Za co pokochałem najbardziej The Mandalorian
Powiedzieć, że należę do grona psychofanów niekończącego się uniwersum Gwiezdnych Wojen to lekka przesada. Spośród głównych dziewięciu filmów o odwiecznej walce Skywalkerów z Ciemną Stroną (poza jednym, legendarnym wyjątkiem), nie wszystkie uznałbym za arcydzieła. Po prawdzie, jedynie klasyczna trylogia począwszy od "Nowej Nadziei" napełnia nostalgią. Do tego poziomu udało się na przestrzeni ostatnich lat zbliżyć jedynie "pierwszemu łotrowi". Gwiezdne Wojny Historie: Rogue One uważam za film bardzo kultywujący epizody IV-VI. Wymówką może być ulokowanie historii w trudnych czasach rebelii, chwilę przed Nową Nadzieją. The Mandalorian jednak nie podejmuje żadnego z tych wątków. Zatem dlaczego jest tak dobrym serialem?
Gwiezdne Wojny to galaktyka mediów. Ilość filmów, wersji reżyserskich, gier, komiksów, książek jest ciężka do policzenia. Bycie fanem uniwersum stanowi nie lada wyzwanie i kolekcjonerskie zajęcie, często na lata. Nie śledziłem jakoś wybitnie seriali na podstawie uniwersum. Powstało ich bardzo dużo, zwłaszcza tych animowanych. Z mojej skromnej perspektywy, wyjątkiem okazał się The Mandalorian. Wprowadził interesujące postacie oraz wątki, dotychczas zupełnie nieznane.
Więź Mocy
W samym kontekście serialu, pojęcie Mocy przewija się od czasu do czasu. Niektórzy w nią wierzą, inni niespecjalnie. Już sam ten fakt okazuje się interesujący. Główny bohater, Din Djarin wydaje się być totalnym indywidualistą, samotnym łowcą nagród. Jego osobista historia sięga wspomnień kolejnej czystki z ramienia Imperium, choć wolałbym nie psuć zabawy osobom niezaznajomionym z serialem. A obejrzeć go naprawdę warto. The Mandalorian zbudował własną, niezależną opowieść, z arcyciekawymi postaciami oraz mowytami. Odcinki częściej mają w sobie taki kameralny charakter. Rzadko widujemy (przynajmniej w pierwszym sezonie) epicke bitwy z udziałem Tie-Fighterów. Trafia się imperialne więzienie, lecz to historia z większym morałem. To mnie bardzo urzekło w serialu. Każdy epizod tworzy samodzielną opowieść z przekazem. Czy to obrona wioski przed najeźdźcami czy starcie z pewną bestią na starcie drugiego sezonu. Ale myślę, że wiecie co tak naprawdę kradnie serce widza.
Obecność Grogu (szerzej znanego jako Baby Yoda), istoty nieświadomie odpowiedzialnej za wszystkie perypetie naszego łowcy nagród. The Mandalorian opiera się na pewnej więzi, jaka wytworzyła się pomiędzy Djarinem a cudownym dzieckiem Mocy. O jej obecności bohater dowiaduje się - jakżeby inaczej- w krytycznym momencie. A takich bywa tutaj znacznie więcej. Siła The Mandalorian tkwi w ujęciu tej relacji, bazującej na opiekuńczości. Stąd show zdobyło tak gromkie uznanie. W końcu opiekuńczość, w mniejszym lub większym zakresie, tkwi w każdym/każdej z nas. Historia idzie zatem jasnym torem. Zakuty w twardy pancerz Mando sprawuje opiekę nad ściganym przez resztkę dawnego Imperium dzieckiem. To zawsze przemawia do szerszej audiencji i pozostaje zgodne z duchem Gwiezdnych Wojen. Przy czym nowi widzowie kompletnie nie muszą znać wydarzeń z tego uniwersum. Aż dziw pomyśleć, że są jeszcze tacy.
"Tak każe obyczaj"
The Mandalorian w ciekawy sposób prezentuje kodeks oraz filozofię Mandalorian. Ten wielorasowy lud ma swoje początki na tysiąc lat przed powstaniem Republiki. Ich historia to wzloty i upadki, jak w każdej długowiecznej "frakcji". To wojownicy podzieleni na klany, walczący za kredyty, jak nasz główny bohater. Swoją aparycją, one-linerami oraz postawą - nie wiedzieć czemu - kojarzył mi się z Master Chiefem. Przez większość czasu antenowego, jego twarz była ukryta pod hełmem, lecz napisy końcowe i tak zdradzały, czyjej twarzy należy się tam spodziewać. Wreszcie ktoś postanowił napisać zupełnie oddzielną opowieść, materiał na ciekawe show. Wszystkie dziewięć filmów podążają tymi samymi bohaterami, waśniami. The Mandalorian tworzy własne mini-uniwersum. Myślę, że to kwestia czasu aż powstanie pełnometrażowy film. Łotr 1 pokazał, że można jeszcze zrobić to w starym, dobrym stylu.
Niebawem pojawi się trzeci sezon przygód Mandalorianina i jego podopiecznego. Grogu/Baby Yoda prędko stał sie ulubieńcem publiczności i bohaterem memów, jak jego wielki poprzednik, Mistrz Yoda. Serial dostarcza również mocnych scen walk, i nikt nie potrzebuje mieczy świetlnych. To zupełnie świeże podejście, zachowane w starym stylu. Jeśli kiedykolwiek pojawią się następne epizody Gwiezdnych Wojen, oby przypominały The Mandalorian. W całej tej międzygalaktycznej oprawie jest miejsce na mocne więzi, oparte na czymś w rodzaju ojcowskiej relacji. A słabszych wypada ochraniać. Tak każe obyczaj. Chociaż kto w tym przypadku bywa faktycznie słabszy? Jak oceniacie show?
Przeczytaj również
Komentarze (23)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych