W Polsce Richard Dean Anderson skradł serca fanów jako MacGyver. Jego kariera rozwinęła się w innym serialu
Rzadko zdarza się, by aktor, który wcześniej zapisał się w pamięci widzów rolą w długiej serii telewizyjnej, otrzymał szansę w kolejnej, równie popularnej produkcji. Tak jest w przypadku Richarda Dean Andersona, powszechnie kojarzonego zarówno jako Angus MacGyver, jak i główny bohater serialowego rozwinięcia pewnego dobrze znanego filmu.
Urodzony w mroźnym Minneapolis, w rodzinie o korzeniach zarówno skandynawskich, szkockich, jak i sięgających aż do indian Mohawk, Richard Dean Anderson w młodości myślał raczej o niezwykle popularnej w tej części świata karierze zawodowego hokeisty. W wieku szesnastu lat uległ jednak kilku wypadkom, za sprawą których złamał oba ramiona, co niestety ostatecznie zamknęło mu drogę do realizacji marzeń o rywalizacji na lodowej tafli. Już rok później - wraz z przyjaciółmi - postanowił wybrać się na długą wycieczkę rowerową z Minnesoty, przez Alaskę i Kanadę. W późniejszych latach zainteresował się również muzyką, szczególnie jazzem, a także aktorstwem, jak się okaże w przeróżnych jego odmianach.
W odróżnieniu od wielu zawodowych odtwórców młody Richard postanowił zdobyć formalne wykształcenie i studiował aktorstwo na uniwersytecie St. Cloud, a następnie kontynuował je również w Ohio. Oficjalnie jednak nigdy nie otrzymał dyplomu, bo tuż przed zakończeniem nauki zdecydował się na rezygnację ze studiów, tłumacząc swoją decyzję ogólnym zmęczeniem. W tym czasie imał się różnych zajęć: niczym bohater dziecięcego klasyka “Uwolnić orkę” pracował jako treser zwierząt. Bywał również muzykiem na wszelkiego rodzaju występach zespołów grających muzykę średniowieczną. Za najważniejszy i przy okazji także najlepszy okres w swoim życiu uważa jednak pracę jako mim i żongler. Trudnej sztuki cyrkowej często uczył w tym czasie również młodzież niepełnosprawną, którą zresztą wspierał będąc już telewizyjną gwiazdą, choćby za sprawą swych odczytów przed zawodami paraolimpijskimi.
Anderson kilkukrotnie podkreślał, że zupełnie nie pasuje do świata Hollywood i być może dlatego właśnie zawsze bliżej było mu do telewizji. Jego pierwszą rolą był występ w produkowanej od 1963 roku operze mydlanej “Szpital miejski”, w której grał od 1976 do 1981 roku. Z kolei na planie, luźno opartego na filmie o tym samym tytule “Seven Brides for Seven Brothers”, spotkał się z Riverem Phoenixem, tragicznie zmarłym w wieku zaledwie 23 lat aktorem, kojarzonym głównie z “Moje własne Idaho” Gusa van Santa. Ze znaną z aż trzech filmów o Jamesie Bondzie Maud Adams wystąpił z kolei w 22-odcinkowym “Emerald Point N.A.S”. Wielkim przełomem w jego karierze miał się okazać jednak zupełnie inny serial, w którym Anderson odtwarzał oryginalnego bohatera kina akcji.
Jednoosobowa armia
Na pomysł nietypowej serii sensacyjnej wpadła trójka producentów telewizyjnych: Lee David Zlotoff, Henry Winkler i John Rich. Ostatni z nich pracował w tym czasie nad sitcomem “Mr. Sunshine”, który jednak został szybko skasowany. Wszyscy jednak wierzyli w potencjał drugiej produkcji, skoncentrowanej wokół bardzo nietypowej postaci, której największym atutem miała się okazać wszechstronna wiedza, pozwalająca na uniknięcie zagrożenia, nawet w zdawałoby się beznadziejnych sytuacjach. Kluczowy dla powodzenia nowego przedsięwzięcia wydawał się udany wybór aktora, który zagra tego niezwykle oryginalnego bohatera.
Jak wspomina sam John Rich, w książce “Warm Up the Snake”, twórcy bardzo długo nie potrafili znaleźć idealnego aktora. Wszyscy, którzy zjawiali się na castingu prezentowali się bowiem jak klasyczni, umięśnieni superbohaterowie, którzy kompletnie nie pasowali do tej, zupełnie niestandardowej roli. Pewnego dnia na spotkanie z trójką producentów przyszedł wysoki, dobrze wyglądający mężczyzna, który zaskoczył ich jednak nietypową prośbą. Z uwagi na problemy ze wzrokiem poprosił o możliwość przeczytania tekstu w dużych, jak wspomina sam Rich - “babcinych” okularach, co o dziwo spodobało się wszystkim przesłuchującym. Czytanie roli przez Andersona wypadło świetnie, a dodatkowo od początku sprawiał on wrażenie odtwórcy, który może nadać ich bohaterowi niepospolitego rysu charakterologicznego.
Co ciekawe fakt, iż główny bohater serii nie używał rewolweru nie zostało przez nich określone od razu. Rich wspomina, że po tym jak zobaczył Andersona strzelającego, w pilocie do serialu, szybko zadecydowano o tym, że Angus MacGyver nie będzie używał broni, dopisując historię o nieszczęśliwej śmierci przyjaciela. Zasada ta była przestrzegana we wszystkich odcinkach do tego stopnia, że nawet gdy nasz heros musiał skorzystać z pistoletu robił to w nietypowy sposób. Pomysł ten sprawiał, że seria była niezwykle popularna wśród widzów w przeróżnym wieku, nawet jeśli obecnie wydaje się ona mocno naiwna.
Dość zabawnie, zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy, wyglądał proces pisania scenariuszy do kolejnych odcinków. Twórcy skryptów musieli się bowiem głowić nie tylko nad fabułą, ale także nad tym jak wyciągnąć z tarapatów głównego bohatera. John Rich przyznał, że wiele pomysłów dostarczyli twórcom sami widzowie piszący listy, w których przedstawiali oni własne koncepty na kolejne odcinki przygód dzielnego Angusa. Często byli oni zresztą za to wynagradzani. Nadawcami wiadomości byli również ludzie bardzo młodzi, którzy dzięki nim mogli ćwiczyć własną wyobraźnię.
“MacGyver” przetrwał na antenie aż siedem lat i to pomimo bardzo wolnego startu. Nigdy nie był to zresztą wielki hit stacji, co w pewnym momencie doprowadziło do pewnego sporu ABC z Richardem Deanem Andersonem. Gwiazdor, na wysokości czwartego sezonu, wyrażał bowiem publiczne rozczarowanie tym, że jego zdaniem przedstawiciele nie dość dobrze przykładali się do promocji serialu, widząc w nim po prostu jedną z wielu serii akcji, nie doceniając jej potencjału. Została ona zakończona dopiero w 1992 roku; jak wyznał sam Anderson wszyscy byli już nią po prostu zmęczeni. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę, że sam wystąpił on w aż 139 odcinkach. Legendarny Angus powrócił jeszcze w dwóch filmach pełnometrażowych: “MacGyver i skarb zaginionej Atlantydy”, a także “Ku zagładzie świata”, obu z 1994 roku.
Wejść w buty Kurta Russella
Po wielkim sukcesie filmu “Gwiezdne Wrota” Rolanda Emmericha z 1994 roku, posiadająca do niego prawa firma MGM zastanawiała się nad kontynuacją, w postaci serialu. O tych planach dowiedziała się dwójka producentów: Brad Wright i Jonathan Glassner, którzy współpracowali ze sobą przy innym serialu “Outer Limits”. Niezależnie od siebie przedstawili oni swoje pomysły na rozwinięcie formuły oryginału, a te przypadły do gustu przedstawicielom giganta, którzy dali zielone światło nowej serii, pod warunkiem, że wspomniany duet będzie nad nią pracował wspólnie. Zaczęły się przygotowania do produkcji pierwszych odcinków.
Pomysł na to, by głównego bohatera tej produkcji zagrał właśnie Richard Dean Anderson wyszedł od prezydenta MGM Johna Symesa, który szybko skontaktował się z aktorem. Ten początkowo wcale nie palił się do tej roli. Jak sam tłumaczył nie był wcale fanem science-fiction; widział siebie raczej jako entuzjastę starych, przygodowych produkcji w stylu serii o Indiana Jonesie. Postanowił jednak dać szansę filmowi Emmericha, którego wcześniej nie widział. Po obejrzeniu go kilkukrotnie dostrzegł w nim spory potencjał. Przed przyjęciem oferty Symesa miał jednak kilka uwag.
Wiedząc o tym, że w żadnym wypadku nie będzie on w stanie powtórzyć roli Kurta Russella, którego naturalnie bardzo szanował, postulował by jego Jack O’Neill był zupełnie inną postacią. Sugerował, że w serialu powinno się znaleźć dużo wątków komediowych; sam był fanem przede wszystkim brytyjskiego humoru, co zresztą znalazło przełożenie na ostateczny kształt serialu. Ponadto chciał, by “Stargate SG-1” mocniej rozbudowało charaktery większej liczby bohaterów, w taki sposób, by popularność serii nie opierała się wyłącznie na jego postaci, tak jak było w przypadku “MacGyvera”. Obie sugestie zostały przyjęte z aprobatą, dlatego aktor podpisał kontrakt z MGM i ostatecznie zagrał w ośmiu sezonach.
W ósmym nie był już jednak główną postacią, co zresztą pozwoliło mu na spędzenie większej ilości czasu ze swą małą córeczką. W kolejnych dwóch pojawiał się już wyłącznie jako gość. W międzyczasie zagrał również w kilku odcinkach “Stargate Atlantis”, a następnie w “Stargate Universe”, a także w filmie “Gwiezdne Wrota: Continuum” z 2008 roku. Łącznie przełożyło się to na ponad 180 odcinków, za sprawą których Amerykanin z całą pewnością jest kojarzony z rolą Jacka O’Neilla bardziej niż Kurt Russell. I choć obu aktorów trudno porównywać, bo Russell wystąpił w wielu innych filmach, dzięki którym zyskał wręcz legendarny status, Anderson z pewnością nie ma czego żałować. Jest bowiem jednym z nielicznych odtwórców, którym udała się niezwykle rzadka sztuka zagrania dwóch, powszechnie znanych ról w długich seriach telewizyjnych.
Od 2008 roku gwiazdor nie wystąpił już w żadnym filmie. W tym czasie pracował w wielu fundacjach ekologicznych, takich jak Sea Shepherd Conservation Society, zajmującej się przeciwdziałaniu nielegalnemu połowowi wielorybów i polowaniu na foki. Wcześniej działał również na rzecz zatrzymania zanieczyszczania wody pitnej. Chyba nie narzeka na zbyt mocne zainteresowanie prasy. Daily Mail niedawno donosiło bowiem o tym, że został on sfotografowany w Malibu, kilka dni po swoich 72. urodzinach. Po raz pierwszy od ponad pięciu lat...
Przeczytaj również
Komentarze (31)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych