Święta u zrzędów (2021) - recenzja filmu [Netflix]. Feliz navidad

Święta u zrzędów (2021) - recenzja filmu [Netflix]. Feliz navidad

Piotrek Kamiński | 21.12.2021, 21:00

Meksykańska rodzinka jedzie na Boże Narodzenie do nowej cioci. Dziadek jest tradycjonalistą, ciocia raczej nie. Coś zaczyna iskrzyć i nie są to zimne ognie.

Najmocniej Cię, drogi czytelniku wyrozumiały, przepraszam. To był mój pomysł, tak więc i to, że teraz to czytasz jest tylko i wyłącznie moją winą. Stwierdziłem, że w ostatnich dniach przed Bożym Narodzeniem zupełnie nowa komedia o tym święcie i to w dodatku z dosyć nieoczekiwanego źródła, bo z Meksyku, będzie wyśmienitym pomysłem. Pomyliłem się. Trzeba było mieć w nosie konwenanse i napisać tekst o jakimś starym klasyku, na przykład moim ukochanym "Witaj Święty Mikołaju". Przynajmniej można by napisać o nim coś miłego, może jakaś ciepła, wspominkowa dyskusja by się z tego wywiązała, przez chwilę przestalibyśmy ubolewać nad obecnym stanem kinematografii i po prostu wszyscy zgodnie stwierdzili, że tak, to był dobry, świąteczny film. No nic...

Dalsza część tekstu pod wideo

Święta u zrzędów (2021) - recenzja filmu [Netflix]. Chyba mamy bardzo różne poczucia humoru 

Święta u zrzędów (2021) - recenzja filmu [Netflix]. Feliz navidad
resize icon

Don Servando (Hector Bonilla) rusza wraz z całą, kilkupokoleniową i wielodzietną rodziną na święta do ciotki żony swojego syna, niejakiej Alicii (Angelica Maria). Miejsce nie jest przesadnie świąteczne, jako że Alicia mieszka na pięknej, wiecznie słonecznej plaży. Ani tu śniegu, ani choinek, a Mikołaj pewnie odleciałby z przegrzania gdyby miał się pojawić w swoim standardowym stroju w takim klimacie. Oczywiście szybko okazuje się, że wizja Bożego Narodzenia cioci dosyć mocno kłóci się z wizją dziadka Servando, dwóch ojców młodego chłopca ma zgoła inne pomysły na wychowywanie go, kto inny staje się seksualną zabawką dziewczyny, która mu się podoba, a Franzisco (Benny Ibarra), syn naszego dziadka, jest tak zaabsorbowany pracą, że nie ma czasu dla własnej żony, mimo że są święta. Ładnym, acz oczywistym morałem jest oczywiście to, że praca, czy obecność choinki nie są tak naprawdę ważne - liczy się to żeby być w tym czasie razem.

Być może zauważyłeś, że nic, co do tej pory napisałem nie brzmi specjalnie zabawnie. To nie dlatego, że jestem humorystycznie upośledzony (mama mówi, że jestem zabawny). Ten film po prostu nie jest śmieszny. Od czasu do czasu dialogom towarzyszy muzyka, która - chyba - wskazuje na to, że dzieje się coś zabawnego, ale ani ja, ani żona kompletnie tych żartów nie rozumieliśmy. Ostatecznie można rozpatrywać "Święta u zrzędów" jako nie najgorszy film obyczajowy o prawdziwym znaczeniu świąt, ale ani postacie nie są szczególnie angażujące, ani wydarzenia przesadnie oryginalne. Miejscami wyglądało to jakbym oglądał nieśmieszny bootleg "Współczesnej rodziny", porównanie z którego twórcy zdają sobie chyba sprawę, bo w pewnym momencie pada nawet zdanie, że "jesteśmy współczesną rodziną". Być może miało mnie to bawić? Ciężko powiedzieć.

Święta u zrzędów (2021) - recenzja filmu [Netflix]. Można było zrobić to lepiej 

Święta u zrzędów (2021) - recenzja filmu [Netflix]. Feliz navidad
resize icon

Wiesz natomiast gdzie nie ma takiego problemu? W "Witaj Święty Mikołaju". Świąteczna przygoda rodziny Clarka Griswolda bawi od początku do końca. Kolejne nieszczęścia przydarzające się głowie rodziny zawsze podbudowane są odpowiednią grą aktorską legend takich jak Chevy Chase, Beverly D'Angelo, Juliette Lewis, czy Johnny Galecki (na długo zanim stał się nerdowatym Leonardem w "Teorii wielkiego podrywu". Ich mimika, wyczucie chwili i doskonały montaż sprawiają, że widz śmieje się prawie non stop, nie musząc zastanawiać się, czy żart już był, czy nie. I nie tylko sami aktorzy sprawiają, że scenariusz Johna Hughesa jest tak zabawny! Jest to również zasługa kompletnie absurdalnych, nakręconych z pompą niezwykłą dla tego typu produkcji akcji w stylu początkowego, przypadkowego wjechania pod przewożącą drzewa ciężarówkę - co ekipa kaskaderska naprawdę nakręciła, bez żadnych sztuczek. To były piękne czasy dla kina. Kiedy filmowcy nie bali się jeszcze ryzykować aby przenieść swoją wizję na ekran, kiedy nie musieli zastanawiać się, czy goła pierś Beverly D'Angelo kogoś nie obrazi, kiedy śmiać można było się ze wszystkich i wszystkiego. Na przykład rudych. Dzisiaj tylko rudy może śmiać się z rudego.

Głównym morałem "Świąt u zrzędów" jest to, że w Gwiazdkę trzeba cieszyć się sobą nawzajem, a nie rozpraszać się pracą, detalami, zbędnymi kłótniami. Problem w tym, że w przypadku lwiej większości postaci, lekcja ta jest kompletnie niezasłużona. Bliżej końca dwóch bohaterów wypina się na rodzinne święta, bo inne rzeczy są dla nich ważniejsze. Ostatecznie wracają i rozumieją swój błąd, ale nie dzieje się tak, bo faktycznie chcą wrócić. Po prostu nie mają wyboru. Gdzie w tym sens, gdzie logika? Z drugiej strony, "Witaj Święty Mikołaju" nie sili się na takie oczywistości i po prostu rzuca rodzinę Griswoldów w wir niefartownych sytuacji, po czym jakimś cudem, ledwie pozwala im się z nich wydostać i ostatecznie przeżyć względnie udane święta. Tyle. Wystarczy.

"Witaj Święty Mikołaju" na zawsze już pozostanie jednym z najlepszych filmów świątecznych w historii. Bezpardonowy humor podawany przez doskonale czujących swoje postacie aktorów, połączony z pełnym serca, pomysłowym scenariuszem i brakiem moralizatorskiego ględzenia, tak charakterystycznego dla dzisiejszego kina, dają iście bombowy koktajl, nieprzerwanie bawiący widownię od ponad trzydziestu lat. A "Święta u zrzędów"? No... może być. Chociaż gdyby nie tona świątecznych piosenek grających w co drugiej scenie filmu, pewnie zapomniałbym w połowie, o czym ten film niby opowiada. Zrób sobie prezent i zamiast klikać w najnowszą propozycję Meksykan, obejrzyj sobie po raz setny "Witaj Święty Mikołaju".

P.S. Mam nadzieję, że wybaczysz mi, drogi czytelniku, ten żart, na który sobie tutaj pozwoliłem.
 

Atuty

  • Ładne plany zdjęciowe;
  • Dobry, choć niewypracowany morał.

Wady

  • W ogóle mnie nie bawił;
  • Mało ciekawe, niecharakterystyczne postacie;
  • To taka trochę meksykańska kopia jednego docinka "Współczesnej rodziny". Tylko nieśmieszna.

"Święta u zrzędów" zdecydowanie nie staną się świątecznym klasykiem. Mało ciekawy scenariusz łączy się tu z nijako zagranymi postaciami i kompletnie nietrafionym humorem aby dać nam film, o którym zapomina się jeszcze zanim skończą lecieć końcowe napisy.

3,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper