Armored Core VI - potrzebowaliśmy takiej gry od dawna
From Software wcale nam nie odpuścili. Nie trzymamy już miecza i tarczy, nie galopujemy przez żadne Pogrobna czy Caenid (o, zgrozo, ciężki temat), nie czekamy na właściwy moment do ataku. Posiedzenia przy ogniskach również poszły chwilowo w odstawkę. Teraz więcej czasu spędzimy w warsztacie, aby po zakupie i montażu odpowiednich części szarżować stutonowym kolosem pod niebem Rubikonu. Studio wykorzystując dłuższą chwilę sławy, wróciło do stalowych korzeni. W sierpniu odbyła się premiera szóstej, a tak naprawdę już chyba dwudziestej edycji Armored Core. Dzisiaj wiem, że takiej gry potrzebowaliśmy od bardzo dawna.
Armored Core VI: Fires of Rubicon okazało się tytułem dopracowanym, szybkim i bardzo grywalnym. Chęć powtarzania misji w celu uzyskania najwyższej rangi (S) zawładnęła moim czasem wolnym od pracy. Mam ambicję wymaksowania gry, choć wiem, że mój Dual Sense może tego nie przeżyć. Urok produkcji tkwi również w szczątkowej narracji. W lukach pomiędzy misjami a warsztatem, From Software oddaje głos Walterowi (Patrick Seitz), który przewodzi naszemu niezależnemu najemnikowi (621). Z czasem do głosu dochodzą włodarze ugrupowań, z którymi współpracujemy lub walczymy. Resztę stanowi uzależniająca mechanika rozgrywki.
Tnij metal
Najnowsze Armored Core uderza nie oprawą, lecz dźwiękiem. Pierwsze uruchomienie silnika, uzbrajanie rakiet, wzbijanie się ku górze i wreszcie mocne przyspieszenie. W połączeniu ze sferą wizualną tworzy się harmonia, bo w krajobrazie Rubikonu częściej od nieba patrzymy na góry stali czy kolosalne, podupadłe fortyfikacje. Rubikon jest surowy. Gracz ma świadomość udziału w korporacyjnej czystce, w której niekoniecznie stajemy po właściwej ze stron. W Armored Core nie ma miejsca na filozofię. Scenariusz nie bawi się z nami w egzamin ze znajomości reszty serii. Jeśli mamy być dokładni, to uniwersum składa się z trzech linii czasowych. Pierwsza z nich wbrew pozorom nie rodzi się wraz z Armored Core, wydanej w 1997 roku na PlayStation. Faktyczny początek uniwersum przypada na Armored Core: Project Phantasma, samodzielnemu rozszerzeniu wydanemu na rynku japońskim w grudniu, 1997 roku. Zatem to nie inauguracyjna część pierwsza inicjuje bogatą historię uniwersum. Uniwersum pełnego audiologów, wiadomości głosowych pozostawianych po każdej misji, frakcji, i powszechnej dehumanizacji. Na tym polega urok marki.
Armored Core VI: Fires of Rubicon kontynuuje tę tradycję i choć From Software przyzwyczaiło nas do szczątkowej narracji w serii Souls, trafiamy do zupełnie innego świata. Na Rubikonie kluczowym surowcem jest Koral, i to on jest przedmiotem całego zamieszania. Uznawany za dar ściąga do Rubikonu korposów wysługujących się niezależnymi najemnikami, czyli de facto nami. Czysty arcade wypełniony zagadkami z setkami odpowiedzi na pytanie-jak ubić tego bossa? W Armored Core VI nie ma jednej recepty na każde starcie. Torowanie drogi z MT-ek to proste zadanie dla każdego Ravena, jakiego złożymy, lecz prawdziwa zabawa zaczyna się wraz z większymi od nas. Sam męczyłem się z Juggernautem, lecz wystarczyła jedna, dość prosta modyfikacja, aby całkowicie zmienić przebieg tego starcia. Stąd więcej czasu niż na misjach spędziłem w warsztacie, a przy okazji, poznałem szczegóły dot. uzbrojenia oraz jego producentów. Moim osobistym faworytem na rynku w Armored Core VI jest Schneider, jednocześnie podmiot zależny od korporacji Arquebus, jednemu z naszych głównych zleceniodawców w grze. Gra uczy odpowiedniego zarządzania, ponieważ wraz z dozbrajaniem mecha ponosimy koszty energii. Modularność tej produkcji imponuje.
Nowy/stary trend?
Wraz z komercyjnym sukcesem gry zachodzimy w głowę, czy From Software przywróciło gatunek, a raczej cały nurt do łask? Produkcje traktujące o starciach wielkich mechów zawsze były popularne, bo kto nie lubi patrzeć na zderzającą się stal? Po dekadzie studio wróciło niemal do początków światowej kariery i choć pierwsze było King's Field, tak sława firmy urosła w siłę od 1997 roku, by w 2009 dać początek nowej erze, erze souls-like'ów. Obecnie w przygotowaniu znajdują się gry reprezentujące zbliżone założenia do serii Armored Core, a listę znajdziecie tutaj. Cieszy mnie, że Armored Core VI nie stało się kolejną wariacją Dark Souls, i choć From Software to ojcowie gatunku, na rynku w ostatnich latach przybyło jego reprezentantów. Wielu graczy rozpoczyna swoją przygodę z serią od najnowszej odsłony. Ten sukces oczywiście wpłynie na popularność marki w dalszych latach, a wydawca, Banda Namco zapewne szybciej poczęstuje nas kolejną odsłoną tej legendarnej serii.
Amored Core VI to połączenie logiki i dynamiki. Jak już powszechnie wiadomo, żaden to souls-like, co nie oznacza, że From Software nam odpuścili. Jeśli już graliście lub macie tę świetną przygodę zapisaną gdzieś tam w kalendarzu gracza, to przywitanie z pierwszym bossem szybko zweryfikuje Wasze zdolności manualne. Dalej jest tylko lepiej. W warsztacie spędzicie godziny na analizowaniu modyfikacji oraz wyszukiwaniu informacji dot. danej części. W starciu z Juggernautem moim wybawieniem okazała się inwestycja w wyrzutnię rakiet plazmowych. Gra niczego nie podpowiada w kwestii doboru uzbrojenia, a zapas amunicji kurczy się wykładniczo. Ilość zestawów naprawczych to raczej jałmużna od twórców niż wsparcie. Pomimo to, Armored Core VI to uzależniająca gra. Dawno nie miałem takiej frajdy z błądzenia po menusach, testowania nowych modyfikacji oraz starć na specjalnej arenie. A z tyłu głowy ciągle siedzi chęć podjęcia wyzwania, jakim jest osiągnięcie rangi S w każdej misji. Czy Armored Core VI: Fires of Rubicon sprostał Waszym oczekiwaniom? Czy może należycie do grona weteranów serii i liczyliście na jeszcze więcej stalowego dobra?
Przeczytaj również
Komentarze (31)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych