Banishers Ghosts of New Eden to świetny odmóżdżacz od przytłaczających gier AAA
Dokładnie 20 stycznia na stronie opublikowałem tekst, w którym zabawiłem się w typera - stwierdziłem wtedy, że Banishers Ghosts of New Eden będzie pierwszym czarnym koniem 2024 roku. Po zapoznaniu się z materiałami promocyjnymi czułem w kościach, że gra zadowoli fanów twórczości deweloperów odpowiadających za Vampyra, a do tego będzie to solidny odmóżdżacz od przytłaczających zawartością gier AAA.
I nie pomyliłem się. Przygoda Reda oraz Antei w świecie pełnym niespodzianek i przede wszystkim duchów zebrała dość solidne oceny od recenzentów, jak i graczy. Ci pierwsi ustanowili na portalu Metacritic średnią ocen prawie na poziomie 8/10, co oznacza, że jest to solidna produkcja. Druga grupa wypowiada się jeszcze lepiej o rzeczonej grze, bo na platformie Steam posiadacze pozycji wypowiadają się o Banishers Ghosts of New Eden niemalże wyłącznie w superlatywach. Średnia ocen w momencie pisania tekstu to prawie 9/10.
Widać jak na dłoni, że nawet mając mniej budżetu, da się przygotować produkcję intrygującą, zaskakującą i potrafiąca zapewnić sporo zabawy. Ja sam w omawianym tytule spędziłem przeszło 60 godzin i nie żałuję ani chwili - to była naprawdę świetna opowieść, o której będę pamiętał przez długi czas.
Coś z The Last of Us...
Od czego by tu zacząć... najlepiej od warstwy fabularnej i jakości zadań pobocznych. Historia przedstawiona w Banishers Ghosts of New Eden jest niesamowicie ciekawa i trzyma w napięciu przez większość przygody. Wcielamy się w pogromców duchów, których drogi niespodziewanie zostają rozłączone, a następnie ponownie połączone - podejmujemy wiele wyborów, które zbliżają lub oddalają nas do danego zakończenia kręcącego się wokół przyszłości protagonistów.
Fabuła ma sporo motywów, choć jej głównym elementem jest pielęgnowanie relacji między Redem a Anteą. Kochankowie muszą przejść przez wiele prób, a od tego pierwszego zależy, jak koniec końców postąpi wobec swojej ukochanej. W trakcie zabawy wiele razy zadamy sobie pytanie, czy żyjący zasłużył na najgorszy los, abyśmy zbliżyli się do wybawienia osoby, którą kochamy - podobny scenariusz mogliśmy zaobserwować już przy The Last of Us.
Oprócz głównego wątku, który jest zrobiony z jajem, bez niepotrzebnych dłużyzn sztucznie przeciągających czas do ukończenia gry, pozytywnie trzeba wypowiedzieć się też o samych zadaniach pobocznych. Questy te trwają od 30 do 60 minut i za każdym razem opowiadają inną historię, która zawsze kończy się wyborem - po zebraniu wskazówek decydujemy, czy nawiedzenie żyjącej osoby ma sens, czy wydamy na nią wyrok i zbierzemy esencję zbliżającą do jednego z zakończeń, czy też uznamy, że człowiek wciąż stąpający po świecie żywych nie przegiął i powinien w dalszym ciągu współpracować z daną społecznością. A zaufajcie mi, zadania te często nie mają happy endu i rzadko kiedy zadowolimy wszystkich. Co jest też wyśmienite - zakończenie wątku nie występuje po podjęciu decyzji, a dopiero po wykonaniu jeszcze jednej aktywności, która podsumowuje nasz wybór.
...i też trochę sosu z God of Wara
Nie samą opowieścią i wyborami Banishers Ghosts of New Eden żyje. Produkcja ma również bardzo klimatyczny świat, który zaskakuje swoją różnorodnością - raz trafiamy na bagna, kiedy indziej na zaśnieżone góry, a innym razem na pola uprawne. Każdy z regionów ma także swój własny wachlarz aktywności nieobowiązkowych - nie mylcie jednak tego z przedmiotami kolekcjonerskimi, bo samych znajdziek jest bardzo mało.
Zamiast tego otrzymaliśmy coś w rodzaju God of Wara - niszczymy gniazda, zabijamy elitarnych przeciwników, trafiamy do zaświatów czy szukamy skarbów, a wszystko to po to, aby zwiększyć swoje atrybuty, zdobyć nowe, rzadkie surowce potrzebne do ulepszenia ekwipunku czy też odblokować coraz to lepsze elementy wyposażenia. Wykonywanie więc tychże celów jest w idealny sposób wynagradzane, bo każda odhaczona aktywność sprawia, że Red oraz Antea stają się coraz to potężniejsi.
Bardzo przyjemna jest też eksploracja - Antea co jeden wątek główny odblokowuje nową zdolność, która niszczy barykady na drogach odblokowanych już wcześniej. Coś takiego widzieliśmy już przy God of War i ekwipunku Kratosa. Dzięki temu powrót na wcześniejsze ścieżki pozwala wejść do nowych obszarów i zainteresować się kolejnymi aktywnościami. W Banishers Ghosts of New Eden wszystko wydaje się przemyślane, a do tego wyraźne, bo bez jakiejkolwiek pomocy odblokowałem wszystkie tereny - wystarczyło tylko zaglądać do każdej mysiej dziury i wykonywać zadania, które często prowadzą do nowych obszarów, także tych podziemnych.
Banishers Ghosts of New Eden to wielka niespodzianka tego roku!
Być może w Banishers Ghosts of New Eden trochę gorzej wypada walka, bo do połowy fabuły otrzymujemy dostęp do większości chwytów. Poznajemy też zachowanie przeciwników, a z racji tego, że są oni stworzeni na stosunkowo "jedno kopyto", łatwo poznać ich czułe punkty, które potem będziemy ciągle wykorzystywać. Starć jest sporo, ale z biegiem czasu stają się one łatwe i nudne, gdy po raz 300-setny musimy walczyć z tym samym tułaczem, który zaraz wyskoczy z ciała zwierzęcia czy innego szkieletu.
Tytuł Dont'Nod Entertainment prezentuje się bardzo dobrze pod względem wizualnym, bo tytuł potrafi zauroczyć w wielu miejscach. Zauważyłem jednak, że o ile w lesie, na polach uprawnych czy bagnach nie ma problemu z wydajnością na PlayStation 5, tak spore spadki występują w Forcie Jericho. Oprócz tego - Banishers Ghosts of New Eden to mój czarny koń 2024 roku.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Banishers: Ghosts of New Eden.
Przeczytaj również
Komentarze (58)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych