Arnold (2023) - recenzja, opinia o filmie dokumentalnym [Netflix]. Od mięśniaka do gubernatora Kalifornii
Raczej większości osób znana historia austriackiego body buildera, który stał się aktorem, a następnie ewoluował w gubernatora stanu Kalifornia. Niuansów jest to raczej niewiele, za to całkiem sporo głaskania się po plecach.
Robienie filmu dokumentalnego o postaci tak ikonicznej jak Arnold Schwarzenegger prawie że mija się z celem. Właściwie cała jego historia jest bardzo dobrze znana już od dawna, a z momentem w którym został politykiem nawet te resztki prywatności, które jeszcze mu zostały, zostały bez skrupułów wystawione na światło dnia. Co jeszcze mógł w tym wypadku dodać od siebie sam temat filmu? Raczej niewiele. Na pewno jego komentarz wynosi odrobinę ludzkiego pierwiastka do tej historii i potrafi działać motywująco, ale przede wszystkim format ten pozwala mu opowiedzieć ją w ściśle kontrolowany, skrojony pod niego sposób. Efekt? Trzy godziny klepania się po plecach i mówienia jaki to Arnold jest najlepszy.
Arnold (2023) - recenzja filmu dokumentalnego [Netflix]. Jak na ironię, mało jest mięska na tym Arnoldzie
Mam problem z wymyślaniem dla kogo ten serial właściwie powstał. Najwierniejsi fani i tak wszystko to już wiedzieli, a nawet i ci bardziej przypadkowi, dla których Arnie to po prostu ten duży z "Terminatora", nie poszerzą za specjalnie swojej wiedzy podczas tych trzech godzin, które składają się na trzy odcinki serialu, ponieważ właściwie żaden z głównych tematów nie zostaje omówiony w prawdziwie wyczerpujący sposób.
Nie dowiesz się niczego, co dałoby się skopiować na temat jego treningów ponad to, że trenował bardzo długo i wytrwale. Nie usłyszysz żadnych ciekawostek z planów zdjęciowych – ewentualnie, że to za jego sprawą dany film powstał albo, że komando powstało aby rywalizować z "Rambo" Stallone'a (o czym wszyscy nawet tylko pobieżnie zainteresowani tematem i tak już dawno wiedzieli). Najwięcej idzie się dowiedzieć o jego karierze politycznej, jako że już się zakończyła i może swobodnie rozmawiać o tym czego się z początku bał, jakie chamskie triki stosował aby pozycjonować się w lepszym świetle niż jego przeciwnicy. Ostatecznie jednak wszystkie te tematy sprowadzają się do jednego...
Arnold (2023) - recenzja filmu dokumentalnego [Netflix]. Prawdziwy człowiek renesansu i paru innych epok
Arnold Schwarzenegger jest po prostu najlepszym człowiekiem na świecie. Dzięki już od młodego wieku jasno określonym celom mógł poświęcać całego siebie aby zostać najlepiej zbudowanym człowiekiem świata – i to mimo trudnego dzieciństwa w jednym domu z bardzo wymagającym ojcem. Z wypowiedzi kilku jego przyjaciół i konkurentów z tamtych lat dowiemy się, że zawsze imponowało im to z jakim niesłabnącym poświęceniem i entuzjazmem Arnold podchodził do wszystkich zadań. "On dosłownie może zrobić wszystko" WIELOKROTNIE pada z ust różnych osób na przestrzeni serialu. Później słuchamy, że nawet James Cameron był pod wrażeniem tego jak Arnold doskonale rozumie postać Terminatora i jak wiedział, że musi zaufać jego osądowi w sprawie "Prawdziwych kłamstw", ponieważ jeszcze nigdy nie widział żeby Arnie w coś tak bardzo wierzył. Jamie Lee Curtis dosłownie dziękuję mu za rolę w tym filmie, ponieważ "odmieniła ona jej życie". I tak to wygląda cały czas. Różni przyjaciele Schwarzeneggera i on sam przez 180 minut opowiadają jakim wspaniałym jest człowiekiem.
Żeby nie było – bliżej końca pojawia się również temat jego nieślubnego syna, Josepha Baena. Jeśli można powiedzieć coś o Arnoldzie, to na pewno to że jest konsekwentny. Tak jak kiedy wytykano mu niestosowne zachowanie wobec kobiet, kiedy był młodszy, tak i w tym dokumencie bardzo szybko i prosto z mostu przyznaje, że owszem wydarzyło się coś takiego, nie jest z tego dumny, rozumie jak wiele osób zranił, po czym kontruje jak pomogło mu to stać się lepszym człowiekiem i płynnie przechodzi do kolejnego tematu. Zawsze umiał się sprzedać, to mu trzeba przyznać.
Forma serialu jest odrobinę podobna do omawianego niedawno przeze mnie "Nieustannie", w tym sensie, że również od czasu do czasu obserwujemy sceny z przeszłości, nakręcone specjalnie na potrzeby tej produkcji – zawsze skadrowane tak aby nie dało się do końca powiedzieć, czy to Arnold czy tylko ktoś do niego podobny. Na pewno lepsze to niż oglądanie przez trzy godziny siedzącej i opowiadającej historię głowy, od czasu do czasu przeciętej z nagraniami archiwalnymi, ale dokument o Foxie pociągnął ten temat znacznie lepiej i znacznie dalej. "Arnold" nie jest złym dokumentem – wydaje mi się, że takie nie istnieją - ale zdecydowanie mógł być ciekawszy. Nie wchodzi w żadne nowe szczegóły, nie ryzykuje, nie jest kopalnią ciekawostek, który nie będzie można później dzielić się z przyjaciółmi. To po prostu wpis z Wikipedii przerobiony na 3 godziny telewizji, podedytowany przez samego zainteresowanego. Trochę hiperbolizuję, ale rozumiesz o co mi chodzi. Są na Netflixie lepsze dokumenty.
Przeczytaj również
Komentarze (38)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych