Lamb (2021) - recenzja filmu [Gutek Film]. Niespodziewany dar od matki natury?
Porąbany, artystyczny film, w którym w zasadzie nic się nie dzieje, ale o zakończeniu i jego znaczeniu można dyskutować pewnie nawet godzinami. Jeśli się do niego dotrwa.
A24 to firma, która z każdym kolejnym rokiem swojego istnienia utwierdza mnie w przekonaniu, że wszystkie produkowane i dystrybuowane przez nią filmy zasługują na to aby przynajmniej je sprawdzić. Dali nam "Nieoszlifowane diamenty", "Hereditary", "Człowieka scyzoryka", "Lighthouse" i całą masę innych produkcji, z których nie wszystkie jeszcze oglądałem, ale już wiem, że chciałbym. Tym razem zajęli się dystrybucją debiutu reżyserskiego Valdimara Johannssona (w Stanach, ponieważ u nas prawa kupił Gutek Film), filmu o bezdzietnej parze farmerów z pięknej, surowej Islandii, którzy są albo najbardziej inkluzyjnymi, albo najbardziej nienormalnymi ludźmi na świecie.
Lamb (2021) - recenzja filmu [Gutek Film]. Tylko cztery postacie
Akcja filmu w całości dzieje się na niewielkiej farmie, gdzie bezdzietne małżeństwo, Maria (Noomi Rapace) i Ingvar (Hilmir Snær Guðnason) prowadzą samotne, ciche życie dbając o pole i swoje owce. Pierwsza część filmu upływa w niemalże kompletnej ciszy. Obserwujemy pracę na traktorze, posiłki zjedzone bez słowa, odbieranie porodów od owiec. Czuć, że coś jest w tym domu nie tak, że czegoś brakuje. Dojmująca cisza nie bierze się przecież stąd, że reżyser chciał zrobić nudny film. Wyczekujemy więc co stanie się dalej. I faktycznie coś się dzieje. Coś niezwykłego, co zmienia trajektorię całego filmu. Jeśli widziałeś zwiastun, to wiesz o czym mówię, jeśli nie to sugeruję nie oglądać, tylko sprawdzić film na ślepo. Zaskoczenie potrafi zwalić z nóg, choć ja osobiście... nie mogłem przestać się śmiać. Nie wiem na ile reżyser starał się zachować powagę sytuacji, a na ile po prostu wzbudzić jakieś, jakiekolwiek emocje, ale musiał być świadom tego jak absurdalna jest cała sytuacja, bo i sam daje się jej czasami ponieść (wełniany sweterek? Naprawdę?).
To nie jest horror, wbrew temu, co mówią o nim tagi na portalach filmowych. To zasadniczo dramat z elementami baśni. Ciężki obraz, który można odczytać, jako walkę z rozpaczą po stracie dziecka, jako przestrogę przed nadużywaniem dóbr matki ziemi, albo nawet jako komentarz do sposobu w jaki część społeczeństwa obchodzi się ze zwierzakami. Sam Johannsson nie ma jednego konkretnego znaczenia, optyki z którą należy do jego filmu podchodzić i mówi, że co innego myślał kręcąc go, a co innego, kiedy obejrzał już gotowe dzieło. Historia jest na tyle szczątkowa, prosta i jednocześnie stojąca prostopadle do tego, co wiemy na temat ludzi i świata, że można z powodzeniem interpretować ją na multum różnych sposobów. Dla jednych będzie to plus, ale moim zdaniem taka zdawkowość sprawia, że film jest trochę nijaki i ostatecznie nudny, kiedy przyzwyczaimy się już do tego jednego, niezwykłego elementu. Gry From Software też są bardzo podatne na interpretacje, ale tam cały temat został zawczasu odpowiednio przemyślany i przygotowany, więc istnieje gdzieś jedna, słuszna wersja wydarzeń, nawet jeśli twórcy nie chcą się nią z nami podzielić.
Lamb (2021) - recenzja filmu [Gutek Film]. Piękne widoczki, choć na zdjęciach może ich nie widać
Czego by nie mówić o dzisiejszym filmie w temacie fabuły i tego czy jest nudna, ciekawa, rozwleczona czy jaka, trzeba przyznać twórcom, że wybrali sobie piękny obiekt zdjęciowy i mieli na tyle oleju w głowie żeby do wymagającej subtelności i grania twarzą roli wziąć aktorkę, która temu zadaniu podoła. Odsunięte od cywilizacji rejony Islandii są piękne. Wszędzie rośnie zieloniutka trawa, na widocznych tuż obok górach leży śnieg, słońce przebija się wielkimi plamami przez chmury, mgła (niskie chmury?) sunie nad trawą tuż przy domu. Moim pierwszym skojarzeniem było "Death Stranding" Kojimy i jest to jak najbardziej pozytywne skojarzenie, bo nic mi się w grze Hideo nie podobało tak bardzo jak ten surowy, ale piękny w swej dzikości klimat.
Film nie miałby szansy zadziałać, gdyby nie solidna obsada, która jest w stanie zagrać z zupełnie poważną twarzą sytuacje, które wykraczają daleko poza normę. Jedynie brat Ingvara, Petur (Björn Hlynur Haraldsson) zdradza, że wciąż znajdujemy się w naszym świecie, reagując na sytuację u brata krótkim "Co to, kur@a, jest?!", wprowadzając do historii kolejny pierwiastek zwątpienia i niepewności co tu się właściwie dzieje i dokąd zmierza.
Ostatecznie jednak dosłowna historia Marii, Ingvara, Petura i Ady nie jest najważniejsza. Potrafi wywołać emocje - dosłownie powiedziałem żonie, że wyjdę z kina jeśli stanie się jedna rzecz - lecz to głębsze spojrzenie na te wydarzenia pozwala zrozumieć zakończenie i może być fundamentem paru głębszych dyskusji. Problem w tym, że chęć opowiedzenia ciekawej metafory przysłoniła chęć opowiedzenia przynajmniej równie ciekawej historii. Nie żałuję poświęconego na "Lamb" czasu. Już same widoczki, budowanie klimatu kompletną ciszą, potęgowanie go tymi krótkimi momentami, w których muzyka jednak się pojawia, intrygujące drugie dno - to wszystko sprawia, że debiut Johannssona warto sprawdzić samemu, nawet jeśli najbardziej wierzchnia warstwa filmu potrafi miejscami trochę nudzić, a efekty specjalne nie zawsze wyglądają wiarygodnie. Najlepiej po prostu dać się ponieść wydarzeniom, nie starać się ich racjonalizować, podobnie jak robią to główni bohaterowie. Tyle że mi bliżej jest akurat do upartego wujka Petura, niż do nich. Stąd i ocena.
Atuty
- Piękne zdjęcia;
- Dobrze zagrany;
- Intrygujący wątek baśniowy...
Wady
- ...choć nie w pełni wykorzystany, chaotyczny;
- Nudny, kiedy już przyzwyczaić się do tego i owego;
- Bardzo powolny, ale nie w sposób powoli zmierzający do czegoś wielkiego.
"Lamb" to całkiem ciężki dramat z fantastycznym twistem. Przykuwa uwagę i rusza za serce, ale szczątkowa historia i nierozwinięty wątek baśniowy ciągną go w dół. Sama koncepcja to za mało na pełen metraż.
Przeczytaj również
Komentarze (16)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych