Ukryty poziom (2024) - recenzja, opinia o pierwszej części serialu [Amazon]. Proof of concept
Drużyna poszukiwaczy przygód staje w obronie niewinnej duszy. Młody chłopak traci całe życie na zemstę za śmierć ojca. Młody zdobywca uczy się pokory w nowym świecie. Ludzie mszczą się na inteligentnych maszynach, nie licząc się z konsekwencjami. Kosmiczni Marines wykonują kolejna, niebezpieczną misję. Pac-Man stara się wydostać z pełnego żarłocznych duchów labiryntu. Grupa wyszkolonych najemników próbuje wywieźć z miasta klienta, podczas gdy drugi zespół na niego poluje. Bezimienny, pewny siebie pilot mecha w samotności likwiduje kolejnych oponentów. Co wszystkie te historie mają ze sobą wspólnego? Ich fundament stanowią gry wideo.
Kiedy dowiedziałem się, że Amazon wraz z Timem Millerem tworzą wspólnie antologię będącą z grubsza tym samym, co wspólne przedsięwzięcie tego drugiego z Netflixem - "Miłość, Śmierć i Roboty" - tym razem jednak za motyw przewodni biorąc sobie nasze ulubione medium, byłem niedorzecznie wręcz podekscytowany. Możliwość zobaczenia, choćby i tylko przez piętnaście minut, swoich ulubionych gier w formie wysokobudżetowego serialu, to piękna sprawa i już przez czyste fanbojstwo bawiłem się z tym projektem lepiej, niż ludzie z grami nie mający nic wspólnego, dla których był to w większości tylko ładnie wyglądający bełkot.
Zapomniałem w tym wszystkim jednak o ostrożności. Kilka niezłych adaptacji gier w ostatnich latach kompletnie wyparła lata szrotu, z którym musieliśmy żyć. Człowiek szybko przyzwyczaja się do dobrego, dlatego dla części widzów tak okrutnie bolesny okazał się być "Borderlands" (mnie osobiście ten strzał ominął, bo nigdy nie byłem fanem serii i premierę kinową kompletnie olałem). W przyszłym dostaniemy, między innymi, "Minecrafta" z Jackiem Blackiem, który już teraz wygląda na absolutny strzał va banque i albo ta dziwna koncepcja będzie strzałem w dychę albo gigantyczną wtopą. Opcja pomiędzy nie istnieje. Niełatwo jest przenieść z powodzeniem grę na filmowe poletko. Nawet, kiedy zasadniczo nie robi się całego filmu/serialu, a jedynie stara się wycisnąć esencję tego, czym jest dany tytuł. Niektórym studiom odpowiedzialnym za "Ukryty poziom" się ta sztuka udała. Innym mniej.
Ukryty poziom (2024) - recenzja, opinia o pierwszej części serialu [Amazon]. Wizualny szczyt szczytów
Chyba nikogo na tym etapie nie zdziwi już, że wszystkie zaproponowane shorty wyglądają absolutnie obłędnie. W takim choćby "Crossfire: Good conflict" od naszego Platige Image, z początku wygląda tak przekonująco, że zastanawiałem się, czy to nie po prostu żywe tło, na którym grać będą zaraz cyfrowi aktorzy. Mam wrażenie, że scenariusze były wręcz pisane w taki sposób, żeby można było puścić światełko we mgle, poszpanować cieniami, zrobić realistyczną jak cholera fizykę uszkodzeń ciała i pojazdów. Nie narzekam za bardzo, bo rzeczywiście wygląda to wszystko pięknie, ale mimo to jestem odrobinę zawiedziony, że nikt nie pokusił się o zastosowanie bardziej klasycznej, dwuwymiarowej animacji albo chociaż coś trochę mocniej stylizowanego (chlubny wyjątek stanowi odcinek o "Sifu").
To trochę dziwne oceniać poszczególne zbiorczo, kiedy za każdy odpowiada oddzielna ekipa. W przypadku "Miłości, Śmierci i Robotów" pisałem trzy słowa o każdym odcinku z osobna, ale te tutaj są pod wieloma względami tak do siebie podobne, że nie ma się co wygłupiać. Kto by to później czytał?! Może brzmi to trochę jakbym marudził, ale w gruncie rzeczy uważam, że ta spójna jakość jest zaletą. Każdy odcinek imponuje wizualiami, ale i każdy został cudownie zagrany. Widać, że Jeffrey B. sypnął funduszami, bo obsada aż roi się od gwiazd światowego formatu. Jasne, nie zapomniano i o prawdziwych MVPs, czyli uznanych aktorach głosowych, którzy tchnęli w te marki życie oryginalnie, jak Fred Tatasciore, Steven Blum czy Laura Bailey, ale dla szerszego widza postarano się i o Kevina Harta, Keanu Reevesa i Arnolda Schwarzeneggera, by wymienić tylko kilku. Ten ostatni zagrał zresztą moja ulubioną postać w całym serialu. No właśnie. Pogadajmy trochę o poszczególnych odcinkach.
Ukryty poziom (2024) - recenzja, opinia o pierwszej części serialu [Amazon]. Piękna, ale jednak trochę wydmuszka
Dla fanów poszczególnych marek, powinny to być spełnienia ich marzeń (może poza fanami Pac-Mana), bo są dokładnie tym, czym być powinny, jeśli chodzi o esencję danego tytułu. Przygoda w świecie D&D, która kojarzyła mi się lekko, ale raczej słusznie, z "Legendą Vox Machiny", misja kosmicznych marines, kotra ponoć jest kontynuacją fabuły niedawnego "Space Marine 2", eksploracja sylwetki bezimiennego głównego bohatera "Armored Core". Główny problem tej antologii zaczął ujawniać się natomiast w odcinkach dotyczących serii, z którymi się nie znam. Na przykład ten o "Sifu" - ciekawy i wizualnie piękny, ale jako człowiek nie znający się z grą (muszę wreszcie nadrobić, swoją drogą), nie do końca rozumiałem, co właściwie oglądam. To znaczy, jasne, chłopa mszczącego się za śmierć ojca, ale jak to jest, że za każdym razem, kiedy ktoś poderżnie mu gardło, przebije mieczem, czy skręci kark, ten zaraz wraca do życia, ale odrobinę starszy? Reżyser pokazuje od czasu do czasu mieniący się złotem amulet, więc zakładam, że to jego sprawką. Skąd się wziął? Czy to czary? Czy jeśli ktoś utnie mu głowę, to wyrośnie mu głowa, a może tamta magicznie wróci na swoje miejsce? Nie wiadomo. Częściowo dlatego, że nie wszystkie z tych pytań są ostatecznie istotne, a częściowo ponieważ 15 minut to zdecydowanie za mało czasu, żeby opowiedzieć kompletną, samowystarczalną historię. Mało tego! W tym konkretnym odcinku nie wystarczyło nawet czasu na pokazanie walki z "ostatnim bossem". No kurde!
Nie wiem, czy którykolwiek odcinek po prostu "działa" sam z siebie - w tym sensie, że nie czuję się w trakcie zagubiony i poirytowany zdawkowym podejściem do tematu, jeśli sam go wcześniej nie znałem. Może ten o "Armored Core"? Chociaż w tym odcinku akurat fabuła sama w sobie jest trochę zagadką, jak to zwykle w grach From Software, więc może nie jest to najlepszy przykład. Najbardziej spodobał mi się ten o królu Aelstromie. Nigdy w życiu nie grałem w "New world", ale scenariusz sam szybko wytłumaczył mi kim jest pełen wigoru i miłości do samego siebie Aelstrom, jaka więź łączy go ze Scaevolą (Steven Pacey), jakiego typu królem jest Zimah (Diego Luna). Tutaj też drażni m IE trochę, że główny bohater po prostu powstaje raz za razem z martwych "bo tak", ale nawet mimo tego, rozumiem bez problemu istotę odcinka i poruszyło mnie zakończenie. No dobra, a które odcinki wypadają słabiej? Przykro mi to pisać, ale zupełnie nie wszedł mi odcinek zrobiony przez "naszych". Dwie ekipy najemników, kompletny buc jako cel i po prostu kilkanaście minut tłuczenia się o niego. Całość była zbyt krótka, żebym zdążył się znudzić, ale zdecydowanie mnie tym odcinkiem nie porwali.
Ponieważ za moment dostaniemy jeszcze drugą paczkę odcinków. To na razie powstrzymam się od wystawiania końcowej oceny. Pozwolę sobie jedynie na wymienienie poszczególnych odcinków w kolejności od tego, który podszedł mi najbardziej, do tego najmniej imponującego. Tak więc:
1. New World: The once and future king
2. Unreal Tournament: Xan
3. Armored Core: Asset management
4. Warhammer 40k: And they shall know no fear
5. Sifu: It takes a life
6. Dungeons and dragons: The queen's cradle
7. Pac-Man: Circle
8. Crossfire: Good conflict
A wam jak weszły poszczególne odcinki? Który najlepszy?
Przeczytaj również
Komentarze (23)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych