Dragon Ball Daima

Dragon Ball Daima - recenzja i opinia o pierwszych odcinkach serialu. Spory potencjał...

Kajetan Węsierski | 19.10, 11:00

Jak wielu z Was, wychowałem się na Dragon Ballu. Przygody Son Goku i ekipy to ogromna część mojego dzieciństwa, a popołudniowe seanse nowych odcinków i poranne powtórki był niczym rytuały, które przez długi czas dyktowały schemat dnia młodego Kajtka. Mimo upływu lat miłość do tej serii nie spadła. I choćby z tego względu moja oczekiwania odnośnie do “Dragon Ball Daima” były ogromne. 

Cóż, rzeczywiście takie były, choć nie brakowało lęku, bowiem twórcy wybrali bardzo nietypową formę. Zamiast postawić na dalszą ekranizację mangi “Dragon Ball: Super”, zdecydowali się zaserwować nam coś nieco mniej bezpiecznego, a jednocześnie pachnącego fillerem. Ale… Czy na dłuższą metę jest to problem? O tym przeczytacie w kolejnych akapitach recenzji. Tak więc, do roboty! 

Dalsza część tekstu pod wideo

Dragon Ball Daima (2024) - Cisza po burzy, cisza przed burzą 

Dragon Ball Daima - recenzja serialu

Zacznijmy jednak od początku, aby odpowiednio się w tym wszystkim połapać. Recenzowany “Dragon Ball Daima” to piąta pełnoprawna i nowa (wszak “Dragon Ball Kai” był odświeżeniem) seria związana z uniwersum Smoczych Kul. Za jej produkcję odpowiada oczywiście Toei Animation, a w momencie pisania tego tekstu dostępne są już dwa pierwsze odcinki (na Crunchyroll - na Netflix pojawił się wczoraj premierowy). 

Wróćmy jednak na moment do tego, iż mówimy tu o piątej serii. Rzeczywiście nią jest, ale jeśli bazujemy na chronologii premier. W praktyce sytuacja dla osób niezaznajomionych z marką może być konfundująca, więc warto nakreślić, że “Dragon Ball Daima” jest tzw. midquelem. Jego akcja rozgrywa się rok po pokonaniu Majin Buu (końcowa faza “Dragon Ball Z”), a trzy lata przed pierwszym odcinkiem “Dragon Ball Super”.

Zarys fabuły poznaliśmy już oczywiście jakiś czas temu... Na skutek tajemniczego spisku Son Goku oraz wszyscy inni uczestnicy walki z Buu zostają - przy użyciu ziemskich Smoczych Kul - przemienieni w swoje odmłodzone wersje. Aby odwrócić tę nieprzyjemną sytuację, udają się do zupełnie nowego wymiaru, w którym będą musieli stawić czoła całemu mnóstwu niebezpieczeństw - wliczając w to znalezienie się w dziecięcej formie. 

Wspomniany wymiar nie jest jednak miejscem zwykłym - mówimy o najprawdziwszym Świecie Demonów, którego mieszkańcy nie dość, że nie są nazbyt przyjaźnie nastawieni do naszych bohaterów, to dodatkowo nie kryją swojego niezadowolenia z tej niecodziennej wizyty. Cóż, delikatnie mówiąc, atmosfera jest raczej bojowa, ale… Właśnie w takiej najlepiej odnajduje się potężny ród Saiyan, prawda?

Dragon Ball Daima (2024) - Łatwo się połapać 

Dragon Ball Daima

Przejdźmy jednak do pierwszych odcinków. Początek “Dragon Ball Daima” jest… Lepszy, niż się spodziewałem! Jestem jedną z tych osób, które odczuwały spore obawy w związku z odważnym pomysłem pomniejszenia bohaterów. Bałem się, że temat po “Dragon Ball GT” okaże się mocno wydeptany, ale rzeczywistość rysuje się w nieco innych barwach - zwłaszcza że z tego anime zwyczajnie bucha klimat poprzednich serii. 

Co więcej, premierowy odcinek świetnie spełnia swoją rolę, nakreślając nam wszystkie najważniejsze informacje. Naprawdę trudno się w tym zgubić, nawet jeśli niewiele pamiętacie z końcówki “Dragon Ball Z”. Przez znaczną część odcinka dostajemy powtórkę głównych wydarzeń z Buu Sagi, które śledzimy wraz z dwoma mieszkańcami Świata Demonów, przedstawianymi jako antagoniści. 

Później - w końcowej fazie epizodu - zostajemy przeniesieni na Ziemię, gdzie duża część doskonale znanej ekipy bierze udział w urodzinach Trunksa. Przewija się większość bohaterów z Buu Sagi, a podczas ich rozmów pojawia się nawet błąd fabularny! Nie chcę go jednak zdradzać, ale najbardziej spostrzegawczy fani na pewno zauważą nieścisłość między słowami Shina, a rzeczywistym zakończenie “Dragon Ball Z”. Mała wpadka! ;)

Poza tym jest naprawdę nieźle. Dostajemy krótką scenę walki, która może służyć jako zapowiedź jakości, jaką przyniosą kolejne odcinki, zarysowanie fabuły, a także charakterystyczny dla stylu Akiry Toriyamy (który współpracował przy tworzeniu serialu) humor przeplatający złowieszcze plany. Patrząc na złoczyńców, miałem wrażenie, że mam do czynienia ze współpracą Zamasu i Pilafa. 

Dragon Ball Daima (2024) - Podsumowując…

Dragon Ball Daima

Reasumując - dostaliśmy naprawdę solidny początek, z którego, jak wspomniałem, wylewa się klimat Dragon Balla. Faktem jest, że pierwszy odcinek (a nawet dwa) nie popchnęły przesadnie fabuły do przodu, więc trudno coś więcej o niej napisać. Natomiast pod względem realizacji, podejścia, udźwiękowienia i narracji - jest naprawdę dobrze. Choć początkowo podchodziłem sceptycznie, to szybko udało się rozwiać wiele z moich obaw.

Nie wiem, jak na dłuższą metę wyjdzie odmłodzenie bohaterów i czy nie zacznie mi brakować napakowanych kozaków ociekających krwią i potem, ale widać tu konkretny pomysł i naprawdę solidny fundament pod budowanie kolejnych elementów tej opowieści. Ah, no i duży plus za dołożenie cegiełki do historii Nameczan (tu również nie chciałbym spoilerować) - liczę na więcej takich elementów. To one pozwalają przekroczyć granicę między zapychaczem, a wartościowym odcinkiem. 

Czekam na więcej i na pewno przygotuję recenzję już po tym, jak całe anime dobiegnie końca. A kiedy do tego dojdzie? Trudno powiedzieć - na tym etapie nie wiemy jeszcze, ile odcinków potrwa. Wierzę natomiast, że będzie dobrze. Recenzowany “Dragon Ball Daima” może być przyjemnym powrotem to doskonale znanego świata. 

Źródło: Własne
Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper