Hercules: The Legendary Journeys - ależ to był serial!
„Oto opowieść o czasach dawno minionych, czasach mitów i legend, gdy małostkowi i okrutni bogowie zsyłali cierpienia na ludzi. Jeden tylko człowiek ośmielił im się przeciwstawić - Herkules". Nostalgiczny start niedzieli, prawda? Gdyby tak jeszcze przewertować kalendarz do 1998 roku i przywrócić dawne logo telewizji Polsat, gdzie pierwszy raz emitowano Hercules: The Legendary Journeys to zbędny byłby nawet wehikuł czasu. Dzisiaj serial jest mityczny w stopniu równym tematyce, której podjęli się jego producenci, mitologii grecko-rzymskiej. Mimo 24 lat od jego zakończenia nadal się wyróżnia niestandardowym podejściem scenariusza i jego bohaterów.
Hercules: The Legendary Journeys to owoc amerykańsko-nowozelandzkiej współpracy. Serial emitowano w Stanach Zjednoczonych w latach 1995-1999. Zanim historia nabrała epizodycznego charakteru ,nakręcono kilka produkcji telewizyjnych (nigdy nie pojawiły się w kinach). Herkules i Amazonki, Herkules i Zaginione Królestwo czy Herkules w Labiryncie Minotaura. Zdjęcia rozpoczęto już w 1993 roku. Zamysłem wytwórni, Universal, stała się realizajcja przedsięwzięcia o nazwie "Action Pack", na który składała się produkcja 24 filmów z sześciu uniwersów. I tak, to było na długo przed narodzinami platform streamingowych. Rywalizacja stacji telewizyjnych rosła w siłę.
Ulubieniec Zeusa
W tytułową rolę wcielił się aktor Kevin Sorbo. „Chciałem być aktorem odkąd skończyłem 11 lat” - przyznał w 2014 roku. W 1986 roku przeniósł się do Los Angeles i tam rozpoczynał zawodową karierę. Zanim stał się najbardziej amerykańską wersją mitycznego herosa, zagrał w ponad 150 reklamach. „Hercules startował w 1993 roku. Film miał się pojawić w kolejnym roku. Wtedy kręciliśmy. Stworzyliśmy jeden sezon Herkulesa, by przez kolejne sześć lat produkować następne. Pierwszy rok był dla mnie niesamowity, ponieważ przebywałem w Nowej Zelandii wraz z Anthonym Quinn'em (odtwórcą roli Zeusa - dop.red.)” - wspominał Sorbo. Dla aktora udział w Herkulesie stał się rolą życia, ponieważ już nigdy potem nie zdobył takiej popularności. W jednym z ostatnich sezonów ujawniły się również jego problemy zdrowotne (częściowa utrata wzroku, kłopoty z równowagą). „Gdy wreszcie okazało się, że prześcignęliśmy Baywatch cieszyłem się, że miałem w tym swój udział” - polscy widzowie również dobrze wspominają serialowego Herkulesa.
Twórcy serialu nie zawsze trzymali się ściśle mitologii. W jednym z odcinków bohater zmienia się...w wojowniczego dzika. Urok serialu tkwił w jego utartym schemacie. Herkules przemierzający mityczną krainę, najczęściej w towarzystwie Jolaosa (Michael Hurst) lub zawadiackiego Autolykusa, w którego rolę wcielił się sam Bruce Campbell, znany z roli piłorękiego Asha z Evil Dead. Campbell był zresztą jednym z producentów serialu oraz filmów. W każdym epizodzie z reguły bohaterowie trafiali do nienazwanej wioski, targanej przez boży gniew. Choć Herkules był synem śmiertelniczki i Zeusa, tylko ojciec go akceptował. Nienawidziła zaś Hera. Okazjonalnie pojawiał się jego brat, Ares. Pozbawiony rodziny w tragicznych okolicznościach wyładowywał swój gniem, by nieść pomoc ludziom. Niewątpliwym urokiem serialu okazała się scenografia, nawet z dzisiejszej perspektywy a biorąc pod uwagę skromny budżet, uznajmy, że serial trzyma fason.
Herkules jako postać jest o wiele bardziej ludzką wersją i chyba najbardziej autentyczną ze wszystkich filmowych iteracji. Nawet Dwayne Johnson nie poradził sobie tak jak Sorbo. W "The Legendary Jouneys" wydaje się postacią everymana, którym może być każdy, do tego pomagający słabszym. Wiele mówi również jego aparycja. Sorbo, choć był bez wątpienia aktorem wysportowanym nie grzeszył mięśniami jak słynny The Rock. „Chcieliśmy stworzyć Herkulesa jako Amerykanina i jednocześnie gościa, który niekoniecznie musi być mięśniakiem” - tłumaczył w 1995 roku Sam Raimi. W kontekście serialu kluczowa była identyfikacja z widzami. Po dziś dzień Herkulesa ogląda się z zaciekawieniem i oczywiście z nutą nostalgii.
Boskie zdrowie
Spektakularne zainteresowanie Hercules: The Legenday Journeys (u nas po prostu „Herkules” z głosem legendy, Lucjana Szojałskiego) sprowadziło na producentów dodatkowe obowiązki. W jednym z odcinków pojawia się Xena (Lucy Lawless), która niebawem prześcignęła Herkulesa w dedykowanym serialu, Xena: Wojownicza Księżniczka, o czym również Wam kiedyś opowiemy. Dzisiaj żartobliwie całe uniwersum określa się mianem Xenowersum. Zrealizowano również prequel, pt. „Młody Herkules”, w którym rolę główną zagrał Ryan Gosling. Ten spin-off nie miał już takiej siły przebicia, lecz wskazuje się go jak początki dzisiejszej kariery aktora. Herkules, jak każde przedsięwzięcie, musiało się skończyć. Tutaj jednym z powodów były problemy zdrowotne Kevina Sorbo. Aktor w swojej autobiografii z 2011 roku, True Strength, wyznał, że przeszedł aż trzy udary i miał tętniaka. Problemy zaczęły się przed 40. rokiem życia, gdy kręcono jeszcze Herkulesa. Jak sam przyznał, dzięki nowoczesnej medycynie, nie byłoby go dzisiaj wśród nas.
Sorbo następnie zagrał w filmie „Kull: Zdobywca” gdzie był jeszcze w życiowej formie. My zapamiętamy go z niezapomnianej roli w Hercules: The Legendary Journeys. Sam po latach nazywam to „serialem drogi z potworami do ubicia". Serialowi zawdzięczamy również popularyzację mitologii greckiej w popkulturze. Choć na długo przed Herkulesem zdarzały się filmy opisujące greckich herosów, lecz to syn Zeusa stał się ulubieńcem publiczności. W polskiej telewizji serial ostatni raz wyemitowano w 2014 roku, co świadczy o tym, że wciąż był popularny, podobnie jak Słoneczny Patrol czy dawniej, McGyver. Z całej trójki, to Herkulesa jako dziecko podziwiałem najbardziej. A Kevinowi Sorbo życzę już tylko boskiego zdrowia. Oglądaliście Hercules: The Legendary Journeys?
Przeczytaj również
Komentarze (34)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych