabójca nie wie czym jest kurara? Nawet ja to wiem. Nic w tym filmie nie trzyma się kupy, łącznie z twarzą Famke Janssen (coś ty sobie zrobiła, dziewczyno) i jej nagłym przypływem sympatii do Walsha.
Mam pytanie. Skoro studia nie stać na zrobienie wiarygodnych, generowanych komputerowo zwierząt, to po co zabiera się za robienie filmu, w którym te mają do odegrania niemałą rolę? Wszystko, począwszy od ultra brutalnych małp, na permanentnie umorusanym krwią jaguarze kończąc wygląda w tym filmie jak CGI sprzed dekady, albo dwóch. I to nie filmowe, a growe. Paradoksalnie, tak mizerne efekty pasują całkiem nieźle do reszty filmu. W końcu nic tu nie wygląda przekonująco, więc czemu niby efekty specjalne miałyby wychodzić przed szereg?
Jeśli szukasz absolutnie głupiego filmu akcji w starym stylu na nudny, zimowy wieczór, to "Instynkt pierwotny" może być filmem w sam raz dla ciebie. To jedna z tych produkcji, w których każda scena nadaje się do kilkuminutowego omówienia z drugą osobą dlaczego dokładnie NIE działa. Film w którym zwłoki w jednym ujęciu spadają z krzesła, aby w następnym znów na nim siedzieć, gdzie wybitny myśliwy poluje na dzikie koty z zapalonym cygarem w zębach. W skali filmów Nica Cage'a byłoby to zapewne coś koło 6/10 - całkiem niezła produkcja, kulejąca z powodu mało interesującego charakteru głównego bohatera. Ale świat nie kręci się wyłącznie wokół jednego aktora i jego fanów, więc oceniam go tak, jak oceniam. Oglądasz na własne ryzyko.
P.S. Byłbym zapomniał! Jest jeszcze wątek faceta ukąszonego przez jadowitego węża. Nie wiadomo, czy przeżyje. Nawet Welsha to nie obchodzi, więc czemu miałoby obchodzić nas?
Atuty
- Czuć klimat starego kina akcji;
- Kevin Durand nie rozumie, czym jest umiar.
Wady
- Kevin Durand nie rozumie, czym jest umiar;
- Dziurawa, pełna niedopowiedzeń fabuła;
- Cienkie efekty specjalne;
- Absurdalnie odklejone od rzeczywistości zachowania większości bohaterów.
"Instynkt pierwotny" to kino akcji w starym stylu, tyle że nakręcone bez talentu i zagrane bez przekonania. Jeśli brakuje ci prostych, mało ambitnych historii o bohaterach ratujących sytuację i jesteś fanem Nica Cage'a to możesz sprawdzić. Reszcie raczej odradzam.
Przeczytaj również
Komentarze (17)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych