Gwiezdne Wojny: Załoga Rozbitków (2024) - recenzja, opinia o serialu [Disney]. Dla maluchów, ale z sercem
Na spokojnej, zaskakująco podobnej do ziemi planecie, młody chłopiec marzy o przygodach, wielkich bohaterach i chwale, jak w historiach o dzielnym Skywalkerze i bandzie rebeliantów, którzy wspólnymi siłami pokonali mrocznego Imperatora Palpatine'a, doprowadzając do klęski jego galaktycznego Imperium. Kiedy wspólnie z przyjacielem i dwoma zadziornymi dziewczynkami znajdują w lesie jakieś dziwne, nieznane im wcześniej ruiny, nie mają pojęcia, że już za moment wyruszą w bardzo niespodziewaną i jeszcze bardziej niebezpieczną przygodę.
To nie są te "Gwiezdne wojny", których szukacie - że pozwolę sobie na lekkie nawiązanie do oryginalnego filmu, niebezpiecznie już zbliżającego się do pięćdziesiątki! Jeśli liczyłeś na to, że serial live action z aktorem kalibru Jude'a Lawa będzie kolejnym strzałem między oczy, jak doskonały "Andor", to możesz już pakować walizki. Oczywiście, jeśli widziałeś wypuszczony trzy miesiące temu zwiastun, to i tak dobrze o tym wiedziałeś. To po prostu "tylko" kolejna produkcja dla dzieci. Piszę w cudzysłowie, żeby nikomu nie umknęło, że to tylko żart.
Prawda jest taka, że choć "Załoga Rozbitków" zdecydowanie jest serialem przede wszystkim dla młodszego widza, nie ma w tym nic złego, jeśli za projekt biorą się odpowiednio utalentowani ludzie. Za sterami dzisiejszego serialu stoją John Watts i Christopher Ford, a więc ludzie, którzy dostarczyli absolutnie uwielbianą przez szeroką publiczność, ostatnią trylogię filmów o Spider-Manie, co powinno powiedzieć nam dwie rzeczy: że wiedzą jak napisać wciągającą fabułę w ustanowionym już świecie i, że potrafią pracować z młodszymi aktorami. Mogliby tylko popracować trochę nad tempem opowieści...
Gwiezdne Wojny: Załoga Rozbitków (2024) - recenzja, opinia o 3 odcinkach serialu [Disney]. Piraci i dzieciaki
Serial otwiera scena napaści bandy piratów na jakiś przypadkowy statek. Jego załoga zajmuje pozycje i czeka na otwarcie drzwi przez atakujących, przywołując wspomnienia "Nowej nadziei" i wejścia na ekran Vadera. Tym razem jednak jest to bardziej dzika i nieokrzesana banda, wśród której znajduje się kilka interesujących wizualnie ras - miło że nie po raz tysięczny wyłącznie te same, co zawsze. Część piratów pada szybko, ale ich ilość i doświadczenie pozwala ostatecznie zwyciężyć. Choć nie ma wśród nich Vadera, ich przywódca nosi maskę. Akcent i melodia jego głosu pozwalają wierzyć, że to postać Lawa. Wkrótce po tym splot wydarzeń sprawia, że zostaje zdradzony przez swoją załogę. Czuję się zaintrygowany i chcę wiedzieć, co dalej, więc oczywiście fabuła przenosi nas w zupełnie inne miejsce i czas.
Prawdziwymi głównymi bohaterami serialu są dzieci. Wim (Ravi Cabot-Conyers) to ten, który pragnie przygód. Jego najlepszy przyjaciel, Neel (Robert Timothy Smith) jest znacznie spokojniejszy, ale lubi towarzyszyć mu w zabawach, walczyć zabawkowymi mieczami świetlnymi na środku ulicy, wygłupiać się. Dziewczyny, Fern oraz KB (Ryan Kiera Armstrong oraz Kyriana Kratter) nie są tak skórę do zabawy, ale również ciągnie je do czegoś ciekawszego, niż codzienność na przedmieściach - i to dosłownie przedmieściach. Prócz odrobiny specyficznej architektury i futurystycznych technologii, dom naszych bohaterów wygląda jak typowa, amerykańska suburbia, do kompletu z drzewami rosnącymi wzdłuż ulicy, po której sunie szkolny autobus i przystrzyżonymi trawnikami wokół domów. Choć, znając "Gwiezdne wojny", nie zdziwiłbym się, gdyby tak naprawdę cała planeta była jednym, wielkim przedmieściem. W ostatnich minutach pierwszego odcinka cała czwórka, czystym przypadkiem, wyrusza w kosmos...
Gwiezdne Wojny: Załoga Rozbitków (2024) - recenzja, opinia o 3 odcinkach serialu [Disney]. Jesteśmy daleko od domu...
W tym momencie tempo opowieści wyraźnie zwalnia, choć nie powiedziałbym, żeby było to coś złego, bo daje nam więcej czasu na zapoznanie się z postaciami, nakreślenie sytuacji i jej spokojny rozwój - coś, czego ostatnia trylogia filmów nie potrafiła (w większości) zrobić. Rozpisanie fabuły wokół małoletnich bohaterów niesie ze sobą zarówno pozytywne, jak i negatywne konsekwencje. Z jednej strony możemy zobaczyć rozległy świat z ich perspektywy, z której to wszystko wydaje się być nieprzyjazne i wręcz straszne - chociaż myślę, że akurat wielki wilkołak o czerwonych oczach mógłby zrobić wrażenie nawet i na dojrzalszych bohaterach. Z drugiej zaś, cały ten lęk szyty jest pod młodszą widownię, bo przecież wiadomo, że twórcy nie zaczną nam tu zaraz zabijać kilkuletnich głównych bohaterów, więc stare konie, liczące na bardziej mroczne, pełnowymiarowe "Gwiezdne wojny" muszą obniżyć oczekiwania i przymrużyć jedno oko albo obejść się smakiem i pogodzić z faktem, że ten serial nie powstał z myślą o nich.
Dla tych, którzy zostaną, scenariusz oferuje najpierw postać zabawnego, pirackiego robota, imieniem SM33 (jak zawsze zabawny Nick Frost), a niedługo później na ekran wchodzi w końcu i Jude Law, tym razem oficjalnie. Z jednej strony nazywa się Jod Na Nawood, z drugiej są i tacy, którzy wołają go Crimson Jack. Na ten moment trudno mi powiedzieć, czy stoi z tym coś więcej, czy fakt, że to on był tym kapitanem piratów na początku pierwszego odcinka ma być niespodzianką dla młodszego widza i to już tyle. Na pewno dla mnie niespodzianką był fakt, że pan Jack (jakie zupełnie nie-gwiezdno-wojenne imię) potrafi kontrolować moc, co automatycznie robi z niego piekielnie intrygującą postać. Czy był dawno temu padawanem, który jakimś cudem przetrwał Rozkaz 66 i zawiedziony kondycją świata postanowił stanąć po drugiej stronie prawa? A jeśli tak, to czy dla własnego zysku, czy może aby w jakkolwiek niewielki sposób zaszkodzić imperium? Trudno powiedzieć. Grunt żeby nie okazał się samoukiem i kolejnym wybrańcem. Tych już nam wystarczy. Tak czy inaczej, przygoda dzieci kręcić się będzie wokół jego historii i może zaprowadzić nas w kilka ciekawych miejsc.
Po trzech odcinkach nie mogę napisać żebym piał z zachwytu, ale zdecydowanie polubiłem młodych bohaterów oraz Jacka i SM33 - do tego stopnia, że szczerze chcę wiedzieć co dalej. Serial wygląda i brzmi bardzo dobrze, z paroma naprawdę pięknie skrojonymi ujęciami tu i tam, atmosfera przygody i wyruszania w nieznane przebija się na pierwszy plan, pozwalając zignorować albo chociaż zaakceptować bardziej dziecinny ton opowieści. Moim pierwszym skojarzeniem po tych trzech odcinkach było "Goonies w kosmosie". Wyraziści, bardzo różni, ale jednak uzupełniający się bohaterowie, niebezpieczne sytuacje, ekscytacja mieszająca się ze strachem. Brakuje jeszcze tylko Fratellich, ale spokojnie, jeszcze pięć odcinków! Jestem dobrej myśli. To nie są te "Gwiezdne wojny", których szukacie, ale w tym wypadku nie widzę w tym nic złego.
Przeczytaj również
Komentarze (15)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych