Nie tylko Sami Swoi. Dziesięć kultowych polskich komedii, które powinniście znać
Zbliżająca się wielkimi krokami premiera nowej wersji legendarnej komedii Sylwestra Chęcińskiego “Sami swoi. Początek” skłania do spojrzenia na kilka polskich komedii, zwłaszcza tych mających swoją premierę jeszcze przed przełomem 1989 roku. Akurat bowiem w tym aspekcie rodzimi twórcy nie mają się czego wstydzić, o czym świadczy spore przywiązanie widowni do niektórych tytułów.
Utarło się przekonanie, że komedia jest dziś najtrudniejszym gatunkiem do realizacji, co widać nie tylko w polskim, ale również światowym kinie, gdzie nie widać w ostatnich latach hitów na miarę choćby “Kac Vegas” z 2012 czy “Teda” z 2009 roku. Wśród rodzimych twórczyń i twórców są jednak tacy, którzy z powodzeniem realizowali ostatnio takie filmy, by wymienić tu choćby twórczość Kingi Dębskiej, “Teściów” Jakuba Michalczuka czy też wykorzystującego konwencję łotrzykowskiego kryminału “Najmro” Mateusza Rakowicza. Komedia dość dobrze nadaje się do filmowych eksperymentów, na które jednak mało kto się decyduje. Pochodzące z różnych dekad “Hiway” kabaretu Mumio czy też niedawne “Fin del Mundo?” Piotra Dumały były oceniane przeróżnie.
Zbitka słowna “polska komedia” jednoznacznie kojarzy się jednak z kinem sprzed 1989 roku, kiedy nie tylko premiery miało wiele - uznawanych dziś za klasyczne - produkcji, ale również wielu było reżyserów, którzy specjalizowali się w tym gatunku. Wspomniany na początku Sylwester Chęciński, Marek Piwowski, Tadeusz Chmielewski, Roman Załuski czy też nadal najpopularniejszy z nich Stanisław Bareja to twórcy jednoznacznie kojarzeni właśnie z komedią. W tym artykule wspominamy o dziesięciu filmach, dziś często może nie tak dobrze kojarzonych jak choćby “Miś”, “Rejs” czy “Jak rozpętałem drugą wojnę światową”.
Zezowate szczęście
Największym atutem, bodaj najpopularniejszego filmu Andrzeja Munka, jest znakomicie wykreowany bohater, grany przez Bogumiła Kobielę - Józef Piszczyk, którego bez wątpienia można nazwać jednym z największych pechowców w historii rodzimej kinematografii. Piszczyk robi bowiem wszystko, by osiągnąć sukces, będąc jednocześnie swoistym “człowiekiem bez właściwości”, za każdym razem wpadając w coraz to gorsze tarapaty, sprawiające jednocześnie, że pojęcie “tragikomedii” prawdopodobnie nigdy nie było tak trafne jak właśnie w przypadku tego tytułu.
Giuseppe w Warszawie
Mająca swoją premierę w 1964 roku, a nadal zabawna komedia w reżyserii Stanisława Lenartowicza. Jej głównym bohaterem jest włoski żołnierz, który całkowitym zrządzeniem losu zostaje zatrzymany w Polsce i nie rozumiejąc do końca sytuacji próbuje się przedostać do Warszawy. Oparty na fantastycznych tekstach i znakomitym aktorstwie film łatwo powiązać z nurtem nieszablonowych opowiastek około-wojennych, przywodzących na myśl przede wszystkim nieśmiertelny cykl o przygodach Franka Dolasa, ale rzecz jasna nie jest tak popularny jak cykl Tadeusza Chmielewskiego.
Hydrozagadka
Znakomita komedia Andrzeja Kondratiuka to nie tylko świetna satyra na rzeczywistość Polski Ludowej, ale również błyskotliwy dialog z kinem superbohaterskim, w czasach gdy rzecz jasna nie było ono tak popularne jak obecnie. Nic zresztą dziwnego, że dotąd nie doczekaliśmy się własnego herosa z krwi i kości, bo w porównaniu z odtwarzanym przez Józefa Walczaka rodzimym Supermanem - Asem, stroniącym od alkoholu i co rusz przypominającym o przestrzeganiu przepisów BHP (zwłaszcza na kolei!) wypadłby on wyjątkowo blado. Uwagę zwracają tu również niezwykle kreatywne pomysły inscenizacyjne, które rozpoczyna słynna czołówka Igi Cembrzyńskiej.
Nie lubię poniedziałku
Film Tadeusza Chmielewskiego z 1971 roku przekonuje, że może i świat się zmienił, ale pewne rzeczy, takie jak choćby niechęć do dnia zaczynającego nowy tydzień, pozostały bez zmian. Obraz ten składa się z wielu opowiastek, portretujących ludzi, mających wyjątkowego pecha, a przez wielu jest uważany za jedną z najśmieszniejszych rodzimych komedii, czerpiących z wielu nurtów kina światowego, przy okazji również w znakomity sposób pokazujący jak wyglądała Warszawa ponad pół wieku temu.
Brunet wieczorową porą
Choć twórczość Stanisława Barei rozpatruje się dziś zazwyczaj w kontekście politycznym, akcentując te dzieła, które w karykaturalny sposób przedstawiały rzeczywistość PRL, polski reżyser ma na koncie kilka dzieł uniwersalnych, zrozumiałych zapewne pod każdą szerokością geograficzną. Tak jest niewątpliwie w przypadku produkcji z 1976 roku, swoistego anty-kryminału, w którym wróżka przepowiada głównemu bohaterowi, że popełni on morderstwo, przed czym ten broni się rękami i nogami! Znakomita komedia, w której oprócz głównych ról: Krzysztofa Kowalewskiego czy Wojciecha Pokory wyróżniają się również aktorzy epizodyczni.
Kingsajz
Jeśli wskazać jednego polskiego reżysera, który najlepiej opanował sztukę przeszczepiania na rodzimy grunt wielu nurtów, pojawiających się w zachodnim kinie gatunkowym, to z pewnością należałoby tu wymienić przede wszystkim Juliusza Machulskiego. Najlepiej obrazuje to rzecz jasna seria o przygodach Jurka Kilera, choć i we wcześniejszej dekadzie udawało mu się realizowanie sprawnych widowisk, akurat z pogranicza science fiction i fantasy. Najsłynniejszym obok “Seksmisji” jest oczywiście “Kingsajz”, toczący się w krainie Szuflandii, sprawnie łączący komedię z fantastyką.
C.K. Dezerterzy
Zmarły na początku roku, w wieku 92 lat, Janusza Majewski zostanie zapamiętany jako twórca wielu istotnych dla rodzimej kinematografii filmów, takich jak choćby “Sublokator”, “Zazdrość i medycyna” czy “Sprawa Gorgonowej”. Bez wielkiej przesady można jednak stwierdzić, że polska widownia szczególnie ukochała sobie właśnie tę komedię, toczącą się w 1918 roku. Opowiadała ona o grupie żołnierzy, dowodzonych przez szeregowca Kanię, którzy postanawiają zdezerterować z armii austriacko-węgierskiej. Nieśmiertelne teksty i znakomite kreacje Marka Kondrata, Zbigniewa Zapasoewicza, Wojciecha Pokory i Wiktora Zborowskiego decydują o tym, że jest to jedna z najlepszych rodzimych komedii wszechczasów.
Wyjście awaryjne
Z pozoru niewinna komedia obyczajowa, której istotą są wysiłki rodziny Kolędów, starających się za wszelką cenę znaleźć narzeczonego dla swej córki, spodziewającej się dziecka, staje się okazją do wyśmiania wielu ludzkich przywar. Bohaterowie najbardziej bowiem boją się skandalu, a co za tym idzie utraty twarzy i aby tego uniknąć są w stanie zrobić wszystko, bo przecież “podłość ludzka nie zna granic”. Bożena Dykiel stworzyła w tym filmie jedną z największych kreacji w swojej karierze.
Konsul
Scenariusz do filmu Mirosława Borka oparto luźno na żywocie Czesława Śliwy, uznanego za największego oszusta w czasach PRL. W filmie w postać Wiśniaka wciela się Piotr Fronczewski, znakomicie odgrywający postać wykorzystującego ludzką naiwność cwaniaka, który w końcu postanawia otworzyć fikcyjny konsulat austriacki, mający swą siedzibę we Wrocławiu, dzięki czemu udaje mu się poznać wiele person z lokalnej elity.
Piłkarski poker
“Tu nie ma co grać, tu trzeba dzwonić” - tym cytatem z Janusza Wójcika można by podsumować wiele słynnych polskich afer piłkarskich ostatniej dekady lat 80’ i 90’ XX wieku, które zresztą kilka lat wcześniej znakomicie przedstawił film Janusza Zaorskiego, kreując m.in. nieśmiertelną postać sędziego Jana Laguny, granego przez znakomitego Janusza Gajosa. Wiele lat po premierze tej produkcji w kuluarach wciąż mówiono o istnieniu piłkarskiej “spółdzielni”, a zdanie: “Jestem uczciwy! Zapłacili za 3:0, będzie 3:0!” przeszły do historii, nie tylko polskiego kina.
Przeczytaj również
Komentarze (22)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych