Problem trzech ciał to problem Netflixa? Koszty, nowy model biznesowy i zmiany na szczycie
Kiedy Netflix ogłosił, że David Benioff i D.B. Weiss, twórcy „Gry o tron”, wezmą na warsztat adaptację „Problemu trzech ciał” Liu Cixina, świat stanął w miejscu w wyczekiwaniu na nową produkcję.
Serial, który miał być wizualnym majstersztykiem i narracyjnym kolosem, z miejsca stał się jednym z najbardziej oczekiwanych projektów platformy.
I oto jest, pierwszy sezon za nami, a ja, podobnie jak wielu innych widzów, zastanawiam się: czy to już koniec, czy dopiero początek naszej pozaziemskiej przygody?
Netflix — koszty i nowy model biznesowy, szansą na lepsze produkcje
„Problem trzech ciał” to nie tylko tytuł książki i serialu. To teraz także problem Netflixa, głównie ze względów finansowych, ale o tym za chwilę. Pierwszy sezon zakończył się wieloma niewiadomymi, otwartymi wątkami i takim cliffhangerem, który wyraźnie sugeruje kontynuację. Ale czy na pewno ją dostaniemy?
Twórcy nie ukrywają, że mają plan na realizację dwóch następnych sezonów, ale jak wiemy, wszystko zależy od oglądalności i… pieniędzy. A pierwsza z zależnych nie była najlepsza w dniu premiery, mimo szumnych reklam i zapowiedzi medialnych. Mimo to serial szybko zdobył pierwsze miejsce w TOP 10 w ponad 90 krajach. Trzeba przyznać, że serial osiągnął sukces i to dobra wiadomość zarówno dla twórców, jak i dla nas widzów. Zwłaszcza że koszt jednego odcinkach szacuje się na rekordowe 20 milionów dolarów. To bodajże najdroższa, o ile nie jedna z najdroższych produkcji Netflixa.
Kiedyś platforma stosowała (według mojej i innych opinii) strategię tzw. długiego ogona (long tail). Lepiej mieć w swoim portfolio dużo różnych produkcji, nawet wątpliwej jakości, ale generujących większą oglądalność, stawiających na różnorodność, a więc i wielu klientów zainteresowanych danym gatunkiem. Lepiej więcej za mniej, niż mniej, ale kosztownych. Tak było kiedyś. Teraz to się zmienia, co widać m.in. na przykładzie serialu „Problem trzech ciał”.
To dlatego jeszcze nie tak dawno oferta Netflixa spotykała się z dość mieszanymi opiniami. Było bardzo dużo słabych seriali, sporo średnich, a mało wybitnych. Tak było kiedyś — konkurencja wymusiła zmiany. Teraz to się zmienia, co widać m.in. na przykładzie serialu „Problem trzech ciał”. Obecnie jest znacznie mniej słabych tytułów, umiarkowanie średniaków, a coraz więcej lepszych, godny uwagi i wielkiego formatu produkcji. Nie sądzę, aby Netflix przejął model biznesowy Apple TV+, który może poszczycić się drogimi, ale jednak wybitnymi serialami — jak już coś wypuszczą, to z miejsca stają wielkimi hitami, choć też zaliczają wpadki — ale widać, że platforma wdraża swoją wizję i ewoluuje.
Netflix produkuje może i mniej, ale coraz bardziej stawia na jakość. I to dobrze, że platforma celuje wyżej. Osobiście chcę więcej dobrych produkcji, bo tych „zapychaczy”, których nie jestem odbiorcą, a nawet nie znajduje się w grupie docelowej, do której kierowane są niektóre „fuszerki”, zwyczajnie pominę.
Problem trzech ciał — co dalej z serialem?
Następne dwa sezony mogłyby obejmować kolejne tomy trylogii, co daje nadzieję, że historia będzie kontynuowana. Choć jest też szansa, że oba zmieszczą się w jednym, trochę dłuższym, drugim i jednocześnie ostatnim sezonie, jeśli Netflix nie chciałby brnąć dalej w kosztowną produkcję. Jednak na ten moment Netflix nie zamówił oficjalnie kontynuacji, pozostawiając nas, widzów, w stanie zawieszenia.
Osobiście czuję się zaintrygowany. Pierwszy sezon był dla mnie rollercoasterem emocji i intelektu, pełnym zaskakujących zwrotów akcji i głębokich refleksji nad ludzką naturą. Był też wizualnym festiwalem, który pokazał, że Netflix nie boi się inwestować w ambitne projekty, które w przypadku gatunku sci-fi potrafią kosztować krocie. „Problem trzech ciał” stał się jednym z najdroższych projektów platformy, co widać w każdym ujęciu, w każdej scenie pełnej detali.
Jednak to nie budżet czy efekty specjalne sprawiają, że serial jest wyjątkowy. To przede wszystkim opowieść, która prowokuje do myślenia, zmusza do zadawania pytań. Pytań o naszą przyszłość, o miejsce człowieka we wszechświecie, o moralne wybory, przed którymi możemy stanąć. Poza tym to cholernie dobrze się to ogląda — to moje zdanie, każdy ma inny gust, lubi inne gatunki, sposób przedstawienia historii i wykonanie. Ja stawiam na różnorodność i w prawie każdym gatunku potrafię się odnaleźć, wychwycić jakąś perłę, którą będę powtarzał za kilka miesięcy lub lat.
„Problem trzech ciał” ma potencjał stać się „klasykiem science fiction wśród współczesnych produkcji”, bo takich prawdziwych klasycznych perełek jak np. „2001: Odyseja kosmiczna” w reżyserii Stanleya Kubricka nie przebije. Mimo to produkcja Davida Benioffa i D.B. Weissa ma możliwość stać się wielką i dobrze zapamiętaną produkcją, jednak tylko wtedy, gdy dostanie szansę, na pełne rozwiniecie skrzydeł.
Czy więc dostaniemy kontynuację?
Wszystko wskazuje na to, że twórcy są gotowi, mają wizję i chcą ją zrealizować. Ale decyzja leży w rękach Netflixa. Jako fan, mogę tylko czekać i mieć nadzieję, że platforma zdecyduje się kontynuować tę podróż. Bo jeśli „Problem trzech ciał” to problem, to chcę, aby Netflix miał ich więcej – i nauczył się ich rozwiązać. Dla mnie, dla nas wszystkich, którzy chcemy zobaczyć, dokąd zabierze nas ta historia.
PS. Przy okazji zachęcam Was do przeczytania naszej recenzji, jeśli nie mieliście okazji zrobić tego wcześniej.
Przeczytaj również
Komentarze (53)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych