Palm Royale (2024) - recenzja, opinia o pierwszych 3 odcinkach serialu [Apple]. Po trupach do sławy
Maxine Simmons jest zaradną kobietą. Złapała dobrego męża, potrafi wkleić się w niemal każde miejsce. Niemal. Obecnie najbardziej na świecie chciałaby dołączyć do ekskluzywnego klubu w Palm Beach. W tym celu będzie musiała zdobyć przychylność trzech jego członkiń, co wcale nie będzie proste, biorąc pod uwagę, że wszyscy po kolei mają ją za pozerkę i oszustkę.
I to już naprawdę tyle. Apple dostarczyło nam serial o sztucznych ludziach żyjących w bańce, na dobrą sprawę o niczym. Do kompletu, kolejne starania Maxine (Kristen Wiig) kontrastowane są z regularnymi wypowiedziami prezydenta Nixona na temat wojny w Wietnamie, pochłaniającej życia tysięcy istnień, kosztującej społeczeństwo wiele zarówno pod względem psychicznym, jak i finansowym. Jest coś komicznego i zarazem odrażającego w zestawianiu ze sobą tych dwóch światów i podejrzewam, że to właśnie o pokazanie jak pusta i bezsensowna jest cała ta fabuła chodziło, ale moim zdaniem nie sprawia to, że serial z automatu staje się dobry.
Tym, co sprawia, że serial ogląda się dobrze przynajmniej do jakiegoś tam stopnia, jest aura tajemniczości wokół głównej bohaterki. Scenariusz uparcie nie chce nam powiedzieć kim ona dokładnie jest, o co jej chodzi. Kiedy wydaje się nam, że zaczynamy rozumieć jej postać, twórcy ze szwajcarską precyzją wprowadzają nowy element, który temu obrazowi zaprzecza. Po trzech odcinkach wciąż nie możemy mieć pewności kiedy mówi szczerze, a kiedy kłamie, co jest o tyle trudne, że Maxine kłamie cały czas. Jej opinia jest jak chorągiewka - zmienia się jak akurat wiatr zawieje, czasami wielokrotnie w trakcie jednej sceny. W tych sytuacjach jej postawa jest komicznie wręcz czytelna, pozbawiona jakiejkolwiek subtelności. Ale nasza główna bohaterka regularnie okłamuje też samą siebie i to właśnie w tych sytuacjach jest najtrudniejsza do rozgryzienia.
Palm Royale (2024) - recenzja, opinia o pierwszych 3 odcinkach serialu [Apple]. Bardzo mocna obsada
Kristen Wiig sprawdza się w tej roli idealnie, łącząc w sobie cechy wyrachowanej oportunistki i pustej, spalonej na dojrzałą pomarańczę blondynki, choć okazjonalnie zobaczymy w niej również odcienie bardziej złożone, nieoczekiwane wręcz. Na ekranie partnerują jej przede wszystkim Leslie Bibb i Allison Janey jako członkinie klubu, do którego aspiruje postać Wiig. Obie są osobami, które raczej ciężko lubić. Ta pierwsza jest zazdrosna jednocześnie o męża i kochanka, z miłą chęcią słucha pochwał na swój temat ze strony Maxine i przyjmuje jej pomoc, ale ani myśli nazwać ją przyjaciółką, czy pozwolić jej dołączyć do klubu. Ta druga natomiast gardzi naszą ambitną blondynką w znacznie bardziej otwarty, antagonistyczny sposób, raz za razem pytając ją o pewne rzeczy wprost. Jednakże, ponieważ nic w tym serialu nie jest takie, jak z początku mogłoby się wydawać, koniec trzeciego odcinka przynosi w tej materii całkiem solidną woltę.
Słowa uznania na pewno należą się specjalistom od makijażu, którzy zadbali, aby wszystkie główne bohaterki wyglądały odpowiednio plastikowo, jak oderwane od rzeczywistości snobki, którymi przecież są. Tak więc skóra Maxine jest ciemniejsza niż jej włosy, a jej zęby zapewne oślepiają rozmówców w blasku słońca. Dinah (Bibb) jest tak napompowana i porobiona, że w pierwszej chwili kompletnie hej nie rozpoznałem. Za to Ricky Martin ewidentnie korzystał z usług innego specjalisty, ponieważ wygląda jakby miał ze trzydzieści lat, a nie pięćdziesiąt trzy. W mniejszej, ale w dłuższym rozrachunku prawdopodobnie istotnej roli zobaczymy też Laurę Dern, a w zabawnie kolorowego, uwielbiającego plotki stylistę wcielił się Dominic Burgess.
Palm Royale (2024) - recenzja, opinia o pierwszych 3 odcinkach serialu [Apple]. Warstwa wizualna na najwyższym poziomie
Trzeba również przyznać, że serial naprawdę dobrze oddaje ducha epoki, w której się rozgrywa. Wszystko, od pastelowych kolorów wnętrz, przez dużą ilość beżu, specyficzny kształt mebli - obowiązkowo zrobionych na wysoki połysk - po sposób wysławiania się i użyte słownictwo aż krzyczy, że pochodzi z końcówki lat sześćdziesiątych i początku siedemdziesiątych. W ogóle obraz zaproponowany przez operatorów Todda McMullena i Davida Lanzenberga jest bardzo mocno stylizowany, na pograniczu realizmu i starej pocztówki. Kiedy Maxine przechadza się chodnikiem biegnącym wzdłuż plaży, kolory i proporcje poszczególnych elementów tła są tak idealnie równe, że byłem przekonany, że aktorka maszeruje na tle sprytnie namalowanego płótna albo może na green screenie. I niby nie jest to niemożliwe, tylko... Po co? Żeby całość wyglądała jeszcze bardziej nierealnie? Nie wiem. Tak czy inaczej, widać, że za warstwą wizualną serialu stał konkretny zamysł i efekt końcowy potrafi zrobić wrażenie.
Problemem tej farsy Abe'a Sylvi jest w moim odczuciu zbyt delikatnie zarysowana warstwa humorystyczno-satyryczna i na dodatek tylko umiarkowanie wciągająca intryga. Gdyby częściej było się z czego pośmiać albo gdyby akcja serialu była bardziej zawiła, to mógłby z tego być ciekawy serial w starym stylu. Niby twórcy obiecują widzowi mocniejsze wrażenia w dalszych odcinkach za pomocą kończącego pierwszy odcinek montażu przyszłych wydarzeń, w którym pojawia się nawet wypalający pistolet, ale moim zdaniem już sam fakt, że uważali, że muszą przyciągać nas takimi tanimi sztuczkami pokazuje, że zdają sobie sprawę z powolnej, monotonnej natury swojego projektu.
Serial oglądaliśmy razem z żoną i nudziła się na nim chyba nawet bardziej niż ja, więc to też nie tak, że przyszedł Kamiński i czepia się serialu dla kobiet, mimo że sam ma piersi tylko dlatego, że jest gruby. Zaczekam jeszcze na resztę odcinków i sprawdzę, co ludzie będą mówili o "Palm Royale" jako całości, bo sam z siebie nie mam wcale ochoty śledzić dalej tej historii. Ma swoje momenty, ale właśnie tylko tyle - "momenty". I ładne obrazki. Dla mnie to za mało żeby poświęcić na coś dziesięć godzin życia.
Przeczytaj również
Komentarze (1)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych