gamescom 2023: Naruto X Boruto Ultimate Ninja Storm Connections, czyli kilka nowych postaci i fabuła z Boruto
Ok, niech pierwszy rzuci kamień, kto uważa, że manga autorstwa pana Ilemoto, pod tytułem "Boruto" jest faktycznie dobra. Za dużo razy raczej nie oberwę. Kasa jednak sama się nie zrobi, więc oto dostajemy kolejną odsłonę serii "Ninja Storm" od CyberConnect 2, tym razem skupiającą się na historii przedstawionej w mandze już po odłożeniu ołówka przez pana Kishimoto.
Bolesna prawda jest taka, że dużo bardziej niż nowa odsłona "Naruto" (z dopiskiem "X Boruto", bo wiadomo, że samego Boruto kupiłby procent graczy), interesowała mnie gra na podstawie mangi "Sandland" Akiry Toriyamy. Niestety, cały "Sandland" to tylko 14 rozdziałów, zebranych w jeden tom, podczas gdy "Boruto" męczy czytelników niemalże nieprzerwanie od siedmiu, długich lat i to nie licząc "Naruto", z którego gra czerpie całymi garściami. Tak więc demko tego pierwszego ograłem bez spinki w ciągu jakichś 15 minut (pewnie napisze o nim ktoś inny, ale myślę, że może z tego być całkiem sympatyczna przygodówka RPG) i, nie mając większego wyboru, zabrałem się za "Naruto X Boruto Ultimate Ninja Storm Connections" (spływa z języka, co nie?). Chciałbym móc powiedzieć, że gra zrobiła na mnie dobre wrażenie i może faktycznie tak by było, gdybym nigdy nie grał w żadną inną część serii...
Musisz bowiem wiedzieć, że "Connections" jest tym dla "Ultimate Ninja Storm 4", co ta część była dla Generations i tak dalej. Drzewiej przegraliśmy z juniorem kilkanaście (może nawet kilkadziesiąt) godzin w gry z tej serii. Lubiliśmy odblokowywać nowe postacie, oglądać zwariowane ataki w trybie story, sprawdzać jaki kadr z mangi będzie towarzyszył atakowi końcowemu każdego z bohaterów Biorąc pod uwagę jak późno kupiliśmy remaster trylogii, nie przeszkadzała nam nawet powtarzalność rozgrywki. Ale to wszystko w czasie przeszłym. Ponieważ gdybym, z jakiejś niewiadomej przyczyny, był fanem "Boruto" i rzucił się na nową grę za premierowe pieniądze, byłbym nią srogo zawiedziony.
Namco-Bandai nie udostępniło nam choćby namiastki trybu fabularnego, więc nie mam pojęcia na ile został on zmieniony, ale umówmy się, że rzecz bazuje na już wydanym, moim zdaniem marnej jakości komiksie, więc cudów nie ma się co spodziewać. Słyszałem, że mamy otrzymać kilka postaci stworzonych na potrzeby gry, ale że w kontekście tej serii kojarzą się one raczej negatywnie (kto pamięta kilka lat zapychaczy między pierwszą, a druga serią?), to nie czekam na nie z żadnym wytęsknieniem. Po włączeniu gry miałem do wyboru jedynie tryby vs player oraz vs CPU, tak więc, jako że przy konsoli siedziałem samotnie (story of my life...), dostałem do sprawdzenia dosłownie jeden tryb.
Nie miałem dostępu do pełnego zestawu bohaterów, ale ci najważniejsi - nowi - stawili się w komplecie. Jigen, Delta, Kashin Koji, Boro, Kawaki, Boruto, Momoshiki, nowe wersje Naruto, Sasuke i Sakury, Indra, Ashura oraz kilka sprawdzonych klasyków, jak młody Team 7, Madara, Shisui, Obito, czy Minato uśmiecha się do graczy ze swoich miniatur. Część z nich można przebrać w inne stroje (na przykład Naruto w stroju Sasuke) albo zmienić kolor już wybranego ciucha, ale to tylko kosmetyka. Nie zauważyłem za to aby dało się u kogokolwiek zmienić atak specjalny, choć to raczej kwestia tego, że grałem jedynie w wersję demo. Widać też kilka dziwnych braków w obsadzie, jak choćby starszą wersję Ao, czy Konohamaru. Może dostaniemy ich po premierze? Wybieramy trzy interesujące nas postacie - główną i dwie wspomagające - to samo dla drugiego gracza/konsoli, następnie mapę (jest wersja wioski z "Boruto", grota, w której trzymany był Gaara, kiedy wydobywali z niego demona, inny wymiar, gdzie nasi bohaterowie walczyli z Momoshikim i kilka innych miejscówek) i rozpoczyna się walka. Jest tylko jeden problem.
Walka w najnowszej odsłonie serii wygląda dokładnie tak samo jak w poprzednich. Tak więc biegamy po okrągłej arenie, ładujemy czakrę trójkątem, wyprowadzamy ataki kółkiem, rzucamy shurikenami kwadratem, skaczemy krzyżykiem. Przedmioty dodatkowe kryją się pod kierunkami krzyżaka, a w razie, gdyby dorwał nas przeciwnik, tąpnięcie L2 sprawi, że użyjemy techniki podmiany. Jeśli grałeś w którąkolwiek z poprzednich części, natychmiast poczujesz się jak w domu. Poświęciłem dosłownie jedną rundę aby przypomnieć sobie sterowanie, po czym mordowałem konsolowego przeciwnika jak tylko mi się podobało. Walka na normalnym poziomie trudności nie stanowi żadnego wyzwania, więc na szybko rozegrałem kilka meczyków nowymi postaciami aby zobaczyć ich ataki specjalne - zwłaszcza ze specjalnym cytatem i kadrem z anime, kiedy jest to przy okazji końcowa akacja całego pojedynku i... Sam nie wiem, co o nich myśleć. Z jednej strony są należycie widowiskowe, z paroma ciekawymi ujęciami, zwariowanymi wizualizacjami żywiołów, z drugiej wchodzimy już powoli na poziom kosmiczny, więc animacje wyglądają jakby mogły zniszczyć pół planety, a nawet relatywnie zwyczajni wojownicy, jak Kashin Koji, sieją spustoszenie, które zrównałoby z ziemią całą wioskę.
"Naruto" wciąż zajmuje specjalne miejsce w moim sercu, więc cieszę się, że wychodzą kolejne gry, że marka wciąż żyje. Nadal mam nadzieję, że otrzymamy kiedyś tytuł w tym świecie podobny do "Dragon Ball: Kakarot", ale "Connections" to nie jest to. Bliżej mu do fabularnego DLC, niż pełnoprawnej gry. Graficznie rzecz wygląda mniej więcej tak samo jak "UNS4" z 2016 roku (zapewne na bezpośrednim porównaniu wypadłby lepiej, ale tak na gorąco nie widzę czym miałbym się zachwycać), gra się wciąż tak samo. Czy kilka nowych postaci i tryb story wystarczą aby gracze przełknęli premierową cenę? Zdaje się, że się przekonamy, ale osobiście tego nie widzę... Ale na promocji kiedyś pewnie wezmę dla syna!
Przeczytaj również
Komentarze (17)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych