Reklama
Wiedźmin 3

Wiedźmin 3: Dziki Gon - to już dziewięć lat, a gra nadal zachwyca

Krzysztof Grabarczyk | 04.05, 10:00

W tę majówkę wpadłem w sidła wspomnień związanych z najważniejszą grą w historii CD Projektu. O tym, ile nagród i wyróżnień zdobył Wiedźmin 3: Dziki Gon mógłbym spisać 200-stronicową książkę, bo mniej więcej tyle gratyfikacji otrzymała produkcja. Podróż Geralta z Rivii rozpoczęła się od kultowej Fantastyki, pisma, które było punktem startowym dla niejednego autora. Jednym z takich "ASów" był Andrzej Sapkowski rozpoczynający twórczość na łamach pisma pod tym właśnie pseudonimem. W 1986 roku pojawiła się historia o białowłosym zabójcy potworów. Trzydzieści lat później, Sapkowski odbiera prestiżową nagrodę, World Fantasy Award. W tym samym roku, na szczycie popularności znaleźli się twórcy ze studia CD Projekt RED.

Historia gier o Wiedźminie sięga już 1997 roku, gdy w ówczesnej prasie znalazły się zapowiedzi próby ujęcia wiedźmińskiego świata w formie gry komputerowej. Na ten moment musieliśmy odczekać jeszcze dekadę. Firma CD Projekt obudowała swój produkt świetną narracją. Wiedźmin (2007) był i jest bardzo słowiański. Znawcy tematu często podkreślają, że część pierwsza charakteryzuje się bardzo surowym, lecz i autentycznym klimatem. Te przekonania nabierają na mocy gdy wskoczymy do świata Wiedźmin 2: Zabójcy Królów, czyli historii lepszej, choć z silniejszym kolorytem oprawy, oraz skonstruowanej pod konsolowych graczy. W praktyce, Zabójcy Królów są grą po prostu lepszą pod kątem systemowym i narracyjnym. W teorii poprzednik stworzył bardziej słowiańską otoczkę. 19 maja, 2015 roku galopem do sklepów przybył Dziki Gon.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dla CD Projektu nie było ważniejszej daty. Trzy lata intensywnej pracy, setki lub nawet tysiące przepracowanych godzin i najważniejsza chwila, gdy gaśnie embargo i napływają pierwsze recenzje. Wiedźmin 3: Dziki Gon przywitano na świecie z aplauzem przerastającym oczekiwania samych twórców. W Polsce mówiliśmy o małym święcie narodowym. Oto świat elektronicznej rozrywki podbija gra, która powstawała na warszawskiej pradze. Wybiła północ, a w kilku sieciach huczały głośne echa nocnej premiery. Jednym słowem działo się. Minęło już dziewięć lat od pierwszej sprzedanej kopii Wiedźmin 3: Dziki Gon. Przez ten czas napłynęły miliony nowych fanów uniwersum, wzrosło zainteresowanie marką w literaturze i filmie. Efekt Dzikiego Gonu utrzymał się znacznie dłużej, niż przewidywano. Na czym polega fenomen trzeciego Wiedźmina? Jest świetną grą.

Miecz Przeznaczenia

undefined

CD Projekt dopisali własną historię, rozgrywająca się krótko po słynnych dziejach spisanych za pośrednictwem wiedźmińskiej sagi. Wiedźmin 3: Dziki Gon otwiera jeden z najlepszych dialogów wraz ze scenerią. Geralt i Vessemir toczą dyskusję o urwanym tropie, a konwersację przerywa atak ghuli. Po wszystkim gracz wskakuje na Płotkę, a świat przedstawiony staje otworem. W stosunku do poprzednich gier z Wiedźminem Dziki Gon bardzo szybko wprawiał w zachwyt. Mijane po drodze spalone domy, garstka płaczących nad swym losem wieśniaków i piękny wschód słońca. Gra uderza świetną narracją nie tylko poprzez napisane dialogi, lecz również dzięki konstrukcji świata przedstawionego.

Słowiański klimat bardzo szybko uderzył mi do głowy. I to wszystko zadziałało jeszcze zanim w ogóle wyszedłem z Białego Sadu. Otwarcie gry jest bardzo długie, ponieważ z perspektywy gracza, Wiedźmin 3 odsłania systemowe karty wraz z eksploracją całego terenu zagospodarowanego dla Białego Sadu. To przecież kilka zleceń do wypełnienia, w tym sam Gryf do ubicia, znaczniki do odkrycia i kilka znaczących wyborów (jak ten ze wściekłym krasnoludem, któremu ktoś „życzliwy” spalił kuźnię). Nie zapomnę historii dwóch ocalałych żołnierzy z przeciwnej strony barykady, których wytropił pies o imieniu Huzar. Każdy quest ma w zanadrzu przygotowany finał z morałem, a decydujące słowo należy do gracza.

Przeznaczenie rządzi wszystkim w wątku głównym trzeciego Wiedźmina. Resztę warunkuje już tylko ciekawość odbiorcy. Bo jak nie popaść w zachwyt, gdy okazuje się, że narracja zadań pobocznych jest równie atrakcyjna, lub chwilami nawet przewyższą docelową historię w grze skupioną na postaci Geralta, Cirilli i mitycznego, Dzikiego Gonu. Gra potroiła bazę fanów uniwersum. Nie zabrakło kilku złośliwości po stronie autora książek, lecz to grząski temat, któremu pewnego dnia postaram się przyjrzeć. Wiedźmin 3 zainspirował nawet graczy dotychczas nieinteresujących się gatunkiem RPG. Ten fenomen jest dziełem świetnej narracji środowiskowej i tej zapisanej w soczystych dialogach. Widzicie, ten świat żyje swoim życiem, gdzie na całej jego powierzchni spotykamy ponad 1300 NPC-ów (nie liczę Toussaint, miejsca akcji wybornego dodatku, Krew i Wino). Tutaj zarzucę ciekawą anegdotą. Postacie w grze są na ogół bardzo rozmowne, a dialogi z nimi zostały wzbogacone o możliwość doboru odpowiedzi. Jedynie Eredin, główny antagonista, wypowiada w całej grze tylko 12 zdań. Stąd jego każdorazowy występ jest ciekawym zjawiskiem.

„Zabijam Potwory”

undefined

Kwestia ta kończy pamiętny zwiastun, w którym dwaj wiedźmini przybywają po zapłatę za ubicie bestii, i są świadkami egzekucji niesłusznie oskarżonej niewiasty. CD Projekt bardzo zadbał o marketing produkcji. Materiały promocyjne, choć nie odtworzone na silniku gry (RED Engine) ani trochę nie skłamały. Wcale nie mówię o jakości wizualnej, lecz o przekazie. Każda osobna historia w Wiedźmin 3: Dziki Gon jest skonstruowana z pomysłem. W odniesieniu do gier Bethesdy Dziki Gon po prostu wszedł na wyższy level. Ani Bethesda, ani BioWare nigdy wcześniej nie stworzyli takich opowieści. Jasne, gry Bethesdy wybronią się możliwością tworzenia własnych, niezliczonych historyjek, lecz one wszystkie i tak są umieszczone w ramie jednego szablonu. Wiedźmin 3 tchnął nowe życie w gry action-rpg z otwartym światem.

Ty nie śpisz jedna, strachem zdjęta, bo wiedźmin cię dopadnie i spęta” - tę melodię snuje Oriana, ofiara Geralta z Pamiętnej Nocy, mojego ulubionego zwiastuna nie tylko na tle Dzikiego Gonu, lecz gier ogólnie. Materiał zrealizowano z wprawą godną Hollywood, a przed premierą gry odtworzyłem go kilkadziesiąt razy. Wiem, to już pachnie obsesją. W Dziki Gon znowu grywam okazjonalnie. Po dziewięciu latach gra wciąż radzi sobie systemowo. W tekście celowo nie biorę pod uwagę wydanej przed rokiem aktualizacji ulepszającej działanie gry na konsolach aktualnej generacji. Pragnę zaznaczyć, że Wiedźmin 3: Dziki Gon jest tytułem poprawnym technicznie nawet na rdzennych platformach, czyli tych, którym był od początku dedykowany - PS4/XONE.

Wiem, że gra nie jest bez wad. W odniesieniu do poprzednich odsłon Wiedźmin 3 jest nafaszerowany często zbędnymi umiejętnościami, ponieważ nie mają one realnego przełożenia na gameplay. Stąd inwestowałem jedynie w te praktyczne. Nie do końca pojmuje również obecność, chociażby setu wilka. Zbroja ta, choć prezentuje się wybornie, jest niepraktyczna. Niezmiennie stosuję zbroję ze Szkoły Niedźwiedzia. Ciężka i niezawodna. W podróży przez ten świat natomiast zawsze wsłuchuje się w szum drzew kołysanych przez wiatr, odgłosy kopyt i muzykę. To, co stworzył Marcin Przybyłowicz wraz z zespołem Percival, nadal nie ma sobie równych. Zespół miał nawet trasę koncertową po premierze gry. Skąd to wiem? Bo byłem na jednym z takich koncertów w warszawskiej Stodole (2017 r.). Gry takiej jak Dziki Gon w polskim gamedevie nie było i długo nie będzie. Za rok wybije dziesiąta rocznica. Też o tym przeczytacie, chyba.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Wiedźmin 3: Dziki Gon.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
Weteran ze starej szkoły grania, zapalony samouk, entuzjasta retro. Pasjonat sportów siłowych, grozy lat 80., kultury gier wideo. Pisać zaczął od małego, gdy tylko udało mu się dotrwać do napisów końcowych Resident Evil 2. Na PPE dostarcza weekendowej lektury, czasem strzeli recenzję, a ostatnio zasmakował w poradnikach. Lubi zaskakiwać.
cropper