Reklama
The Big 4

Dziesięć najciekawszych, mniej znanych filmów azjatyckich na Netflixie

Dawid Ilnicki | 11.02, 14:00

Właściwie w każdym tygodniu na Netflixie pojawia się przynajmniej jedna propozycja azjatycka, czy to serialowa czy filmowa. Pokazuje to jak wielką popularnością cieszą się produkcje koreańskie, japońskie, a także chińskie, nadal nie tylko poziomem zbliżone do produkcji amerykańskich czy europejskich, ale często wręcz je przewyższające.

Choć już od dobrych kilku lat mówi się o poważnym kryzysie kina koreańskiego czy japońskiego, które nie potrafi nawiązać do niedawnych lat świetności, co roku i tak pojawia się kilka interesujących pozycji z tych krajów. Zeszłorocznym hitem była choćby “Godzilla Minus One”, która pokazała jak dziś należy realizować wielkie widowiska katastroficzne. Z kolei dwa lata temu wielką klasę pokazał jeden z mistrzów koreańskiego kina, Park Chan-Wook za sprawą znakomitej pod względem scenariuszowym i realizatorskim “Podejrzanej”, a wysokie noty w 2023 roku zbierał choćby historyczny thriller “Duch”. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Z kręgu osób zajmujących się organizowaniem festiwali filmowych dochodzą głosy, że coraz trudniejszym rywalem, w walce o prawo do pokazywania danych produkcji w kinach, są serwisy streamingowe, mające ogromne fundusze i od razu sprowadzające określone obrazy na swoje serwisy. Rzeczywiście, przoduje w tym zdecydowanie Netflix, praktycznie z tygodnia na tydzień prezentujący nowe pozycje koreańskie, japońskie, a nawet chińskie czy indonezyjskie. Ma to oczywiście swoje plusy, bo dzięki temu często można zobaczyć tytuły, zwłaszcza z kina festiwalowego, które mogłyby przepaść. 

Yakuza i rodzina

Jeszcze przed premierą pierwszego sezonu serialu “Tokio Vice”, korzystającego ze wspomnień dziennikarza Jake’a Adelsteina i skupiającego się na jego potyczkach z japońską mafią, powstał film Michito Fujiego, który w ostatnich latach zrealizował kilka produkcji dla streamingowego giganta. Jego głównym bohaterem był przyjęty do yakuzy młody Kenji, powoli pozbywający się wszelkich złudzeń co do charakteru organizacji, której członkowie mieli być dla niego jak rodzina. Obrazu w żadnym wypadku nie można nazwać klasykiem gatunku, ale ogląda się go bardzo dobrze.

Hell dogs

W dużo bardziej rozrywkową stronę poszedł film w reżyserii Masato Harady, którego bohaterem jest policjant, próbujący wejść w szeregi najsłynniejszej japońskiej organizacji przestępczej. W tym celu próbuje wkupić w łaski najbardziej nieprzewidywalnego członka yakuzy, co można porównać do sytuacji Nacho Vargi zaprzyjaźniającym się z Lalo Salamancą. “Hell dogs” to całkiem sprawnie zrealizowane widowisko akcji.    

Miecz Nieśmiertelnego

Nie ma chyba takiego gatunku, którego nie próbował jeszcze jeden z najbardziej zapracowanych reżyserów świata, jakim niewątpliwie jest Takashi Miike. Japoński klasyk realizował już horrory, kino policyjne, samurajskie i gangsterskie, a także komedie i filmy science fiction. “Miecz nieśmiertelnego” to z kolei połączenie fantasy z kinem sztuki walki, którego scenariusz oparto na mandze autorstwa Hiroaki Samury, opowiadającym o nieśmiertelnym samuraju Manjim. 

37 sekund

A teraz coś z zupełnie innej beczki. Co prawda amatorów filmów azjatyckiego nie trzeba przekonywać do tego, że kino japońskie nie ogranicza się tylko do ekranizacji mang i kina gangsterskiego, bo choćby festiwal Pięć Smaków co roku pokazuje wiele niszowych obrazów z kraju kwitnącej wiśni. Jednym z najlepszych dramatów jest dostępne w ofercie Netflixa “37 sekund” w niezwykle sugestywny sposób portretujące drogę dotkniętej porażeniem mózgowym bohaterki ku osobistej wolności. 

Zielony wąż

Kontynuacja jeszcze mniej znanego “Białego węża” z 2019 roku, która znalazła się w ofercie Netflixa, również przeszła właściwie bez echa, a zebrała całkiem wysokie oceny na serwisach filmowych. Jest to produkcja o tyle interesująca, że została oparta na lokalnej legendzie, a z uwagi na umieszczenie części akcji w dystopijnym świecie można w niej znaleźć podobieństwa do wielu znanych i lubianych produkcji zachodnich z ostatnich lat.   

Mother

Pod tym tytułem kryje się nie tylko znany film Darrena Aronofsky’ego, ale również japoński dramat obyczajowy z 2020 roku w reżyserii Tatsushiego Omori, eksplorujący temat toksycznego rodzicielstwa, mocno docenionego, zwłaszcza pod względem aktorskim. Wcielająca się Akiko Mizumi, Masami Nagasawa dostała nagrodę dla najlepszej aktorski, przyznaną przez Japońską Akademię Filmową. 

My i oni

Chiński film w reżyserii Zhanga Yibaia można z kolei nazwać azjatycką odpowiedzią na trylogię “Before” Richarda Linklatera. Fabuła zaczyna się bowiem bardzo podobnie jak w przypadku pierwszego filmu amerykańskiego cyklu: od spotkania dwójki nieznajomych w pociągu, a następnie obserwujemy jak zmienia się ich relacja. Twórcy zdecydowali się na podzielenie obrazu na części kolorowe i czarno-białe, znacząc w ten sposób różne linie czasowe. 

A sun

Standardowo jak na tego typu produkcje długi, bo niemal trzygodzinny, ale niezwykle wciągający tajwański obraz. Obserwujemy w nim dramat rodziny, której syn - po współudziale w niezwykle okrutnym przestępstwie - trafia do poprawczaka. Sytuacja ta ma wpływ nie tylko na rodziców i brata, ale również na partnerkę chłopaka. Długa perspektywa czasowa pozwala twórcom na pokazanie jak zmienia się zapatrywanie na określoną, z początku niezwykle trudną sytuację życiową, do której trzeba się we właściwy sposób ustosunkować, tak jak choćby ojciec głównego bohatera.

The Soul

Akcja tego tajwańskiego filmu została umieszczona w przyszłości, w roku 2031 i skupia się na cierpiącym na nieuleczalną chorobę prokuratorze, który podczas jednej ze spraw natrafia na ślady pewnej mrocznej, bo związanej z okultyzmem tajemnicy. Film Wei-Chao Chenga, który rok później zrealizuje bardzo nietypowe “Czy poślubisz moje zwłoki?”, całkiem sprawnie żongluje tropami wyjętymi z kina science fiction i horroru, prowadzącym do efektownego finału. 

Wielka 4

Indonezyjski reżyser zasłynął przede wszystkim z krwawego widowiska “Przychodzi po nas noc”, ze względu na obecność Iko Uwaisa i Joe Taslima nazywanego gdzieniegdzie nieformalną kontynuacją dylogii “The Raid” Garetha Evansa. Choć później zrealizował on kolejną część horrorowej franczyzy “V/H/S”, segment zatytułowany “The Subject” jego ostatnia produkcja sugeruje, że nie zamyka się on wyłącznie w jednym gatunku. “Wielkiej 4” bliżej bowiem choćby do niezwykle dochodowej w chinach serii “Detective Chinatown” łączącej komedię z kryminałem, tu doprawionej elementami klasycznego kina kopanego. Fabuła dostępnego na Netflixie widowiska koncentruje się wokół czterech emerytowanych zabójców, powracających do dawnej profesji, a także napotkanej na ich drodze policjantce, próbującej dopaść słynnego mordercę. 

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper