Nintendo Wii U - porażka konsoli czy jej marketingu?
W styczniu 2017 roku, Nintendo ogłosiło kres produkcji Wii U. Jakim cudem firma z takim dorobkiem i bazą oddanych fanów skończyła bilans swojej konsoli z zaledwie 15 milionami sprzedanych konsol? Gorzej wypadł już chyba tylko Virtual Boy. Precedesor Wii U, czyli Wii trafiło do ponad stu milionów odbiorców i stało się zwycięzcą siódmej generacji konsol, choć producent nigdy nie chciał brać udziału w żadnym wyścigu zbrojeń. Nie chcemy nazywać Wii U porażką - przeciwnie - jesteśmy zdania, że system dostarczył kilka naprawdę prześwietnych gier, które dzisiaj chętnie uruchamiamy na Nintendo Switch, gdyż niemal wszystkie doczekały się odświeżonych edycji. Wróćmy jednak do czerwca, 2011 roku, do Los Angeles.
Reggie Fils-Aime, prezes Nintendo of America prezentuje zupełnie nowy kontroler - hybrydę tabletu oraz pada. Zgromadzeni dziennikarze zachodzą w głowę, czym jest nowy gadżet firmy. „Czy to kolejna przystawka dla konsoli Wii?” - pytano. Nintendo poświęciło GamePadowi większość czasu konferencji. W końcu kurtyna zapadła, a równie szybko opadł entuzjazm widowni. Wciąż nie było jasnym, czy mowa o nowej konsoli, czy urządzeniu peryferyjnym dla Wii. „Skupiliśmy naszą uwagę na kontrolerze, co spotkało się z niezrozumieniem” - przyznał tego wieczoru Satoru Iwata w wywiadzie dla Evening Standard. Zmarły w 2015 roku prezes Nintendo wziął na siebie komercyjną porażkę Wii U. Obciął sobie nawet pensję.
Graficzne chipsety z serii AMD 7 oraz wielordzeniowy procesor od IBM (firma produkowała również układy scalone dla GameCube'a) rozpalały wyobraźnię odbiorców, gdy stało się jasnym, że Wii U to oficjalny następca Wii. Te doniesienia niestety zweryfikowali sami deweloperzy. Okazało się, że praca gier na dwóch ekranach znacząco obciążała zasoby konsoli, przez co gry od studiów third-party cierpiały na spadki wydajności oraz screen tearing. GamePad wyposażony w dotykowy wyświetlacz generował obraz w rozdzielczości 480p. Dysproporcje w działaniu odnotowano w trakcie rozgrywki w ZombiU, grę od Ubisoftu traktującą o epidemii zombie, z trybem Permadeath. Została doceniona za próbę innowacyjnej narracji, lecz szybko o niej zapomniano. Ponownie za kupnem konsoli przemawiały tylko gry wyprodukowane w studiach Nintendo.
Błąd komunikacji
Zarząd Nintendo prawdopodobnie szybko uświadomił sobie, że Wii U nie ma szans na powtórkę sukcesu z Wii. Firmie hydraulika udało się wstrzelić w nowy segment graczy, tzw. graczy casualowych. Z Wii U nie było już mowy o tamtej skali. Wyposażenie konsoli w GamePada, który nieudolnie imitował funkcje tabletu, było błędną decyzją. W dodatku większość studiów zewnętrznych nie wykorzystywała gadżetu w stu procentach. Potrafili to uczynić jedynie inżynierowie na co dzień pracujący w Nintendo. Wraz z Wii U, producent konsoli zdawał się podjąć jeszcze jedną próbę w starciu z Sony i Microsoftem. Tymczasem, tak Michael Patcher podsumował ruchy Nintendo w obliczu premiery konsoli - „Znowu ich next gen jest current-genem” - trudno się nie zgodzić. Problem związany z marketingiem Wii U leżał w błędnym odczytywaniu potrzeb graczy. W tym samym czasie na świecie premierę miał iPad od Apple'a, a na nim również zaczęły pojawiać się gry, o wiele tańsze niż na świeżej platformie Nintendo.
W praktyce oznaczało to, że po Wii U sięgnął zawzięty elektorat firmy, czyli zagorzali fanatycy Mario i Zeldy. Jedną z ciekawszych gier w ofercie na początku rynkowej kariery Wii było New Super Mario Bros U. a niedługo potem, Super Mario 3D World. Po latach możemy śmiało twierdzić, że konsola Wii U była sceną dla jednej postaci - wąsatego hydraulika. Zainteresowanie maszynką wzrosło, gdy premierę miało genialne Mario Kart 8. „Te trasy w grze są oszałamiające, dosłownie każda z osobna” - swojej ekscytacji grą nie krył Gary Penn, czyli człowiek pracujący nad oryginalnym Grand Theft Auto. Uznał zresztą, że „Pikmin 3 jest najlepszą grą, w jaką kiedykolwiek zagrał” - co jest kolejnym z wielu dowodów na fakt, iż na konsolach Nintendo najlepsze są gry od macierzystej firmy. Zdarzyły się dwa wyjątki, gdy gry od zewnęrznych studiów deklasowały jakością. Platinum Games opracował świetną Bayonettę 2 oraz udane The Wonderful 101. Na Wii U pojawiły się dedykowane edycje Batman Arkham City: Armored Edition oraz Resident Evil: Revelations. Było to jednak za mało, a drastycznie niska sprzedaż konsoli odstraszała wydawców.
Wii U trafiło na rynek w złym momencie. Osiągami było jak PlayStation 3 i Xbox 360, a za chwilę miały nadejść PS4 i XONE. Deweloperzy byli już zajęci okiełznaniem dev-kitów nowych konsol, a tym samym Wii U szybko poszło w odstawkę. „Zestaw deweloperski Wii U był o wiele bardziej skomplikowany niż poprzednicy” - tłumaczył Byron Atkinson-Jones z niezależnego studia Xiotex. Stąd ilość gier third-party była o wiele mniejsza niż zakładano. Doszło do kuriozalnej sytuacji. Za czasów Wii wielu wydawców chętnie publikowało swoje gry na Wii, lecz z powodu technicznych restrykcji częściej przypominały one gry na licencji niż pełnowartościowe porty. Z Wii U zabrakło po prostu chętnych, choć podzespoły były lepsze. Bardzo długo nie było również słychać czegokolwiek o nowej grze z serii The Legend of Zelda od mistrza Miyamoty. Na osłodę wydano The Legend of Zelda: Wind Waker HD oraz Twilight Princess HD, które, choć bardzo dobre, chodzą obecnie za astronomiczne kwoty na aukcjach internetowych. Liczymy, że Nintendo wyda je w końcu na Switch.
Koniec trendów
Nintendo Wii U pojawiło się w kiepskim momencie, z kiepskim marketingiem i kiepskim wsparciem od zewnętrznych wydawców. W marketingu konsoli zabrakło przystępności i efektu WOW, jaki towarzyszyły podczas kampanii reklamowej Wii. Wiilot był bardzo oczywisty w przekazie i błyskawicznie zyskiwał entuzjastów. Kojarzył się z telewizorem, a w dodatku oferował ruch. Najprostsze metody są najskuteczniejsze. Wii U od początku jawiło się jako coś niecodziennego i zbyt skomplikowanego dla zwykłego odbiorcy. Hardkowi gracze lubiący gry Nintendo zainteresowali się konsolą, a wielu z nich ma ją do dzisiaj. Pożegnalnym tytułem okazało się The Legend of Zelda: Breath of the Wild, gdzie doświadczyliśmy interesującej analogii. Gdy Nintendo kończyło wspierać GameCube, wydano Twilight Princess, które trafiło jako tytuł startowy dla Wii. Zew Dziczy pożegnał Wii U i przywitał Switcha, który do dzisiaj jest maszynką do robienia pieniędzy na konto firmy. Na szczęście dla Nintendo, w trudnych czasach dla Wii U ten wózek ciągnął maleńki 3DS.
Odpowiadając zatem na pytanie zawarte w tytule tekstu - wina leży po obu stronach. Błędny marketing połączył się z nie najlepszą architekturą. Niezależni deweloperzy mieli żal do Nintendo, że proces wydania ich gier w eShopie był mozolny. W dodatku Wii U nie obsługiwało silnika Unity, czyli podstawowego narzędzia dla wielu raczkujących zespołów. Jednak w całej tej historii, bez wątpienia niełatwej dla Nintendo, firma osiągnęła sukces. Za życia konsoli jej producent wprowadził figurki Amiibo, które rozeszły się w kilkudziesięciu milionach egzemplarzy. Nintendo Wii U paradoksalnie nie podrożało po tych kilku latach. Wciąż istnieje grupka ludzi grających na niej. Zaoferowała kilka naprawdę wyśmienitych produkcji, a GamePad stanowi ciekawą formę sterowaniu. Potwierdzają to gry pokroju Splatoon. Coraz więcej osób zdaje się doceniać potencjał Wii U oraz komunikat, jaki chciało przekazać nam Nintendo. Szkoda, że dzisiaj już jest na to za późno.
Przeczytaj również
Komentarze (82)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych