The Callisto Protocol

The Callisto Protocol - płatny kres historii? Panie Schofield, tak nie można!

Krzysztof Grabarczyk | 02.07.2023, 11:00

Cliffhanger. Nie znoszę ich. Sytuacja wypełniona napięciem, w której twórcy zgrabnie ucinają dalszy ciąg i każą czekać albo do końca napisów końcowych, albo do fabularnego rozszerzenia. Callisto Protocol funduje nam ten drugi zabieg. Glen Schofield dopiął swego. Udało mu się założyć własne studio, zdobyć mocne wsparcie od jednego z czołowych producentów i po prostu robić swoje. Ucieczka z trawionego zarazą zakładu karnego, Black Iron to skrzyżowanie horroru, widowiskowości, naukowych teorii, schematów więziennych, wypaczonej idei praworządności i gore, jakiego nie powstydziłby się Isaac Clarke. Ostatnia transmisja jednak kosztuje.

The Callisto Protocol na szczęście mocno różni się od Dead Space. Bywam aktualnie dość często na wyremontowanym przez grafików EA Motive, pokładzie łamacza planet, USG Ishimury. Jacob i Isaac podążają zupełnie innymi torami. Gdy walka w Dead Space opiera się na odpowiednim celowaniu i pozbywaniu się kończyn, przy całej dowolności w arsenale, Callisto Protocol zmusza gracza do naprzemiennego korzystania z broni konwencjonalnej oraz bezpośredniej. Jacob polega częściej na szczęściu, jeśli akurat uda mu się wykonać poprawny unik. Isaac niczym czołg, nie zaatakuje z ukrycia, nie zrobi uniku. Tutaj walka jest mniej filmowa, a bardziej taktyczna. Na księżycu Kalisto bywa odwrotnie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Koniec końców

undefined

Final Transmission domyka opowieść z udziałem przypadkowego bohatera The Callisto Protocol, Jacoba. To postać dość autentyczna, odgrywana przez Josha Duhamel'a, który dawniej toczył nierówną walkę z Decepticonami w sadze Transformersów autorstwa Michela Bay'a. Callisto Protocol w zestawieniu z Dead Space jest trochę niczym filmowa klisza. Nawet kamera podąża inaczej za bohaterem. Współczesne magnum opus Glena Schofielda prawdopodobnie nadal znajdowałoby się w poczekalni, gdyby nie wsparcie Sony. Sprawa nie wyszłaby na jaw, gdyby nie lista płac, na której widnieje blisko 150 pracowników Sony. Konkretniej, wyspecjalizowanej komórki Sony, Visual Arts and Service Group. PlayStation VASG. Ekipa wspomaga najczęściej zespoły Sony tworzące gry z segmentu AAA. Grupa specjalizuje się w tworzeniu motion-capture oraz przerywników filmowych. Pomagała przy Callisto Protocol.

Część graczy uznała, że ta współpraca miała niedosłowny związek ze słabszą optymalizacją gry na Xbox Series X. Schofield rozwiał te wątpliwości. „Nie możecie ścigać każdej plotki w Sieci, lecz tę muszę wyjaśnić: na liście płac znaleźli się ludzie z Sony, ponieważ wspierali nas w tworzeniu scen przerywnikowych. Nie byli zaangażowani w pozostałe prace nad grą. Mam nadzieję, że rozwiałem wszelkie wątpliwości"- Schofield wie swoje, my swoje. Debiut gry w grudniu, ur. spotkał się z całkiem udanym przyjęciem, choć gra nie zgarnęła najwyższych not. Zarzucano jej słabą optymalizację oraz błędy. Zanotowaliśmy problemy z synchronizacją mimiki ust w stosunku do dialogów. Tytuł notorycznie gubił klatki animacji, nawet w trybie wydajności. Obecnie gra się znacznie lepiej. Niemal o połowę spadła również cena gry.

I właśnie teraz, Striking Distance uderza z fabularnym dodatkiem, Final Transmission. Nie cierpię tego typu zagrywek. Cenię zarówno Schofielda za jego wkład z przeszłości, jak i obecne działania, lecz ucinanie końcówki gry, by po pół roku oferować odpłatnie ciąg dalszy brzmi po prostu słabo. Jak widać, historia lubi się powtarzać. Callisto Protocol nie jest pierwszym i zapewne nie ostatnim przykładem tej nie do końca prokonsumenckiej taktyki.

Koniec transmisji

undefined

Final Transmisson pojawiło się z aż jednodniowym wyprzedzeniem na PS4/PS5. Cena jest dość niska (63 zł), lecz sama zawartość wystarczy na jakieś dwie godziny zabawy. Czy nie można było tego od razu upchnąć w podstawowej wersji gry? Zawartości sprzyja fakt dość niskiej ceny podstawowego wydania. Osobiście wolałbym znacznie większy dodatek z udziałem Dani. Przed dziesięcioma laty wydano Dead Space 3. Schofield już nie reżyserował tej gry, natomiast postać Cartera miała początkowo nazywać się Shadow Isaac. Celem twórców stał się motyw psychozy. Wydawca odmówił promowania tego rodzaju tematyki i tak drugi gracz może wcielić się w Cartera. Tytuł również kończył się cliffhangerem, natomiast ciągu dalszego poszukiwaliśmy w dodatku The Awakened.

Z tej samej recepty korzystali twórcy ze studia Mercurysteam. Ich świetna Castlevania: Lords of Shadow również dopowiadała nowe fakty do oficjalnego zakończenia. Taka mała ciekawostka. Tymczasem, The Callisto Protocol spróbuje raz jeszcze przyciągnąć graczy przed ekran. Autorzy regularnie pisali nowe aktualizacje, gdzie dodano m.in. wyższe poziomy trudności oraz Nową Grę Plus. Czym obecnie zajmuje się Striking Distance? Miejmy nadzieję, że kontynuacją opowieści rozpoczynającej się w więzieniu Black Iron. Grze można co nieco zarzucić, lecz nie odmówimy jej atmosfery i wykonania. Nie wszędzie panowała techniczna harmonia, ale przecież od czego są łatki? Wiemy, że tytuł dla pojedynczego gracza powinien być dopięty, lecz to debiut studia. Koniec transmisji.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do The Callisto Protocol.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper