gamescom 2024 – graliśmy we „Flint: Treasure of Oblivion”. Strategia turowa na podstawie R. L. Stevensona

gamescom 2024 – graliśmy we „Flint: Treasure of Oblivion”. Strategia turowa na podstawie R. L. Stevensona

Piotrek Kamiński | 31.08, 08:00

Piraci od zawsze są chwytliwym tematem w świecie gier. Czy mówimy o totalnych klasykach, jak “Pirates” Sida Meiera, czy czwartym “Assassin's Creed”, “Sea of Thieves” czy nawet “Skull & Bones”. Nie no, dobra ten ostatni może niekoniecznie. Teraz, za temat zabiera się również francuskie Microids i robią to w swoim klasycznym stylu – na licencji.

“Flint” jest nową strategią taktyczną płodnego wydawcy znad Sekwany, słynącego ze swojego zwięzłego czasu produkcji, lubości do wypuszczania gier na licencji, pięknych figurek i płyt winylowych (ale dzisiaj nie o tym) oraz... sporej rozpiętości w temacie jakości końcowego produktu. Prawda jest taka, że w zależności od projektu, niektórzy deweloperzy są w stanie podołać terminom narzucanym przez Microids, a inni nie. Jak będzie w przypadku “Flinta”? Cóż, z tego co opowiedział mi jeden z twórców gry, powstaje ona już od trzech lat – aż byłem w szoku, bo ich normalny pipeline, z tego co zauważyłem z rozmów z ich pracownikami, nie zakłada tak długich terminów. Czy oznacza to, że Francuzi dowiozą nam dopasiony, pozbawiony irytujących wad produkt?

Dalsza część tekstu pod wideo

Premiera “Flinta” ma odbyć się relatywnie niedługo, a prezentowane demo nie było pozbawione usterek technicznych, więc jestem lekko zaniepokojony, ale nie było to nic, co dosłownie uniemożliwiałoby progresję, a jedynie rzeczy, które wciąż można poprawić, na które pozwoliłem sobie też przy okazji zwrócić uwagę opiekunowi swojej prezentacji, więc jest szansa, że w końcowym produkcie ich już nie będzie. A o czym właściwie jest gra?

komiksowy styl

Mówiąc bardzo prosto – o “Wyspie Skarbów” R. L. Stevensona. Chociaż nie tak dosłownie. Jim Hawkins nie jest głównym bohaterem, a na początku gry nawet nie idzie go spotkać. Podążamy za kapitanem Flintem, który pozbawiony swojego statku i większości załogi, odkrywa istnienie wyspy, na której znajduje się ogromny skarb. Szkoda, że znajduje się obecnie w więzieniu. Szybko znajduje jednak ludzi, którzy chętnie pomogliby mu w ucieczce, gdyby tylko też mogli położyć swoje łapska na części wspomnianych skarbów. Niektórych z nich zwerbujemy do naszej drużyny, innych oszukamy i znokautujemy albo wręcz zabijemy. Pamiętaj – nie jesteś sympatycznym piratem, jak Jack Sparrow. Jeśli będzie to bardziej opłacalne, kapitan Flint bez mrugnięcia okiem poderżnie śpiącemu strażnikowi gardło albo zostawi na pastwę losu przekupnego strażnika, który właśnie wypuścił go z celi.

Podczas eksploracji świata zachęcani jesteśmy do zaglądania w każde możliwe miejsce. Kamera prezentuje akcję w rzucie izometrycznym i choć jest to w pełni trójwymiarowy świat, możemy manipulować nią jedynie podczas starć. Tak więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby za stertą beczek, która zasłania nam widok, krył się stół z przedmiotem, który aż prosi się żeby go ukraść. Nie trzeba jednak błądzić po omacku, jeśli zdecydujemy się sprawdzić co jest za beczkami, gra zabierze je z widoku, pozostawiając jedynie to, co za nimi. Głównym surowcem, który zbieramy są pieniądze, ponieważ gra nie liczy nam doświadczenia na podstawie rozegranych walk, ale pozwala rozdać członkom załogi zdobyte pieniądze, dzięki czemu będą bardziej skuteczni. Specyficzny sposób levelowania postaci. Trzeba jednak pamiętać, że prócz zapewniania postaciom rozwoju, pieniądze są również potrzebne do kupowania tego i owego. Trzeba więc dobrze zastanowić się jak dużą część budżetu przeznaczyć na poprawianie statystyk swojej drużyny, a ile na przedmioty i inne takie. Podczas naszego dema nie miałem okazji przekazać swoim ludziom na tyle dużo pieniędzy, aby podbić czyjś poziom, więc nie do końca wiem, jak to dokładnie wygląda w praniu, ale sama koncepcja wydaje się być całkiem interesująca. Kojarzy mi się odrobinę z grami From Software, gdzie również jedną walutą kupujemy przedmioty i nabijamy level.

system walki

Walka rozgrywa się zawsze na tym samym terenie, co eksploracja. Po prostu nagle zaczynamy dostrzegać, że cała mapa zbudowana jest z heksagonów, pojawia się zasięg ruchu oraz ikony związane z walką. Każdy z naszych piratów ma do dyspozycji dwa punkty akcji, który może przeznaczyć na dowolną, pojedynczą akcję – ruch na jedno z pół w naszym zasięgu, atak, przeładowanie, pchnięcie przeciwnika na ziemię. Niektóre czynności, jak przeładowanie muszkietu, wymagają poświęcenia obu punktów akcji, więc trzeba dobrze zastanowić się, czy lepiej poświęcić kolejkę i w kolejnej zabić kogoś (najpewniej) jednym strzałem, czy może lepiej wykorzystać tę stojącą na krawędzi dachu pod którym stoi obecnie niczego nieświadomy żołnierz beczkę i zrzucić mu ją na głowę, zostawiając sobie drugi punkt na dalsze manewry. Z początku może się wydawać, że każde starcie zbudowane jest z myślą o jednym, prawidłowym sposobie na jego rozegranie, który pozwoli pozbyć się wrogów praktycznie bez strat własnych, ale tak wygląda to tylko na początku zabawy. Twórca gry pokazał mi również bitwę na statku pirackim, rozgrywającą się dużo później (gra ma wystarczyć na 20-40 godzin, zależnie od naszego stylu rozgrywki i umiejętności). Bierze w niej udział dwudziestka naszych własnych ludzi (każdemu wydajemy polecenia z osobna), i przynajmniej drugie tyle przeciwników. Ponoć może ona zająć nawet i godzinę, choć da się ją, oczywiście, skończyć i znacznie szybciej. W tego typu potyczkach nie ma co liczyć na lekką i przyjemną przeprawę, zwłaszcza, że z każdym atakiem wiąże się element losowości (rzut kostkami). Co prawda, jeśli wynik nas nie satysfakcjonuje, to zawsze możemy poświęcić kartę szczęścia i powtórzyć rzut. Nie można jednak zbytnio z tym przesadzać, bo kart nie da się kupić – można jedynie znaleźć je w terenie, a więc prędzej czy później się wyczerpią.

Pragnę wierzyć, że deweloper da radę wyprasować jeszcze tych kilka upierdliwych zmarszczek, w stylu znikającego kursora, czy zacinającego się menu i dostarczy dopicowany produkt. Piraci zawsze są interesującym tematem, a kiedy jeszcze dorzucić do nich sympatyczny system walki, specyficzny, francuski humor i miłe dla oka kadry komiksowe, za pomocą których poznajemy fabułę, okazuje się, że projekt ten ma niemały potencjał. Nie powinno się sympatyzować z piratami, ale, kurde balans, trzymam za “Flinta” kciuki!

Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper