Gotham Knights - czyli jak nie powinno się robić gier o superbohaterach
Studio WB Montreal darzyłem kredytem zaufania. Przed dekadą ekipa dostarczyła arcyciekawą, wigilijną opowieść z udziałem Batmana. Na wieść o nowo powstającej grze, opartej na standardzie cyklu Batman Arkham byłem niezmiernie ciekaw efektu końcowego. Gotham Knights okazało się jedną z pierwszych gier tworzonych z myślą o aktualnej generacji. Nikt nie oczekiwał cudów, lecz rzetelnej jakości. W końcu deweloper nie musiał kroczyć przez jakiekolwiek kompromisy. Udało się połowicznie, zaś o samej grze dość szybko zapomnieliśmy.
Niektórzy sądzą, że sukces Gotham Knights mógł być lepszy. Pierwsze komentarze sugerowały, że nie wszystkim spodobał się brak czynnego udziału Bruce’a Wayne’a. „Czy Batman naprawdę zginął?” - takie pytania najczęściej padały wśród fanów. Mnie natomiast o wiele bardziej zastanawiało, jak podopieczni Batmana wypadną bez swojego mentora.
Red Hood, Nightwing, Robin i Batgirl wystąpili już w jednej grze. Jeśli spędziliście wystarczająco dużo czasu z Batman: Arkham Knight, to zapewne spróbowaliście swoich sił w dodatkach. Red Hood (Jason Todd) pojawił się jako grywalna postać. Robin wystąpił już w Batman: Arkham City. Bargirl otrzymała dedykowane DLC w Arkham Knight, zaś Nightwingiem graliśmy jeszcze w mieście-więzieniu Arkham City.
Rycerze Gotham
WB Games Montreal zaliczyło udany debiut wraz z Batman: Arkham Origins. Prequel trylogii Arkham uważam za jedną z najlepszych produkcji uniwersum. Wystąpił w niej m.in. Troy Baker (Joker), a scenariusz skrupulatnie tłumaczył pierwsze dwa lata Batmana w Gotham City. W grze walczyliśmy zarówno z przestępcami, jak i policyjnymi jednostkami. James Gordon nie był jeszcze jedynym sprzymierzeńcem Nietoperza, a Czarna Maska ściągnął najlepszych zabójców do Gotham - prosto w Noc Wigilijną. Gra była systemowym odpowiednikiem poprzednich gier cyklu Arkhamverse. Miewała spadki animacji (zwłaszcza w wersjach konsolowych, i cierpiała na pop-up obiektów. Nie mogę jej odmówić świetnych walk z bossami. W zasadzie to mój TOP, jeśli mówmy o całości cyklu zainicjowanego przez autorów z brytyjskiego studia Rocksteady.
Część złych nawyków Batman: Arkham Origins przeszła na Gotham Knights. Wprawdzie nie był to stricte ten sam zespół jaki niegdyś pracował nad Origins, lecz graczy rozczarowała wiadomość, w której twórcy informowali o jedynie 30 klatkach na sekundę w nadchodzącej grze. Pozornie nie byłoby to nic szkodliwego, lecz 2022 rok był już okresem transformacji poprzedniej generacji w obecną. Sam zawsze preferuję 60 klatek na sekundę. Niemniej, Gotham Knights i tak oczekiwano. Wreszcie ktoś był w stanie wypełnić lukę po Batman: Arkham Knight. Nie pomagała absencja Nietoperza, lecz uniwersum miało potencjał na ciekawą historię. Autorzy postawili na Mr. Freez’a, Harley Quinn, Clayface’a (ten wystąpił pod koniec Arkham City). Quinn ponownie stała się zła, gdy tylko „zabrakło” Batmana.
Brak konsekwencji
Marvel’s Avengers powinno uczyć, jak nie tworzy się gier superbohaterskich. Produkcja autorstwa Crystal Dynamics rozczarowała. Była dość angażującymi doświadczeniem tylko przez pierwszą godzinę. Szybko popadła w utarty schemat, zapętliła się. Zaszczepienie w niej elementów GaaS (Game as a Service) wpłynęło negatywnie na odbiór w mediach oraz wśród graczy. Po co zatem stosować takie praktyki? Osiągnięcia Rocksteady czy Insomniac Games powinny być drogowskazem dla reszty twórców. Tak niestety nie jest, a kolejnym potwierdzeniem braku konsekwentnego projektowania jest Gotham Knights. Pominę już kwestię tonacji bohaterów. Żaden z nich nie wydaje się dostatecznie poważny, jeśli postawimy ich obok Batmana. W obliczu miasta znajdującego się na skraju upadku moralnego, oraz stojącego za kurtyną stowarzyszenia Court of Owls, chcielibyśmy lepszych wersji postaci. Rockteady również stawia na humor w Suicide Squad, lecz na tym polega urok tamtej ekipy. Gra ukaże się w lutym i jest zupełnym przeciwieństwiem serii Arkham.
Gotham Knights ma również problemy natury systemowej. Po co niepotrzebnie wprowadzono elementy action-rpg? Ilość lootu wypadająca z przeciwników zakrawa na zbrodnię. Z mojej perspektywy bardzo szkodzi to narracji. Tego rodzaju ficzerki pasują do Destiny, a nie produkcji osadzonej w targanym chaosem Gotham City. Absurdalnym pomysłem okazuje się konieczność grindu pod postacią wypełniania konkretnych zadań, aby gra dawała możliwość podróżowania bohaterom na dłuższe dystanse. Takie celowe ograniczanie swobody na rzecz wypełniania generycznych aktywności nie pomaga. Przy Gotham Knights można się dobrze bawić. Nie pojmuję natomiast kilku zupełnie niepotrzebnych decyzji ze strony autorów gry. Myślę, że w dłuższej perspektywie, WB Games Montreal mogli skupić się na opracowaniu kolejnej produkcji z Batmanem w roli głównej. Zadaniem Gotham Knights miało być również wypromowanie mniej popularnych bohaterów, poza Batmanem. Czy Gotham Knights przyczyniło się do tego? Raczej połowicznie.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Rycerze Gotham.
Przeczytaj również
Komentarze (60)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych