
Marvel Rivals kilkadziesiąt godzin później... Jednego jestem pewien!
Z grami sieciowymi mam tak, że potrzebuję czasu, by naprawdę się w nie wgryźć. Zwłaszcza gdy chodzi o tytuły, które opierają się na rywalizacji, współpracy i - nie oszukujmy się - odrobinie chaosu. To albo przyciąga, albo skutecznie odstrasza. Dlatego od premiery niemal systematycznie pykam w Marvel Rivals. I tak dobiłem już do kilkudziesięciu godzin, który za moment zamienią się w trzycyfrowy wynik.
Dziś chcę się więc podzielić wrażeniami - bo tych przez ten okres uzbierało się całkiem sporo. Co działa, co nie do końca, a co może jeszcze zaskoczyć? W dalszej części tekstu spróbuję jak najlepiej oddać charakter tej produkcji w mojej ocenie (choć nie będzie to recenzja) i wyjaśnić, czy po tym czasie dalej się broni i przyciąga, czy może warto skierować się gdzieś indziej, jeśli szuka się czegoś nowego w świecie superbohaterskich strzelanek.
Peak Marvela?




Zacznijmy jednak od podstaw! Marvel Rivals to drużynowa strzelanka osadzona w uniwersum - a jakże - Marvela, która zadebiutowała w formule testowej w 2024 roku, z premierą pełnej wersji kilka miesięcy później. Za grę odpowiada chińskie studio NetEase Games przy wsparciu Marvel Games. Sama produkcja od początku przyciągnęła uwagę graczy, łącząc znane postacie z komiksowego uniwersum z mechanikami rodem z takich tytułów jak Overwatch czy mniej znane Paladins.
Rozgrywka w Marvel Rivals opiera się więc na sześcioosobowych drużynach, w których każdy gracz wciela się w innego bohatera Marvela, posiadającego unikalne zdolności i styl walki. Na premierę dostępnych było całkiem sporo postaci, w tym Spider-Man, Iron Man, Black Panther, Loki, czy Storm, a twórcy szybko zapowiedzieli, że na tym nie skończą. Wszystkich można podzielić na trzy grupy, które w ogólnej nomenklaturze da się zaszufladkować jako tanki, postacie atakujące, a także wsparcie.
Pod względem wizualnym Marvel Rivals stawia na kolorowy, komiksowy styl graficzny, który celowo odbiega od realizmu, zostając przy korzeniach wydawnictwa. W porównaniach do innych sieciowych strzelanek często podkreślano podobieństwa do Overwatcha, zarówno pod kątem rozgrywki, jak i interfejsu, choć Marvel Rivals wyróżnia się wykorzystaniem znanych marek oraz unikalnych połączeń ataków dwóch bohaterów.
Tytuł zebrał przy okazji premiery naprawdę pozytywne oceny. Krytycy docenili oprawę wizualną i tempo walk, a fani cały czas chwalą różnorodność starć, sporo uwagi poświęconej taktycznym warstwom gry, a także nieustające wsparcie, które w gruncie rzeczy deweloperzy pomysłowo uskuteczniają.
Kilkadziesiąt godzin później…
Po kilkudziesięciu godzinach spędzonych z Marvel Rivals mogę śmiało powiedzieć, że gra zdecydowanie potrafi zaskoczyć - i to nie tylko pod względem walki. Największe wrażenie zrobiła na mnie liczba i różnorodność eventów, które pojawiały się cyklicznie. Tryby z pogranicza szaleństwa, takie jak zabawa przypominająca Rocket League, battle royale w sanktuarium z superbohaterami czy totalna zabawa w postaci malowania planszy Jeffem, potrafiły nie tylko urozmaicić rozgrywkę, ale też przyciągnąć na dłużej (zwłaszcza że zaangażowanie nagradzane jest skinami).
Sporym plusem jest też regularna rotacja nowych postaci. Fantastyczna Czwórka, która dołączyła do gry, wypadła naprawdę dobrze - każda z jednostek została zaprojektowana z pomysłem, a ich umiejętności świetnie wpisują się w dynamikę rozgrywki. Osobiście najbardziej polubiłem Human Torcha i Mr. Fantastica, a do takiego The Thinga nie zapałałem sympatią - mechanicznie jest solidny, ale po prostu nie trafił w mój styl gry. Nie jest jednak złym bohaterem, a tylko podkreśla różnorodność herosów (lub złoczyńców ;)).
Warto też wspomnieć o Battle Passie, który pozytywnie zaskakuje. System nagród opiera się w dużej mierze na aktywności, więc praktycznie wszystko da się odblokować po prostu grając. Skórki, które oferują, są dobrze zaprojektowane, bez przesadzonych „przebieranek”, które nie pasowałyby do świata Marvela. To drobny, ale ważny aspekt, który potrafi dawać dodatkową motywację do rozgrywania kolejnych meczów.
Najciekawszym elementem całej rozgrywki okazał się jednak sam system starć. Marvel Rivals potrafi być grą dynamiczną, ale też... Zaskakująco nieprzewidywalną. Bywało, że mecz kończył się w pięć minut, w atmosferze szybkiej dominacji jednej z drużyn, ale bywały też takie spotkania, które przerodziły się w epickie 45-minutowe boje o każdy punkt i każdy fragment mapy. To właśnie ta zmienność sprawia, że trudno się tu nudzić. Niemal nie ma dwóch takich samych starć.
Podsumowując!
Marvel Rivals może nie jest grą idealną i dla każdego, ale bez dwóch zdań ma potencjał, by stać się hegemonem gatunku. Moc atrakcji, dobrze zaprojektowani bohaterowie i nieprzewidywalna rozgrywka sprawiają, że trudno się przy tym nudzić - a przecież właśnie o to chodzi w grach sieciowych. Jeśli twórcy utrzymają tempo i nie zapomną o graczach, to ta produkcja może z powodzeniem walczyć o szczyt.
Dla mnie była to przyjemna niespodzianka, która wciągnęła na dłużej, niż się początkowo spodziewałem. I choć są jeszcze rzeczy do poprawy, jedno jest pewne - Marvel Rivals wie, jak przyciągnąć do ekranu. Teraz pozostaje trzymać kciuki, by ten rozpęd nie wyhamował, bo materiał na solidny hit zdecydowanie jest. Kilka miesięcy minęło jak z bicza, a ja dalej czekam na chwile w ciągu dnia, gdy mogę wbić na jedną czy dwie mapki. I zawsze bawię się świetnie.
Przeczytaj również






Komentarze (7)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych