Reklama
To jeden z najbardziej niedocenionych seriali roku. Liczy sobie tylko cztery odcinki!

To jeden z najbardziej niedocenionych seriali roku. Liczy sobie tylko cztery odcinki!

Dawid Ilnicki | 03.11, 14:00

W czasach ogromnej nadprodukcji nowych seriali, co do których nigdy nie można mieć pewności, że dostaną szansę w kolejnych latach, coraz większą popularnością zaczynają się cieszyć miniserie, których twórcy potrafią opowiedzieć wciągającą i złożoną, historię zamkniętą w formule ośmiu do dziesięciu części. Czasami jednak zdarza się tak, że wystarczą im ledwie cztery odcinki, jak w przypadku świetnej, tegorocznej propozycji od SkyShowtime.

Początkowo w tym miejscu miała się pojawić dłuższa notka na temat serialu “Długa noc”. Dzieła HBO z 2016 roku, do którego  - mimo początkowej rezerwy - miałem ostatnio wrócić, a ostatecznie został on uznany  za jedno z najlepszych, jednosezonowych dzieł ostatniej dekady. Podczas tradycyjnego wyszukiwania informacji na temat tej produkcji natrafiłem jednak na nazwisko Petera Moffata. Uznanego brytyjskiego scenarzysty, odpowiedzialnego za pierwowzór wspomnianej serii HBO “Criminal Justice”, w którym główną rolę zagrał Ben Whishaw. Zupełny zbieg okoliczności sprawił więc, że jego nazwisko skojarzyłem z innym Moffatem, tym razem Stephenem. Nijak z nim niepowiązanym, szkockim twórcą serialowym, mającym na koncie wiele znanych tytułów z przeszłości. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Stephen Moffat może się pochwalić przede wszystkim zrealizowaniem - wraz z Markiem Gatissem - niezwykle popularnego serialu “Sherlock”, w którym legendarną parę zagrali Benedict Cumberbatch i Martin Freeman, jak również scenariuszy do ponad czterdziestu odcinków serialu “Doktor Who”, a także wymyśleniem, różnie ocenianej, miniserii “Dracula” z 2020 roku. Mimo różnych ocen kolejnych produkcji sygnowanych jego nazwiskiem Moffat jest ceniony przede wszystkim ze względu na dbałość o niezwykle błyskotliwe i cięte dialogi, którymi wyróżnia się również jego najnowsza produkcja, dostępna na stronie SkyShowtime, o której mówi się w tym roku zdecydowanie zbyt rzadko.

Twitterowa burza

Douglas

“Douglas is cancelled”, bo o tym - liczącym sobie zaledwie cztery odcinki -  serialu tu mowa, opowiada o ukochanym przez brytyjskich widzów prezenterze telewizyjnym, Douglasie Bellowesie. Prowadzącym niezwykle popularne pasmo telewizyjne, do spółki ze swą, dużo młodszą, koleżanką po fachu Madeline. Z pozoru zdają się oni wręcz idealnie uzupełniać. On, doświadczony prezenter, z niejednego pieca chleb zjadłszy służy jej radą i swym doświadczeniem, z kolei ona, gruntownie obeznana z dzisiejszym internetowym środowiskiem medialnym, umiejętnie wprowadza go w świat XXI wieku. Pewnego dnia jednak na zdawałoby się wręcz nieskazitelnym wizerunku Bellowesa pojawia się rysa.  Otóż, na twitterze ktoś rozpuszcza plotkę o tym, że Douglas miał na weselu swojego kolegi rzucić wyjątkowo obleśny dowcip…

Jak to zwykle bywa w takich przypadkach wiadomość ta, powielona najpierw na tysiącach, a następnie milionach urządzeń mobilnych zaczyna żyć własnym życiem, sprawiając niemałe problemy szefowi Douglasa i Madeline, Toby’emu, a do gry wkrótce wchodzi również żona pierwszego, Sheila, będąca redaktorką naczelną poczytnego brukowca. Króciutka miniseria nie tylko wychodzi z niezwykle ciekawego punktu, ale też jest przykładem produkcji zanurzonej we współczesności, choć dotyczy przecież bohatera będącego grubo po 50-tce, a w dodatku toczy się w środowisku mediów nieprzypadkowo uchodzących już dziś za anachroniczne. Na dobrą sprawę przez pierwsze dwa odcinki oglądamy coś w rodzaju mocno koturnowej komedii z życia wyższych brytyjskich medialnych sfer, której członkowie i członkinie zastanawiają się nad tym czy całą sprawę należy zbagatelizować czy też jej przeciwdziałać. Wspominana już wcześniej umiejętność pisania świetnych dialogów przez Moffata sprawia, że odcinki ani przez moment nie nudzą, dostarczając świetnego humoru, który być może nie bawi do łez, ale nie można na niego narzekać. 

Przełomem dla tej niewielkiej serii jest jednak odcinek numer 3., od początku pokazujący, że mamy tu do czynienia z poważną, niejednoznaczną historią, która wcale nie opowiada o sztucznej aferze, wykreowanej przez kilku anonimowych internetowych trolli. Na jaw wychodzą bowiem pewne dwuznaczne sytuacje z przeszłości, za sprawą których widzowie coraz mocniej zaczynają się zastanawiać nad tym co rzeczony Douglas chlapnął na feralnym weselu i jakie to ma znaczenie. Zwłaszcza iż bohater, mimo nieustannego podkreślania, że nie pamięta dokładnie anegdoty, którą miał wtedy odpowiedzieć, zaczyna uporczywie podkreślać, że był to żart seksistowski, a nie mizoginiczny. Mała, ale w niezwykle zróżnicowanym środowisku telewizyjnym, niezwykle istotna różnica.

Popis aktorski

Douglas

Wspominany już odcinek trzeci jest przełomowy także dlatego, że stanowi swoisty test Rorschacha, po przejściu którego widz zadecyduje co tak naprawdę myśli o przedstawionej w serialu sytuacji. Nie sposób jednak przy okazji nie docenić znakomitego castingu, zwłaszcza do dwóch głównych ról. Hugo Bonneville najbardziej znany był dotąd głównie z dworskich fabuł w typie “Downton Abbey” tu gra bardzo podobną rolę. Nieco być może zagubionego w nowoczesnym świecie sympatycznego i jowialnego wujka, obdarzonego wyjątkowym urokiem osobistym, przykrywającym zapewne zdecydowaną większość jego wad. Odkryciem tej serii dla wielu będzie pewnie jednak przede wszystkim Karen Gillan, której talent nie objawił się jeszcze w pełni, głównie ze względu na skomplikowaną charakteryzację z kolejnych filmów MCU. Tu aktorka korzysta nie tylko ze swego wyraźnego szkockiego akcentu, ale również ogromnej energii, kreując skomplikowaną i wcale nie tak jednoznaczną, jak by się wydawało, postać.

“Douglas is Cancelled” to bowiem seria, której w ramach wyjątkowo króciutkiego formatu udało się dotknąć wielu współczesnych problemów. Kwestii różnicy pokoleniowej, nawet w obrębie jednej rodziny, która wpływa na to jak postrzegamy rzeczywistość. Dużego problemu jaki obecna kultura ma z humorem, zwłaszcza tym niewybrednym i niepoprawnym politycznie, co doskonale pokazują krótkie momenty, w których zagrał - znany głównie z serialu “Ted Lasso” -  Nick Mohammed, tu kreujący kogoś, kogo osoba nieco młodsza ode mnie mogłaby nazwać “bezbekiem”. W końcu także uniwersalnych kwestii dotyczących tego jaką rzeczywistość tak naprawdę kreują środki masowego przekazu. Niezwykle przewrotny finał serialu to bowiem na wskroś współczesna parafraza jednej ze słynnych tyrad bohatera granego przez Jacka Nicholsona, w słynnym filmie z lat 90’, która wciąż jest aktualna, nawet oderwana od pierwotnego kontekstu.

To wszystko sprawia, że serial wyprodukowany przez ITV1 to z pewnością jedna z najciekawszych propozycji tego sezonu. Godna polecenia również ze względu na swą długość - czy też, należałoby w tym momencie powiedzieć - krótkość. W dobie coraz większego zalewu świeżych produkcji, wśród których - delikatnie mówiąc - niezbyt często da się odnaleźć coś ciekawego, najbardziej wartościowe mogą się okazać dzieła twórców, którzy z jednej strony potrafią się streszczać, a z drugiej napisać niezwykle błyskotliwą i zgrabną historię, dotykającą wielu aspektów bycia za pan brat z mediami społecznościowymi, okazującą się również wyjątkowo przewrotną opowieścią o tym ile może kosztować zwykłe zaniechanie. 

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper