Graliśmy w tryb Story i Arcade Quest w Tekken 8. Wielki powrót serii Namco Bandai
To były wspaniałe miesiące dla fanów bijatyk. Po debiucie szóstego Street Fightera wielbiciele mordoklepek mogli ograć najnowszą odsłonę Mortal Kombat, a na początku 2024 roku rynek zaatakuje ósma odsłona Tekkena. Cenega wraz z Namco Bandai zorganizowała w Warszawie specjalny pokaz, na którym miałem okazję sprawdzić przede wszystkim tryby dla pojedynczego gracza. I jestem usatysfakcjonowany.
„Matko jakie to jest obciachowe, jakie to jest piękne" - chciałem wykrzyczeć po zapoznaniu się z pierwszymi rozdziałami trybu fabularnego. Wrócił stary dobry Tekken. Dynamika narracji dosłownie urywa głowę przy małym palcu u nogi, suche dialogi latają aż miło, a jarmark jaki rozgrywa się podczas scen fabularnych to zupełnie nowa dla serii skala. Jest intensywnie, jest kolorowo, można prażyć popcorn i przenieść się do świata, w którym John Woo i Michael Bay czuliby się jak w domu.
Kazuya znowu się po mieście buja
Tekkena 8 rozgrywa się bezpośrednio po wydarzeniach z Tekkena 7. Kazuya Mishima zabił (ale pewnie nie na śmierć) Heihachiego wrzucając go do czynnego wulkanu, więc teraz wykorzystując gen diabła zamierza przejąć kontrolę nad całym światem. Nie będzie zaskoczeniem, że plany może pokrzyżować mu tylko jego syn - Jin. I gra rozpoczyna się właśnie od epickiego starcia Jina z jego ojcem, na planszy Urban Square wzorowanej na Times Square w Nowym Jorku. Kolejne rundy starcia przeplatane są wstawkami filmowymi i używaniem przez walczących coraz to mocniejszych mocy, co ma wpływ na destrukcję środowiska na planszy. Przypomina to momentami starcia z Dragon Balla, , ale wszystko jest bardziej spójne niż w siódemce i kolejne wydarzenia ogląda się jak nową część „Szybkich i wściekłych”, jeśli rozumiecie analogię.
Przynajmniej na początku trybu fabularnego główną postacią, wokół której toczy się akcja, jest Jin. Narracja jest bardzo dynamiczna i nie wiem tylko czy w pewnym momencie nie będę zmęczony gnaniem na złamanie karku podczas kolejnych fabularnych filmków. Jin przeżywa w tym czasie swój osobisty kryzys próbując obudzić drzemiące w nim moce, tymczasem Kazuya ogłasza kolejny Turniej Króla Żelaznej Pięści chcąc zaprowadzić nowy porządek na świecie. Dzień jak co dzień w Tekkenie. W trakcie kolejnych wydarzeń pojawiają się Lars czy Lee, Jin toczy starcie z Hwoarangiem, jesteśmy też świadkami pojedynku tekkenowych weteranów - Paula i Lawa. Jarmark bez trzymanki, na pewno w innym klimacie niż w ostatnim Mortal Kombat, ale niekoniecznie gorszym.
Salonowy lew
Zupełnie nową propozycją dla singlowych graczy jest Arcade Quest. Choć infantylna otoczka i stylistyka rodem ze smartfonowych produkcji początkowo trochę odrzuca, to muszę przyznać, że po stworzeniu własnego avatara (kreator jest niestety dość ubogi) i w przeciwieństwie do niektórych dziennikarzy obecnych na pokazie, mocno się w zabawę wciągnąłem. Zasady są w sumie proste i przypominają nieco World Tour ze Steet Fighter 6, choć w nieco mniejszej skali. Mając swoją postać trafiamy do kolejnych salonów gier, zawieramy przyjaźnie, poznajemy nowych wrogów i walczymy z innymi NPC-ami. Jeśli uda nam się pokonać kilku okolicznych nerdów zdobywamy nowe rangi, a to pozwala przystąpić do turnieju w formie drabinki (przegrany odpada aż do finału choć można powtarzać przegrane pojedynki). Wygrywając stajemy się mistrzem danego lokalu, a na mapie świata otwierają się nowe miejscówki, w których czekają kolejne wyzwania, również te poboczne. Za wygraną otrzymujemy walutę oraz nowe łachy zarówno dla avatara w Arcade Quest, jak i 32 postaci z rostera, bo jak pewnie się domyślacie, będzie można stroić bohaterów. Nie wiem, ale zawsze mam wrażenie, że moje kreacje wyglądają jakby pokaz mody zorganizował fan disco polo, czytaj gorzej od tych przygotowanych przez twórców, więc szybko wracam do klasycznych strojów.
Co jednak najciekawsze w tym trybie - służy on trochę jako samouczek, bo w trakcie poznawania historii pojawiają się mniej lub bardziej zaawansowane tutoriale, a gracz ma także okazję sprawdzić swoje umiejętności z duchami walczącymi stylami innych graczy z całego świata! Również profesjonalnych graczy. Nie jestem hardkorowym fanem bijatyk, nie sprawdzam przy każdej nowej odsłonie listy ciosów i nie liczę każdej klatki animacji, a co za tym idzie, preferuję bardziej kanapowe multi w gronie znajomych. I może dlatego tryb Arcade Quest po prostu przypadł mi do gustu. Nie mogę tego powiedzieć o Tekken Ball - powrót trybu, w którym dwie postacie uderzają w siebie piłką plażową nigdy specjalnie mnie nie kręcił i nic tu się nie zmieniło. Więcej czasu spędziłem grając w kręgle w Tekken Tag Tournament (ależ ten tryb uzależniał) czy bijąc rekordy w chodzonej mini-gierce Tekken Force, więc bardziej ucieszyłbym się z powrotu tych umilaczy. Warto jednak dodać, że cześć trybów było niestety zablokowanych, jak choćby klasyczne Arcade Mode czy coś w rodzaju misji dla każdej z dostępnych w grze postaci.
Agresja popłaca
Na pokazie dostępne były wszystkie 32 postacie i widać, że Namco Bandai pracowało nad balansem, choć rozgrywa jest teraz bardziej agresywna. Nie chcę za bardzo wchodzić w kwestię samych systemów walki, bo opisywaliśmy je już przy okazji wcześniejszych playtestów i bety i nic nowego nie wymyślę. Fajnie, że wracają potężne Rage Arty egzekwowane przy niskim poziomie zdrowia, z kolei system Heat, który możemy odpalić gdy postać otacza niebieska aura, otwiera dostęp do nowych kombinacji (Heat Dashe i Heat Smashe), jeszcze mocniej podkreślając ofensywny charakter tej odsłony. Oczywiście dużo zależy od wybranej postaci, ale trzymanie obrona na dłuższą metę nie procentuje, tym bardziej, że łatwiej ją teraz przełamać. Zdaje się więc, że będzie to jedna z najbardziej ofensywnych części serii.
W rosterze znalazły się trzy nowe postacie i na nich głównie się skupiłem tocząc walki z konsolowymi przeciwnikami. Największe wrażenie zrobiła na mnie peruwiańska heroina - Azucena. To atrakcyjna niewiasta, dzięki której można otrzeć trochę łzy ze względu na brak Christie, ale przecież nie o walory wizualne w Tekkenie chodzi, prawda? Mistrzyni MMA (Rumi Maki) ma ciekawy styl walki, bo stosuje swoiste prowokacje. W tej postawie nie może wprawdzie blokować ciosów, ale można instynktownie wyłapywać wysokie i niskie ataki unikając ich. W stanie Heat Azucena po uniknięciu ciosów automatycznie rozpoczyna kontrataki, które wchodzą w przeciwników jak w masełko. Druga z debiutantek, młodziutka Reina, to postać przypominająca szalone nastolatki. Jej design nie przypadł mi do gustu, ale styl walki przypomina nieco ataki Heihachiego. Nie bez przyczyny, wszak jak dowiecie się z tryby fabularnego, należy ona również do tej dysfunkcyjnej rodzinki. Ostatnią nową postacią okazał się Victor, kolo w średnim wieku, którego włos już nieco posiwiał. Wojownik korzysta z wojskowych technik CQB oraz elementów ninjitsu. Co ciekawe - jego głosem przemawia aktor Vince Cassell, znany z takich filmów jak "Ocean's Twelve: czy serialu "Westworld" od HBO. Jest to bardzo szybka i silna postać korzystająca z miecza, noża i pistoletu, doskonała dla nowych graczy z racji ofensywnego potencjału. Jak dla mnie nawet lekko przesadzona.
Ale tu pięknie
Tytuł został stworzony od podstaw na Unreal Engine 5 i choć na nieruchomych screenach można odnieść wrażenie, że gra jest zbyt mocno efekciarska, w ruchu wygląda to znakomicie. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że będzie to najładniejsza bijatyka 3D na rynku. Modele postaci wyglądają bardzo dobrze, ale opad szczęki gwarantują dopiero dopieszczone areny. O atakujących nas całą paletą neonowych barw ulicach „Nowego Jorku” już wspomniałem, ale fenomenalnie prezentuje się również malownicza plansza położona na japońskiej wyspie Jakuszima, ojczyźnie klanu Kazama, stylowy, kilkupoziomowy (można zrzucić przeciwnika niżej) pałac należący do Lee, barka płynąca wokół wieży Eiffla czy miejscówka osadzona na orbicie Ziemskiej, z której widać całą Ziemię!
Tekken 8 to rozwinięcie znanej formuły, z całkiem ciekawą zawartością dla singlowego gracza, absurdalnym jak zawsze trybem fabularnym, nastawieniem na agresywny styl zabawy i wyglądający jak milion dolarów. Po kilku godzinach gry stawiam go zaraz za Tekkenem 3 i pierwszym Tag Tournamentem. Jedno jest pewne - styczeń będzie należał do Namco.
Przeczytaj również
Komentarze (41)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych