10 najgorzej ocenianych seriali w historii Netflixa. Oglądacie na własna odpowiedzialność
Bezkonkurencyjny jeśli chodzi o polski rynek Netflix ma w ostatnim czasie na koncie udane produkcje, jak i absolutne gnioty. Wśród tych drugich są zarówno kompletnie nieudane reality-shows, serie dokumentalne, jak również standardowe produkcje fantastyczne, a nawet animowane seriale dla dorosłych.
Niedawną premierę, pomyślanej jako fabularyzowany dokument, historycznej miniserii “Królowa Kleopatra” z radością przywitać powinni twórcy innych seriali netflixowych, uznawanych za najgorsze produkcje streamingowego giganta. Rzeczywiście bowiem kontrowersje wokół tej produkcji przełożyły się na wyjątkową zgodność, jeśli chodzi o jej ocenę (na tę chwilę rzadko spotykane 1.0 na IMDB) i status najgorszej pozycji Netflixa w historii, którego włodarzy może w tym wypadku pocieszać jedynie znane powiedzenie o tym, że “nieważne jak mówią - ważne by mówili!”. Na serwisie można bowiem znaleźć wiele bardzo nieudanych produkcji, o których nie wspomina się tak często, takich jak te z poniższej listy.
Wiedźmin: rodowód krwi
Jeden z najciekawszych eksperymentów, opisywanych w książce “Potęga irracjonalności”, przez behawioralnego ekonomistę Dana Arielego (aurat pozostającego ostatnio na cenzurowanym), dotyczył tego kogo tak naprawdę ludzie postrzegają jako atrakcyjnego. Izraelski badacz przygotował zdjęcie trzech twarzy, spośród których dwie były obliczami realnych ludzi, a ostatnia cyfrowo zniekształconą wersją jednej z nich, do której za sprawą ingerencji Photoshopa dodano krzywy nos, pryszcze, zeza itp. W późniejszym badaniu okazywało się, że jego uczestnicy za najatrakcyjniejszą niemal powszechnie uznawali tę twarz, która później została poddana obróbce wspomnianym programem, by wykreować jej “brzydszy” model. Podobną drogą, jak się wydaje, poszedł w tym przypadku Netflix, bo na tle “Wiedźmina: rodowodu krwi” pierwotna seria rzeczywiście może się wydawać absolutnym arcydziełem! I tylko Michelle Yeoh szkoda…
Rocket Boys
Seriale koreańskie przyzwyczaiły widzów do wysokiego poziomu, a szefów serwisów streamingowych do przyciągania dużej liczby widzów. Tak jednak nie jest w przypadku produkcji z 2021 roku, która dotąd doczekała się jednego sezonu. Losy młodej drużyny badmintonowej nie zainteresowały wielu obserwatorów, a niektórych wręcz zniesmaczyły. Szczególnie rozsierdzona była indonezyjska publiczność, która oskarżyła Netflixa o przedstawianie ich kraju w negatywnym świetle w piątym odcinku.
Hype House
Zawrotne 1.9 na IMDB i tytuł jednego z najgorszych seriali Netflixa. Fakt ten nie może jednak dziwić, jeśli zdamy sobie sprawę z tego, że jest to produkcja opowiadająca o gronie młodych internetowych influencerów, znanych przez garstkę użytkowników, którzy w dodatku zapewne są już śledzeni przez swych największych fanów w internecie. Z punktu widzenia streamingowego giganta sporą zaletą wydaje się tu z pewnością niski koszt wyprodukowania tego typu kontentu.
The Goop Lab
Dzięki temu serialowi widz może wejść w fascynujący świat alternatywnej medycyny, po którym przewodniczką jest sama Gwyneth Paltrow, czerpiąca z niej rzecz jasna od lat spore zyski. Niestety tysiące widzów wystawionych na lecznicze działanie tego serialu widocznie woli pozostać w niewiedzy, bo propozycja Netflixa jest jednym z najczęściej wyśmiewanych seriali w historii i zazwyczaj oceniana jest bardzo nisko. Nie ma się zresztą czemu dziwić: stara telewizja po prostu przyzwyczaiła ludzi do tego, że reklamy są zwykle dużo krótsze.
Jinn
Zanim swą premierę miał serial “Ms. Marvel” nieco podobną serię wyprodukował Netflix. Miała ona być w zamierzeniu połączeniem typowego fantasy z historią coming-of-age, w którym bohaterka uwalnia starożytnego dżina, a wraz z nim mroczne siły zagrażające światu. Zrealizowana w Jordanie pozycja nie zdołała przyciągnąć do siebie wielu widzów, co widać choćby po przeróżnych ocenach na serwisach filmowych.
Richie Rich
Niskie oceny dla mającego swoją premierę w 2015 roku serialu Dreamworks Animations, wyprodukowanego dla Netflixa zdają się pokazywać, że na szczęście nie zawsze da się złapać widza na nostalgię za dawnym tytułem. Seria nawiązuje oczywiście do komiksowej postaci, znanej głównie za sprawą filmowej adaptacji, w której zagrał Macaulay Culkin. O ile jednak filmowi Donalda Petriego udało się jeszcze wykorzystać bazowy pomysł, tworząc typowy familijny produkt, na dłuższą serię nie nabrał się już właściwie nikt, nawet mimo udziału w niej świecącej ostatnio triumfy Jenny Ortegi.
Real Rob
Pomimo występów w Saturday Night Live obok m.in. Adama Sandlera i Chrisa Rocka, Rob Schneider nie jest postacią tak szeroko rozpoznawalną, choć ma dość pokaźny dorobek filmowy. Decyzja o tym by oprzeć nowy serial komediowy na jego perypetiach była więc dużym zaskoczeniem i ostatecznie przełożyła się na produkcję jednego z najniżej ocenianych seriali w historii Netflixa. Długo utrzymywał on 0% pozytywnych wskazań krytyków na serwisie Rotten Tomatoes, ale co ciekawe widzowie nie byli dla niego tak surowi, być może dlatego otrzymał on nawet drugi sezon.
The I-land
Motyw grupy ludzi, którzy nagle znajdują się na bezludnej wyspie, gdzie muszą sobie poradzić z wieloma zagrożeniami pojawia się w popkulturze do dziś i potrafi być jeszcze kreatywnie przetwarzany, mimo wielu uznanych seriali, na czele z “Zagubionymi”, do których nowe produkcje są nieustannie porównywane. Niestety podobna sztuka nie udała się Netflixowi w przypadku “The I Land”, które powszechnie uznano za twór wyjątkowo nieudolny, kiepsko napisany i podobnie zagrany. Nic dziwnego, że doczekał się jedynie jednego sezonu.
Tato, nie rób mi obciachu
Rzecz dla amatorów nieśmiesznych sitcomów, w starym stylu w dodatku, bo z pokładanym pod poszczególne odcinki śmiechem, który normalnie byłby mocno uciążliwy, ale w tym wypadku spełnia ważną funkcję. Przynajmniej jesteśmy bowiem w stanie określić co bawi jego twórców. Tę pełną humoru opowieść o samotnym ojcu, wychowującym buntowniczą nastolatkę, stworzył sam Jamie Foxx, który z całą pewnością wolałby o niej czym prędzej zapomnieć.
Rzut za Trzy
Animacja dla dorosłych kojarzy się z Netflixem całkiem nieźle, by wymienić tu tylko “BoJack Horseman”, “Big Mouth”, “Final Space” czy chwalone ostatnio “Oderwij wzdłuż linii”. Raz na jakiś czas zdarza się jednak produkcja, która w niczym nie przypomina wcześniej wymienionych, bo jest po prostu słaba. Mocno zawiódł ostatnio “Agent Elvis”, ale i tak jest on dużo lepszy od “Rzutu za trzy”, którego głównym bohaterem jest wulgarny trener zespołu koszykarskiego, który chce odmienić los swej, złożonej z nieudaczników, drużyny. Nie dość, że fabuła opiera się na najbardziej wytartym schemacie, to jeszcze powodów do śmiechu nie ma tu zbyt wiele. Nic więc dziwnego, że jest to jedna z najgorzej ocenianych tego typu serii.
Przeczytaj również
Komentarze (32)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych