Pamiętasz, w co grałeś w Święta na PlayStation 1? Ja pamiętam
Mimo ponad trzech dyszek na karku nie należę do grona ludzi, którzy z PlayStation mieli do czynienia od europejskiej premiery konsoli. Raz, że sytuacja ekonomiczna w Polsce niekoniecznie pozwalała na taki zakup, a dwa — byłem po prostu za młody. Moim pierwszym sprzętem do grania było Commodore 64, które dostałem w wieku trzech lat. Kolejne lata spędzałem ogrywając starocie, co wcale mi nie przeszkadzało. Nawet gdy wziąć pod uwagę, że wielu znajomych miało Pegasusy masowo kupowane na targowiskach, a i jakiś pecet z Windowsem 98 na pokładzie się znalazł (którego kumplowi zazdrościłem wyjątkowo mocno, przez co często do niego chodziłem na kilkugodzinne posiadówy przy Heroes of Might and Magic).
Na PS1 musiałem poczekać aż do pierwszej komunii, gdy za zawrotne 700 złotych zakupiłem model SCPH-7502 wraz z jedną, jedyną grą, która zapewniała mi rozrywkę przez następnych kilkanaście miesięcy. Dlaczego? Doproszenie się od rodziców kolejnych zakupów graniczyło z cudem. Wychodzili z założenia, że skoro jedną grę mi już kupili, to kolejnych nie muszą.
No dobra, ale co z tym graniem w Święta na PS1 zapytacie? Cóż, nie będę Was okłamywał, że pamiętam dokładnie każde święta spędzone przy „szaraku”, bo to zbyt odległe czasy. Coś w pamięci jednak zostało. Coś, co pozwala mi docenić dzisiejsze czasy i szeroką dostępność gier, zwłaszcza darmowych. W czasach dzieciństwa mogłem liczyć albo na znajomych z konsolami Sony (których przez długi czas nie było), albo na mniej chwalebne wydania gier, za które i tak człowiek musiał zapłacić, więc w ostatecznym rachunku dla gówniarza, który nie miał kieszonkowego, rozwiązanie to było bez sensu.
Wracając jednak do świątecznego czasu spędzanego przy PS1, to jednym z takich wspomnień jest katowanie Spyro the Dragon do upadłego, tj. gdy rodzice kazali wynosić się sprzed konsoli i przestać zajmować im telewizor. Nie byłoby to dla mnie aż takim problemem, gdyby nie pewien problem — brak karty pamięci. Te nie były tanie (oryginał kosztował wtedy 149 zł), więc był dla mnie towarem luksusowym, na który zbierałem kilka długich miesięcy. Grało się więc w tego Spyro, szlifując umiejętności, by w trakcie godzinnej, czasami dwugodzinnej sesji przejść jak najdalej. Wpierw pękał jeden świat, potem udawało się ukończyć dwa przy jednym posiedzeniu. Nie ukrywam, że na dłuższą metę granie ciągle w to samo zaczynało mnie nudzić, więc musiałem ratować się czymś innym.
Demo One. Płyta dodawana do każdej konsoli, na której Sony udostępniało próbne wersje wybranych gier. Na mojej czerwonej bestii (którą Internet określa mianem V7) miałem m.in. Tekkena 3, Tomb Raider III, Tombi, Gran Turismo, Bust a Groove, MediEvil czy Crash: Bandicoot: Warped. Do tego zwiastun Metal Gear Solid i gry o Spice Girls. Gdy Spyro mnie wystarczająco wymęczył, spędzałem czas przy wersjach demonstracyjnych, ucząc się każdej z gier na pamięć. Świąteczny czas temu sprzyjał, TV przez kilka godzin był wolny, więc mogłem sobie obijać gęby w Tekkenie, próbować tańczyć w Bust a Groove (po dziś dzień rytmiczne gry to moja zmora) i na dokładkę oglądać trailer MGS-a marząc, że kiedyś w to zagram. Sporo czasu spędzałem także z wersjami demonstracyjnymi dostępnymi w Oficjalnym PlayStation Magazynie, wydawanym w naszym kraju na licencji Sony. Płyt miałem kilkanaście, więc i tych gier człowiek miał dużo więcej.
I jeśli ktoś w tym miejscu pomyśli sobie, że to trochę smutne świąteczne wspomnienia, to może mieć trochę racji. Niemniej, dla mnie to był czas wypełniony szczęściem. Przeskok z C64 na PS1 był gigantyczny. Niewiele osób miało wtedy konsolę Sony, więc na swój sposób czułem się wyjątkowy. Nawet jeśli to oznaczało, że dostęp do wielu gier był mocno utrudniony. Choć ostatecznie i tak przez zupełny przypadek udało mi się pożyczyć Final Fantasy VII, z którym spędziłem niezliczone godziny. I co ważne — z kartą pamięci na pokładzie, więc wreszcie mogłem cieszyć się pełnym doświadczeniem płynącym z gier. Choć tak szczerze, to przez większość czasu widniały na niej ikonki Clouda Strife’a i smoka Spyro (Jezu, jak mi tych ikonek brakuje...).
Od paru lat święta wypełnione są obowiązkami domowymi, a teraz dodatkowo jeszcze z dzieckiem na głowie. Bez odpalania konsoli na kilka godzin w trakcie przygotowań i już po rozpakowaniu prezentów, z wypiekami na twarzy, by sprawdzić, jakie tym razem demka pojawiły się w nowym numerze gazety. Tak, ja pod choinką znajdywałem gazety z demówkami. Nie przeszkadzało mi to, gra to gra i człowiek cieszył się z tego, co miał, bez zastanawiania się nad tym, czego mieć nie mógł. Dzisiaj jest inaczej. Przy tym natłoku gier gdzieś ta ekscytacja się ulotniła, choć może tylko w moim wypadku. Bo podejrzewam, że gdzieś na świecie są osoby, które nadal cieszą się z każdej nowej gry, nawet jeśli dzisiaj 90% dzieciaków na konsoli odpala darmowego Fortnite’a.
Przeczytaj również
Komentarze (121)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych