Resident Evil 2 Remake po czterech latach dalej zachwyca. Coś wspaniałego!
Coś Wam zdradzę - nie jestem największym fanem horrorów. I zdecydowanie daleko mi do nazwania się specjalistą w tej dziedzinie. Nie chodzi nawet o to, że nie przepadam za dziełami popkultury bazujących na grozie, ale… Przy większości nie potrafię się dobrze bawić, bo emocje związane z lękiem i stałym napięciem najzwyczajniej w świecie przyćmiewają mi te, które powinny budować poczucie szczęścia i satysfakcji.
Tyczy się to praktycznie wszystkiego - od mang i książęk, przez seriale i filmy, aż po gry wideo. Nie jest tak, że nienawidzę horrorów wszelakiej maści, ale - jak wspomniałem w pierwszym zdaniu artykułu - w żadnym wypadku nie nazwałbym się fanem. Po pierwsze ze względu na to, jak niewiele przyswoiłem w całości przedstawicieli tego gatunku, a po drugie, ponieważ po prostu jest masa innych, które preferuję znacznie bardziej.
Każda reguła ma jednak swoje wyjątki, a każdy nawyk pewne odstępstwa. Tak jest również w tym przypadku. Choć bowiem nie ma szans, abym potrafił czerpać radość ze śmigania po mrocznych korytarzach w Outlaście, zaszczucia w P.T. czy choćby dokonywania wyborów w Until Dawn, to jest seria, przy której wszystko to znika i pozostaje czysta, niczym niezmącona satysfakcja z dobrej zabawy. Po tytule wiecie już, o co chodzi.
Resident Evil 2 Remake
Chodzi oczywiście o serię Resident Evil od studia Capcom. Choć jestem za młody, aby dobrze pamiętać momenty debiutów pierwszych odsłon, to studio tak świetnie podchodzi do kwestii odświeżeń, iż mogę dziś bawić się prawdopodobnie porównywalne tak, jak kilka dekad temu gracze, którzy mieli przyjemność przeżywać te przygody po raz pierwszy w oryginalnym wydaniu. I jest to zdecydowanie coś wartego uwagi.
W tym tekście nie chcę się jednak skupiać na wszystkim, co robi Capcom w związku z marką Resident Evil, ani nawet na samych odświeżeniach, których przecież dostaliśmy już kilka (w tym trzy, które zasypane zostały genialnymi ocenami). Na tapet zamierzam wziąć jeden z ich tytułów - ten który debiutował na początku 2019 roku i pokazał, że słowo „remake” nie zawsze musi iść w parze ze skokiem na kasę i tworzeniem po najmniejszej linii oporu.
Wtedy bowiem zadebiutował Resident Evil 2 Remake - odnowiona wersja kapitalnej (dla wielu najlepszej) części opowieści o zombie, która ukazała się w 1999 roku. I choć początkowo nie brakowało obaw, a głosy lęku fanów oryginału w kontekście zniszczenia ich wspomnień zdawały się nie milknąć (wszak odświeżenie Resident Evil nie było ogromnym sukcesem), to koniec końców dostaliśmy solidną produkcję.
No, będąc całkowicie szczery, dostaliśmy coś znacznie więcej, niż tylko solidną produkcję. Dostaliśmy tytuł, który z sukcesami walczył o tytuł Gry Roku 2019 i który koniec końców wielu fanów - nawet tych mocno ortodoksyjnych - uznało za nie tylko godny poprzedniczki, ale nawet lepszy, niż ona sama. A to chyba pochwała, którą chcieliby usłyszeć twórcy odświeżenia jakiejkolwiek kultowej pozycji.
Najwyższy poziom
Ja sam zdecydowałem się znów zbliżyć do tego świata i zrobiłem to ponad cztery lata po premierze. W momencie, kiedy zdążyliśmy dostać już Resident Evil: Village, a także dwa nowe odświeżenia starszych odsłon - kolejno Resident Evil 3 Remake i niedawne Resident Evil 4 Remake. Co więcej, w międzyczasie pojawiły się przecież nowe generacje konsol, a grafika zdążyła zaliczyć mały skok w dobrym kierunku.
Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że gra ani trochę się nie zestarzała. I nie chodzi tu o kurtuazyjne twierdzenie, że grafika nie jest ważna. Nie - ona serio dalej wygląda znakomicie. Widać dbałość o najmniejsze detale, lokacje w dalszym ciągu budują klimat w sposób, którego pozazdrościć może deweloperom wiele innych studiów, a zombie nieustannie przerażają tym, jak bliskie realizmowi są.
Na najwyższym poziomie stoi także sama rozgrywka, której mechaniki są czymś w teorii sprawdzonym i wydeptanym, a praktyce niesamowicie świeżym i wciągającym. Już pierwsze dwie godzinki, które spędzamy na posterunku, dają nam do zrozumienia, że to nie my jesteśmy na szczycie łańcucha pokarmowego. A w pewnym momencie zaczynamy dostrzegać, że nawet broń palna może być za słaba.
Wtedy czujemy się bardzo mali i bezbronni. Ciągłe kroki głównego bossa, które raz za razem dźwięczą nam w uszach i zdają się dochodzić niemal zza ściany, działają na wyobraźnię. Można doskonale znać zakończenie historii, mieć w małym palcu plan każdego piętra budynku, w którym lądujemy niemal na początku, a wciąż nie da się wyzbyć tego niepokoju skrępowania związanego z gęstą atmosferą zaszczucia.
Nieśmiertelna gra?
Czy jest to produkcja, którą można określić jako nieśmiertelną? Nie wiem, czy już teraz pokusiłbym się o takie stwierdzenie. Na pewno jest niesamowita i każdy - nawet osoba nie będąca fanem horrorów - powinien w nią zagrać. Zwłaszcza że obecnie na promocjach można ją wyrwać za około trzy dyszki. Gwarantuję Wam, że za taką przygodę, to jak za darmo. I choć nie jest to opowieść na setki godzin, to już po kilku poczujecie się mentalnie zmęczeni (w pozytywnym znaczeniu).
Ja wróciłem kolejny raz i wiem, że wrócę jeszcze niejednokrotnie. Kolejne części oczywiście dalej oferują znakomity klimat, ale poza samą serią Resident Evil nie potrafię znaleźć nic podobnego. Nic, co w tak doskonały sposób mieszałoby lęk i przygodę. Nic, co tak dobrze rozumiałoby, czego od tego typu produkcji chcą gracze. Polecam z całego serducha, jestem przekonany, że nie pożałujecie. Do czasu, aż nie staniecie oko w oko z prawdziwym złem..
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Resident Evil 2 (2019).
Przeczytaj również
Komentarze (55)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych