Czy Sony powinno zaoferować swoje gry konkurencji? Pieniądz nie śmierdzi
Kilka dni temu popełniłem tekst o tym, że branża gier wideo ewoluuje (o ten -> klik). Zastanawiałem się wtedy - albo, będąc bliżej prawdy, analizowałem - w jaki sposób zmienia się otaczający nas świat gamingu. Trendy zdają się zmierzać w kierunku niemal o 180 stopni odwróconym względem tego, co obserwowaliśmy jeszcze dwie czy trzy dekady temu. W tym przypadku trudno mówić o zataczaniu koła, a dynamika zmian jest ogromna.
Doskonale widać to po tak zwanej "ekskluzywności". Wszyscy - od najmłodszych aż po starszych - pamiętamy czasy, w których tytuły na wyłączność były czymś normalnym. Naturalne było, że firmy stojące za pewnymi sprzętami sięgały po konkretne gry, aby wpływać na sprzedaż konsol. Można było odnieść wrażenie, że najważniejsze są wyniki, jakie notują konkretne urządzenia - a gry, kolejni deweloperzy i różnorakie promocje są ścieżką do osiągnięcia najlepszych rezultatów właśnie na tym polu.
Dziś sytuacja przybrała nieco inny obrót - nie da się nie zauważyć, że najważniejsze przestają być konsole. Coraz bardziej rządzą usługi i przywiązanie do danej marki. Microsoft stawia bardzo dużo na Game Passa i niejako, bawiąc się słowem, postawił pod ścianą Sony, które musiało mocno przemodelować swój PlayStation Plus, by zaoferować coś zbliżonego. A to przecież tylko kropla w morzu zmian.
Ekskluzywność
Tworzenie i oferowanie gier na wyłączność ma oczywiście swoje plusy. Buduje swego rodzaju zamknięte grono wśród odbiorców mających do nich dostęp. Sprawia, że niezależnie od sprzętu, jego posiadacze mają poczucie wspólnoty - pewnej komitywy, która zebrała się wokół jakiegoś tytułu będącego niedostępnym dla wielu innych odbiorców. Czy tworzy to podziały? Troszkę tak, ale przede wszystkim zdaje się tworzyć więzi.
Poza tym, jasne, w pewnym sensie gry na wyłączność dalej potrafią sprzedawać sprzęty. Jest ich jednak coraz mniej. Rosnąca konkurencja i malejąca (dla oka) ewolucja gatunkowa wpływają na to, że trudniej jest stworzyć projekt, który będzie na tyle mocny. Bloodborne czy, do czasu, The Last of Us, to pojedyncze pozycje. Zaledwie jednostkowe tytuły, których twórcy pewnie i tak skorzystaliby na szerszym dostępie. I Naughty Dog już to robi.
Zresztą, z tego względu trudno sobie wyobrazić, aby tak gargantuiczne serie jak Call of Duty, EA Sports FC, GTA czy Wiedźmin miały trafiać wyłącznie na jeden sprzęt. Nie jest to nikomu na rękę - a przynajmniej nikomu, kto mógłby podjąć decyzję o próbie odcięcia się od sporej rzeszy graczy na innych sprzętach, niż A czy B. Wszyscy powoli zdają sobie z tego sprawę, dlatego krajobraz branży tak mocno się zmienia.
Dziś zamiast “wyłączności” mamy przeważnie “wyłączność czasową” - i to nie zawsze. Gry Microsoftu na PC nikogo nie dziwią. Ba, obecnie także produkcje od Sony lądujące na Steamie nie są dla nikogo żadnym zaskoczeniem (no może poza wspomnianym Bloodbornem, na którego "PCMR" wciąż czekają). Zresztą, wygląda na to, że normą stanie się także oferowanie produkcji od Xbox Game Studios na PlayStation. Szok? Nie, dziś już nie.
Ścieżka Sony
Tutaj rodzi się więc kolejna kwestia - pojawia się pytanie, czy Sony również powinno w to iść. Microsoft zdążył nas już przyzwyczaić do swoich "multiplatformowych" działań, a Japończycy wciąż wydają się w tym niepewni. Badają możliwości, starają się lekko muskać granicę, ale jednak dalej robią to lekko zdystansowani. Są czujni, uważni i bardzo ostrożni. Tylko czy można się opierać, skoro wyniki są tak dobre?
Zacząć można od Helldivers 2, która cały czas kręci niesamowite wyniki na platformie Valve. W momencie pisania tego newsa - trzy miesiące po premierze - na serwerze przesiaduje ponad 50 tysięcy osób. W najlepszym momencie było jednocześnie blisko 460 tysięcy. Wymowne, ale innych przypadków, które można tak określić, jest więcej. Naturalnie, gry singleplayer notują niższe wyniki - wciąż jednak na tyle duże, że można je określać jako imponujące.
Da się odnieść wrażenie, że każda kolejna premiera to nowy rekord. Wydany w 2020 Horizon Zero Dawn dobił do 56.5 tysiąca w “peaku”. Kontynuacja z 2024 zanotowała ciut gorszy wynik, ale wciąż niezłe 40 tysięcy. W 2022 roku pojawił się God of War i wyciągnął ponad 73.5 tysiąca, a kilka tygodni temu dostaliśmy Ghost of Tsushima: Director’s Cut z rekordem wśród produkcji dla pojedynczego gracza od PlayStation - 77 154 w najlepszym momencie.
Jasne, w zestawieniu z wieloma premierami na PC może nie robić to tak dużego wrażenia, ale warto odnotować, że są to gry, które na Steamie lądowały kilka lat po pierwotnych debiutach. Co więcej, mówimy tu o produkcjach nastawionych na konkretnego odbiorcę. A Sony coraz chętniej i odważniej puszcza kolejne projekty w świat. I na ten moment trudno sobie wyobrazić, aby chcieli zrezygnować, bo… Właściwie czemu mieliby to zrobić?
Pieniądz nie śmierdzi
Daleko mi do stwierdzenia, że Sony całkowicie odpuści sobie ekskluzywność. Dopóki, posiłkując się nomenklaturą Tomka Adamka, “dudki się będą zgadzać”, dopóty sposób działania będzie podobny. Pokuszę się w tym wszystkim także o stwierdzenie, że być może wyłączność czasowa zacznie dotyczyć nie tylko opóźnionych premier na PC, ale także… Opóźnionych premier na inne konsole.
Czasy się zmieniają, a najważniejsze powoli staje się budowanie świadomości marki. Przywiązywanie użytkowników do usług i firm. A w takim przypadku sprzęty przestają stać w centrum - stają się po prostu jedną z dróg, którą można dążyć do celu. I nie zamierzam konkludować tego słowami, że tak właśnie będzie. Moje przypuszczenia mogą się całkowicie rozminąć z rzeczywistością i...
Dla mnie nic się strasznego nie stanie, bowiem najważniejsze jest, by gry dalej dawały nam frajdę - niezależnie od tego, na jakich platformach się pojawiają.
Przeczytaj również
Komentarze (186)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych