Graliśmy w PIONER. Nowe MMO w rosyjskich klimatach, które mocno przypomina STALKERA

Graliśmy w PIONER. Nowe MMO w rosyjskich klimatach, które mocno przypomina STALKERA

Maciej Zabłocki | 20.03, 21:52

Omawiana dzisiaj gra tytułowana PIONER, to postapokaliptyczna strzelanka MMO od studia GFA Games. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że twórcy szykują coś w klimatach rodem ze STALKERa. Surowy, niepokojący świat, radzieckie akcenty, groźne mutanty i gęsta atmosfera – wszystko to widać już od pierwszych minut rozgrywki. Teraz, gdy miałem okazję przyjrzeć się bliżej tej produkcji, zebrałem wrażenia w formie niniejszego playtestu. Uprzedzam jednak: PIONER nie jest grą dla każdego.

Zaprezentowana właśnie na Future Games Show produkcja od pierwszych minut zdaje się krzyczeć, że to tytuł „made in Russia”. Radziecka surowość wylewa się z ekranu – opuszczone posterunki, zużyte radzieckie samochody, zniszczone blokowiska i betonowe konstrukcje zanurzone w anomaliach i radioaktywnych wyziewach. Jeśli kiedykolwiek czerpaliście przyjemność z eksplorowania Zony w serii STALKER, to w PIONER odnajdziecie podobny vibe. Widać inspiracje klasycznym science fiction, a mnie osobiście przypomina to „Piknik na skraju drogi” braci Strugackich. Ta dziwaczna, nieprzewidywalna aura, trochę zakładu psychiatrycznego, wariatkowa, a trochę fantasy, potęguje uczucie zagubienia. Eksplorując to ponure otoczenie, ma się wrażenie, że za każdym rogiem czai się coś, co wymyka się racjonalnym wyjaśnieniom.

Dalsza część tekstu pod wideo

PIONER bardzo mocno stawia na realizm i konieczność przetrwania w nieprzyjaznym otoczeniu. Chociaż w PIONER faktycznie znajdziemy widoczny pasek zdrowia, to twórcy zrezygnowali z wielobarwnych wskaźników poziomu postaci czy typowych mechanik zdobywania punktów doświadczenia. W efekcie każda potyczka staje się prawdziwym sprawdzianem umiejętności – niewłaściwy ruch może szybko zakończyć się śmiercią i utratą ekwipunku. Zamiast tradycyjnego systemu levelowania, gra stawia na ostrożne zarządzanie zasobami, pilnowanie kondycji bohatera oraz staranne planowanie kolejnych kroków w obliczu niebezpiecznych anomalii.

To strzelanka MMO, a więc obszar po którym się poruszamy będzie ogromny

PIONER
resize icon

Zaczynamy od utworzenia własnej postaci za pomocą krótkiego edytora, a potem przechodzimy od razu w sam środek akcji. Trafiamy na jakiegoś wykręconego typa, Edgara, który przekazuje nam kilka podstawowych informacji o otaczającym świecie. Potem daje zardzewiały nóż i mówi, żebyśmy zbadali jakiś pobliski wrak, bo dzieje się tam coś dziwnego. Musimy się jeszcze ubrać, a tak akurat wyszło, że w pobliskim wychodku jakiś zmarły jegomość leży od kilku dni. Dlaczego więc nie zabrać mu ciuchów? Trochę może sponiewierane, cuchnące, ale nadal całkiem dobre. Zaczyna się to mimo wszystko w dość przewidywalny sposób, ale ma też swój urok, a miłośnicy klimatów rodem z Archiwum X będą zadowoleni. 

Jednym z istotnych elementów PIONER jest ogromna mapa, teoretycznie zajmująca ponad 50 kilometrów kwadratowych. Nie jest to jednak puste pole do biegania, bo twórcy urozmaicili świat szeregiem różnych aktywności. Natrafimy tu na zadania fabularne, misje frakcji czy coś, co określane jest mianem „Krainy Cieni”. To swoista strzelanka ewakuacyjna przypominająca "Escape from Tarkov" – wchodzimy na teren naszpikowany wrogimi NPCami i innymi graczami, by zdobywać potężne uzbrojenie, wyposażenie czy szereg innych rzeczy. Trochę takie instancje znane z gier MMORPG. Dynamika tych wypraw jest wysoka, a niebezpieczeństwo czai się na każdym kroku. Trzeba też dobrze się do tego przygotować.  

Ważnym aspektem rozgrywki jest również system frakcji, gdzie różne ugrupowania przedstawiają własne interesy i wizje postapokaliptycznego świata. Podjęte decyzje będą rzutować na naszą przyszłość, otwierając (lub zamykając) drogę do określonych zadań i nagród. Może i brzmi to dość klasycznie, ale w klimacie poradzieckiej wyspy i przy dużym nacisku na realizm nabiera przyjemnie surowego charakteru.

Wszystko to spina w całość wysoki poziom trudności, który od razu daje się we znaki. Gra nie bawi się w długie tutoriale ani nie ułatwia nam wejścia w ten dziki świat. Brak litości kojarzy się trochę z tytułami pokroju Dark Souls, w których jeden moment dekoncentracji może przekreślić godziny progresu. Tu podobnie - zbyt wolna reakcja czy brak zapasowej apteczki i możemy pożegnać się z życiem. Dla wielu graczy będzie to zbyt duże wyzwanie, ale dla fanów wymagających produkcji i ciężkiego klimatu z pewnością spora zaleta. Nie ukrywam, już na samym początku mamy sporą próbę przetrwania. Odkrywamy pewne przejście wielowymiarowe, z którego nagle zaczynają wypadać dzikie bestie. Musimy nagle w te pędy wrócić do jegomościa, który zleca nam pierwsze zadanie. Problem w tym, że dzikie ogary nas gonią, a zewsząd wychodzą jakieś koślawe zombie, pragnące jedynie naszej krwi. Ucieczka wcale nie była taka prosta. 

Strzelanie z broni wypada póki co bardzo tandetnie

Shotgun PIONER
resize icon

Zanim zabrałem się za test, miałem nadzieję na mocno „mięsiste” doznania rodem z Metro: Exodus. Niestety, tu czekało mnie spore rozczarowanie. Odgłosy wystrzałów są zaskakująco stonowane, brakuje im masy i głębi. Przy ciężkim karabinie chciałoby się poczuć prawdziwą siłę rażenia – a dostajemy raczej klik, który może przejść niezauważony w ogólnym harmiderze. Shotgun z kolei to w ogóle jakaś parodia, bo brzmi i działa, jakby strzelał wykałaczkami. Na szczęście zabija zombiaka na jeden strzał. 

Niemniej jednak, jeśli przymknąć oko na te braki, sama walka może sprawić sporo frajdy. Jest trudna, wymaga ostrożnego planowania i ciągłego dbania o ekwipunek (amunicja kończy się w ekspresowym tempie). Tutaj zdecydowanie czuć wpływ STALKERa – w zwarciu z większym przeciwnikiem jedna pomyłka może kosztować życie, więc trzeba uważnie korzystać z osłon i anomalii.

A jak PIONER wypada pod względem fabularnym? Wydarzenia rozgrywają się na odizolowanej wyspie – dawnej sowieckiej bazie badawczej. Katastrofa technologiczna sprawiła, że świat popadł w chaos, a my, jako były żołnierz sił specjalnych, musimy nie tylko przetrwać, ale i odkryć, co się kryje za tajemniczą stacją badawczą MOGILNIK. Zwieńczeniem naszych poczynań będzie jedno z kilku zakończeń, zależnych od tego, które grupy zdecydujemy się wspierać. W tle mamy jeszcze wątek zaginionych towarzyszy i całą masę osobliwych postaci. Klimat? Ponury, momentami depresyjny i niewątpliwie wciągający, jeżeli przepadacie za mglistą tajemnicą.

Co istotne, PIONER nastawiony jest na wieloosobową kooperację i konfrontację. Otrzymujemy więc co najmniej trzy tryby zabawy: PVE, czyli możliwość wykonywania misji fabularnych ze znajomymi, wspólnych rajdów czy polowań na mutanty, oferujący dodatkowo specjalne strefy (np. Kraina Cieni), gdzie gracze walczą z wrogimi NPC, polując na rzadkie łupy. PVP, o którym póki co nie wiadomo zbyt wiele, a do tego wszystkiego dojdzie również system klanów. Wspólna komunikacja, współpraca i rywalizacja w klanowych rankingach mają wnieść do rozgrywki dodatkową warstwę społecznościową.

PIONER_wygląd gry
resize icon

Biegając po tym świecie zaskoczyło mnie natomiast, że jest on taki mało interaktywny. Chyba żadnego przedmiotu nie można zniszczyć. Drewniane skrzynie stoją obok siebie i nic nie możemy im zrobić. Nie rozwalimy też kościotrupa siedzącego na krześle i nie strącimy stojącego na biurku wazonu. Wszystko jest statyczne - to typowa makieta. Świat może robi wrażenie artystyczne, ale pod względem interakcji to powrót do czasów PS2. Samo poruszanie się też jest raczej koślawe, podobnie jak animacje wszelkich wrogów, przeciwników czy NPC. Graficznie nie ma mowy o żadnej rewolucji. Jest przyzwoicie, ale to wszystko. Gra prawdopodobnie była projektowana w taki sposób, by ruszyła na dużej ilości konfiguracji sprzętowych, skoro to MMO. No ale miłośnicy ładnej grafiki nie mają tu czego szukać, bo chociaż na zdjęciach PIONER prezentuje się dobrze, to w istocie nie jest zachwycający. 

Czy warto czekać? Z jednej strony tak, ale to nie jest gra dla każdego 

Muszę przyznać, że PIONER to produkcja dość... zagadkowa. Chciałbym napisać, że jest oryginalny, ale mechanicznie niestety nie wprowadza żadnego powiewu świeżości. Nie wygląda najlepiej i nie gwarantuje jakiejś znakomitej zabawy w pojedynkę. Być może z innymi graczami będzie dużo lepiej, bo ja grałem w demo w pojedynkę, a to w końcu MMO i na powyższym nagraniu wygląda zdecydowanie lepiej. Wykreowany świat jest tajemniczy, zagadkowy i niezwykle zwariowany, a przy tym artystycznie zachwycający. Gra może się podobać, a jeżeli twórcy odpowiednio ją rozwiną, to może być całkiem wciągająca pozycja. Nie dla każdego, bo trzeba lubić klimaty STALKERa i paranormalne aktywności, ale swoich miłośników z pewnością znajdzie. Co istotne - będzie można przejść fabułę w pojedynkę, a produkcja trafi na PC, PS5 oraz Xbox Series X/S jeszcze w tym roku. 

Źródło: Opracowanie własne
Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper