Przesmyk - wywiad z Andrzejem Konopką.

Przesmyk - wywiad z Andrzejem Konopką. "Ludzie zza granicy nie zawsze rozumieją wojnę Rosji z Ukrainą"

Roger Żochowski | Wczoraj, 08:48

Już 31 stycznia ma platformie Max zadebiutuje nowy polski serial - "Przesmyk". Ten thriller szpiegowski poruszy ważne i bardzo aktualne tematy napięć na Przesmyku Suwalskim i konfliktu Rosji z NATO. W obsadzie znaleźli się tak uznani aktorzy jak Bartłomiej Topa, Piotr Żurawski, Lidia Sadowa, Lena Góra, Leszek Lichota, Jan Englert czy Andrzej Konopka. I z tym ostatnim mieliśmy okazję porozmawiać, nie tylko o samym serialu.

Roger: Gra Pan w „Przesmyku” osobę na wysokim stanowisku w Służbach Specjalnych, czy były jakieś szkolenia z fachowcami w temacie tego jak wyglądają protokoły w kryzysowych sytuacjach, funkcjonowanie MSZ czy konsulatów za granicą?

Dalsza część tekstu pod wideo

Andrzej Konopka: Przypuszczam, że Lena Góra, która grała główną rolę, mogłaby tu więcej powiedzieć. Może nie studiowała protokołów MSZ, ale na pewno musiała zapoznać się choćby ze sztukami walki, przejść trening siłowy. Ja jako aktor nie potrzebowałem żadnych szkoleń, bo scenariusz przed zdjęciami był bardzo mocno konsultowany z ludźmi, którzy się takimi rzeczami zajmują na co dzień. Jako anegdotkę mogę powiedzieć, że rozmawiałem z producentem serialu, Tomaszem Blachnickim, który powiedział, że scenariusz analizowali fachowcy by uniknąć właśnie sytuacji, w której w filmie pojawiłyby się sceny niemające szans wydarzyć się w rzeczywistości. I ci konsultanci uznali, że wszystko jest wiarygodne i nie ma się do czego przyczepić. A przecież jeśli scenariusz „Przesmyku”  miałby wydarzyć się naprawdę, to włosy stają dęba.

Roger: No właśnie, serial jest mocno inspirowany obecną sytuacją polityczną. Jak bardzo realna jest Pana zdaniem możliwość bezpośredniego konfliktu z Rosją na terenach Przesmyku Suwalskiego?

Andrzej: Już kilkukrotnie to zauważyłem, że jeśli scenariusz jakiegoś filmu czy serialu podejmuje temat political fiction i jest dobrze napisany, to wcale nie jest nierealny. Osoby, które piszą takie historie często mają zdolności profetyczne. Podobnie jest z pisarzami, żeby nie szukać daleko, mamy przecież Stanisława Lema, którego historie zaczynają się dzisiaj spełniać.

Roger: Jako że temat uchodźców i potencjalnej wojny z Rosją jest teraz tematem na całym świecie, czy na planie dało się odczuć, że kręcicie serial nie tylko dla polskiego widza, ale że jest to produkcja mająca szanse zaistnieć na innych rynkach?

Andrzej: Myślę, że ten serial był absolutnie kręcony z myślą o rynku globalnym. Trzeba pamiętać, że producentem jest Warner Bros. I choć nie jest tak, że Polska ma patent na wyjaśnianie tych wszystkich zawiłości, to ze względu na swoje położenie i bliskość granicy z Rosją czy Ukrainą, mamy większą świadomość problemów i zagrożeń niż mieszkańcy Europy Zachodniej czy już w ogóle Stanów Zjednoczonych. Nawet jak rozmawiam czasem z ludźmi zza granicy, część z nich nie zawsze do końca rozumie o co tak naprawdę chodzi w wojnie Rosji z Ukrainą. Tak więc „Przesmyk” jak najbardziej powinni obejrzeć widzowie spoza Polski i może dzięki temu większa będzie ich świadomość odnośnie naszych obaw i tego co tu się dzieje.

Przesmyk

Roger: Po części podobną tematykę podejmował swego czasu serial „Wataha”, który cieszył się bardzo dużą popularnością poza granicami Polski.  

Andrzej: Dzięki platformom streamingowym nastąpiła trochę taka unifikacja treści. W „Watasze’ też grałem i masa ludzi, z którymi rozmawiałem, była pod ogromnym wrażeniem serialu, tego jak to wszystko wygląda na granicy. To są trochę rubieże Europy, ale jest tu ogromny potencjał, by opowiadać światu ciekawe historie. Siła polskich seriali tkwi w ich lokalności.

Roger: Wspomniał Pan o sukcesie platform streamingowych. Można Pana było ostatnio zobaczyć w takich serialach jak „Odwilż”, „Informacja Zwrotna”, „Biała odwaga” czy „Wzgórze psów” – czy pracując coraz więcej w serialach produkcji Netflix czy HBO nie istnieje obawa, że mniej będzie teraz Pana w tradycyjnym kinie?

Andrzej: Żyjemy w czasach nie tylko przełomu politycznego na świecie, ale również przełomu związanego z kulturą masową i środkami przekazu. Nie wiem jednak czy Pan pamięta, ale lata temu była taka obawa, że kasety VHS i otwierane masowo wypożyczalnie zabiją kino. Ja pamiętam bardzo dobrze ten okres, bo był wielki alarm i panika wśród filmowców. Oczywiście mieliśmy do czynienia z pewnym kryzysem, ale kino przetrwało, doskonale sprawdza się na wszelkiego rodzaju festiwalach, jak choćby „Nowe Horyzonty” i mam wrażenie, że wciąż ma się bardzo dobrze. Nic nie zastąpi doświadczenia wspólnego oglądania filmu na jednej sali, tego specyficznego klimatu. Tego nie uzyskamy w domu siedząc na kanapie i popijając herbatę.

Roger: A fakt, że Andrzeja Konopki było w ostatnich latach naprawdę dużo w filmach i serialach nie sprawił, że musiał Pan regularnie odrzucać ciekawe role?

Andrzej: Ja jestem wdzięczny za wszystkie propozycje, ale jeśli z jakiejś roli rezygnuję, to znaczy, że nie mieści się ona w moim emploi, że nie jestem w stanie jej przekonująco zagrać. Czasami role się powtarzają, ktoś mnie zobaczy w jakimś filmie czy serialu i chce, bym u niego zagrał tak samo. Takich sytuacji staram się unikać, bo nie chcę się powtarzać i grać w kółko tego samego.

Przesmyk

Roger: Pan też regularnie odmawia ról dubbingowych, które dla przekładu Jarosław Boberek uwielbia.

Andrzej: Znam bardzo dobrze Jarka Boberka i to jest moim zdaniem fenomen, brylant jeśli chodzi o dubbing. Jemu to mało kto może podskoczyć w naszym kraju w tej dziedzinie aktorstwa. Ja natomiast z dubbingiem nie ma takiego funu jak z graniem na żywym planie. To jest oddzielna umiejętność pewnego przełożenia emocji na barwę głosu, to trzeba po prostu mieć. Dochodzi do tego jeszcze dźwiękoszczelne pomieszczenie, gdzie są realizator i dźwiękowiec, którzy coś podpowiadają, ale czasami się zastanawiałem czy nie myśleli sobie: „co ten facet tu w ogóle robi” (śmiech). Jest to ogólnie dla mnie dyskomfortowa sytuacja, dlatego role dubbingowe biorę niezbyt chętnie.

Roger: Wracając jeszcze do bohatera, w którego wciela się Pan w „Przesmyku”. Lange nie został specjalnie obudowany historią, niewiele wiemy o jego rodzinie, życiu osobistym, to był celowy zabieg?

Andrzej: Faktycznie, mój bohater nie ma takich scen, że przychodzi do domu, zakłada kapcie, robi sobie kolacje. Moim zdaniem ten bohater nie ma po prostu życia rodzinnego, profesja, którą się zajmuje pochłonęła go w 100%. Je w pracy, śpi w pracy, nie jest to zdrowe, ale przecież znamy to z życia niekoniecznie agentów specjalnych.

Roger: A gdzie kręcono sceny, które rozgrywały się w Mińsku na Białorusi, bo bardzo mnie to intryguje?  

Andrzej: Trochę uchylam rąbka tajemnicy z produkcji, ale one były kręcone w Gliwicach. Dokładnie w kampusie Politechniki Gliwickiej. Powiem szczerze, że nigdy wcześniej tam nie byłem, a architektura tego miejsca jest przepiękna. Z kolei nasza agencja bezpieczeństwa to wieżowce w Centrum Warszawy, skąd widać było choćby Pałac Kultury.  

Roger: W serialu dużo dialogów jest w języku rosyjskim, Pan również się nim posługuje. Zna pan dobrze ten język?

Andrzej: Ja jestem z pokolenia, które miało język rosyjski obowiązkowy w szkole, zarówno w podstawowej jak i średniej.

Roger: Piotr Adamczyk również mi o tym wspominał, ale dzięki temu mógł posługiwać się tym językiem choćby w serialu „Prosta Sprawa” czy „For All Mankind” na serwisie Apple.

Andrzej: Raczej wolelibyśmy, by w szkołach uczono nas angielskiego, ale tak to już było. W sumie uczyłem się rosyjskiego z osiem lat i chociaż sporo zapomniałem, to gdy zacząłem grać dość łatwo przyszło mi odkopanie tego języka. I podobno miałem nawet niezły akcent. To jest w ogóle dobre pytanie, bo mam tu jeszcze jedną dygresję. Żołnierzy ze strony białoruskiej i rosyjskiej grają w „Przesmyku” w dużej mierze ukraińscy aktorzy, dla których nie była to łatwa decyzja. Są to jednak profesjonaliści i miałem ogromną przyjemność móc współpracować z nimi na planie.

Roger: Dziękuje za rozmowę i czekam na premierę.  

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper