Tekken 3

Dlaczego wybrałem PlayStation? To coś więcej niż tradycja

Krzysztof Grabarczyk | 20.04, 10:00

Podobno tradycja zawsze wygrywa. W większości przypadków tak jest. Gdy mówimy o grach, czy szerokiej popkulturze, tradycja nie zawsze pachnie regułą. PlayStation wkroczyło do naszego świata w grudniu, 1994 roku. Wprowadziło granie w trzeci wymiar, wyniosło interaktywną rozrywkę z pewnej niszy, w jakiej utkwiła w czasach kilkunastobitowych konsol i komputerów. To od jasnoszarego pudełka Sony zaczęły się flagowe serie, których gwiazda mocno świeci do dzisiaj. Najcenniejsza z dywizji Sony kroczy również z duchem czasu, nawet jeśli tylko adaptuje się do konkurencyjnych inicjatyw, jak w przypadku takiej jednej korporacji z Redmond. Mój wybór PlayStation jako platformy wiodącej jest fuzją nostalgii, wyznaczania jakości i jedynej, pewnej przyszłości w segmencie gier komputerowych i wideo.

Pomyśleć, że ta historia zaczyna się od uderzenia pięścią w stół. Gdy człowiek honoru, nieżyjący już Norio Ohga krzyknął w stronę Kena Kutaragiego, aby ten poprowadził projekt PlayStation do końca. Ohga, ówczesny szef Sony wpadł w furię, gdy dowiedział się, jaki numer jego firmie wycięło Nintendo podczas CES w 1991 roku. Podjęcie współpracy z Philipsem, a nie Sony, zachwiało całym konceptem na pierwszą w historii japońskiego koncernu, stacjonarną platformę do grania. Tę historię spisywano dziesiątki razy. Pisano o niej w całkiem udanych "Rewolucjonistach z Sony", opisywał to Piotr Mańkowski, autor Cyfrowych Marzeń, czy dawne Neo Plus.

Dalsza część tekstu pod wideo

PlayStation, coś, co każdy chciał mieć w czasach, gdy zamiast w szkła smartfonów patrzyło się albo na Motomyszy z Marsa, albo na Tygrysią Maskę, albo na pierwsze odcinki Dragon Ball. W kioskach głód potęgowały okładki czasopism dedykowanych PlayStation, a oczekiwanie do pierwszej komunii było jak czekanie na cud - kto wtedy nie chciał ujrzeć tej małej, szarej maszynki? Kto nie czekał, aż gra się załaduje i logotyp PlayStation zamrożony na kineskopie zniknie, a zabawa rozpocznie się na dobre? To był kres zmartwień o stan zasilacza, bo ja sam przepaliłem ich dziesiątki na poczciwym Pegasusie. Piękne, bezpowrotne chwile. Jednak nie samą nostalgią gracz żyje. Dlaczego pozostałem przy PlayStation?

Przyszłość konsol

undefined

Nie da się ukryć, że obserwujemy mocne zmiany rynkowe. PlayStation idzie jednak swoim, klasycznym torem. Wiem, że Sony w ostatnich latach bardzo promuje zjawisko amerykanizacji. Obecnie większość hitów z katalogu stanowią twory głównie zachodnich zespołów deweloperskich. Można mieć o to pretensje do Jima Ryana, który właśnie ustąpił ze stanowiska, chociaż czy to wyłącznie jego dyspozycja? Za czasów PlayStation 3, gdy jeszcze rządzili Kaz Hirai, Jack Tretton, a Worldwide Studios szefował przesympatyczny Shuhei Yoshida, zaobserwowaliśmy tendencję do lepszej promocji marek pokroju Killzone, Uncharted, God of War czy The Last of Us. PlayStation wybrałem ze względu na chęć producenta do kreacji zupełnie nowych, nierzadko wielkich IP. Owszem, kilka z nich przepadło w odmęty historii (gdzie jest inFamous, Folklore, czy kolejny Killzone? O The Order: 1886 już nie wspominając).

PlayStation nie obawiało się kiedyś ryzyka. Sony, choć przejechało się na gigantycznych obietnicach co do PlayStation 4, kreowanej na "technologię jutra" - odbiło sobie początkowe straty. Niemal przegrali wówczas z Redmond, lecz w kolejnych latach ekspansja przybrała na sile. Punktem zwrotnym w mojej decyzji o pozostaniu z konsolami Sony był debiut, a następnie rozwój PS4. Wówczas zagrało wszystko - chwytliwe hasła (4ThePlayers), piękny kształt konsoli, oraz mocarne hity. Od czasów Nightmare Creatures marzyliśmy o szlachtowaniu bestii. Nagle pojawia się Bloodborne, której dzisiaj określiłbym najlepszym tytułem, jaki kiedykolwiek przewinął się przez czytniki konsol PlayStation. Połączył wszystko w piękną całość. Sony nie zwalnia tempa z konsolami, wciąż produkuje i wydaje nowe modele PS5. Nie boi się nowych technologii, a gogle VR 2.0 są tego świetnym przykładem.

Definicja jakości

undefined

Ponownie odwołam się do dziejów PlayStation 3. Okrzyknięta najsłabszą z konsol Sony, tak naprawdę zmieniła najwięcej. "To prawdopodobnie jest za tanie..." - stwierdził Kutaragi, jeszcze w 2005 roku, gdy świat oficjalnie dowiedział się o PlayStation 3 oraz planowanej cenie na poziomie 599 dolarów. Sprzęt kreowano na technologię jutra, multimedialny kombajn. Phil Harrison, gdy jeszcze pracował w Sony, podsumował PlayStation 3 w dość wymownym, odważnym stylu - "PlayStation 3 jest jak komputer, nie potrzebujemy PC". W trakcie produkcji gier dedykowanych PS3 zrodził się tzw. Ice Team - wyspecjalizowana komórka w Sony testująca i sprawdzająca gry pod kątem wydajności oraz optymalizacji. Wyznaczono nowe standardy w definiowaniu jakości.

Do dzisiaj trudno zarzucić Sony niedbalstwo w tej kwestii. Do tego firma powraca do zawziętej promocji wschodnich zespołów. Za chwilę debiutuje Stellar Blade, produkcja charakterna i ostra jak brzytwa, z fantastycznym gameplayem i narracją. Cenię pomysły na takie produkcje. Chwilowo ucichły zachodnie studia, lecz dla PlayStation to czas powrotu do dawnych dziejów. Dziejów, gdzie rządziły wschodnie studia. Jeśli w przyszłości zjawi się więcej tak dobrze rokujących produkcji, jak przywołana historia Eve, to pozostanę z PlayStation jeszcze bardzo, bardzo długo. Rodowód marki to przecież Japonia, gdzie to wszystko ma swój początek. Mam z tym masę wspomnień. Pierwszy ubity zombie w Resident Evil 2, czy stosy zebranych serduszek w Castlevania: Symphony of the Night. I takich wspomnień przybywa.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper