
AC: Shadows - czy jedna gra wyciągnie Ubisoft z finansowego dołka?
Nie sądziłem, że tego dożyję. Pięciu braci Guillemotów, Christian, Claude, Gerard, Michei i Yves w 1986 roku założyło Ubisoft. Rodzinny interes rozsrastał się z biegiem lat. Nas interesuje jednak rok 1996, w którym powołano do życia cztery oddziały firmy: w Annecy, Szanghaju, Milanie oraz Montrealu. Po 2000 roku Montreal wskazywano jako ziemię obiecaną dla raczkujących twórców gier działających w regionie. Tamtejsza dywizja Ubisoftu opracowała markę Assassin's Creed (w portfolio znajdziemy również Splinter Cell, Prince of Persia czy Far Cry). Osiemnaście lat po pojawieniu się pierwszego z Asasynów na rynku wydawca znalazł się w niekomfortowej sytuacji finansowej. Jedną z recept na wyjście z tarapatów jest najnowsza gra traktująca o skrytobójczym kredo. Czy wystarczy?
Problemy Ubisoftu zaczęły się po pandemii. Firma rywalizowała ostro z Vivendi, które ostatecznie poddało się chińskiemu Tencentowi. We wrześniu ur. wycena firmy równoważyła się ze stanem finansowym z 2015 roku, gdy zaczynało podupadać wspomniane Vivendi. Różnica polega na tym, że nie świata nie pożerała jeszcze inflacja jak obecnie. Po nieudanej premierze Star Wars: Outlaws wartość akcji zaliczyła 10-procentowy upadek. Cena akcji wynosiła tylko 15.34 dolara, co stanowiło najniższą kwotę od 2014 roku. Zaalarmowany inwestor, Juraj Krupa wystosował list do zarządu firmy, w którym podkreślił, że akcjonariusze są zawiedzeni aktualną polityką firmy. Ubisoft przestał generować potężne zyski. Trudno nie dostrzec, że ostatnie miesiące nie były dla tego przedsiębiorstwa zbyt łaskawe.
Firma ma duży wkład w popularyzację gier na terenie Europy. Dzięki serii Assassin's Creed udało się pozyskać miliony nowych klientów. Dzięki inicjatywie Jade Raymond, producentki pierwszej gry udało się stworzyć tak zintensyfikowany, otwarty świat, który sprawiał wrażenie żywego. Zabrakło różnorodności, choć po latach gracze mieli jej dość, bo franczyzę ukierunkowano jako RPG akcji (Origins, Oddysey, Vallhalla). Powrotem do korzeni miało być AC: Mirage, czyli gra o mniejszym formacie. Od dawna krążyły plotki o osadzeniu nowej odsłony w feudalnej Japonii. Publika domagała się tego od dawna. Twórcy z montrealskiego studia mogli jedynie obawiać się potencjalnego sequela Ghost of Tsushima. Jak się teraz okazuje, zupełnie niepotrzebnie. Firma niedawno pochwaliła się trzema milionami grających w Assassin's Creed: Shadows, historii z udziałem czarnoskórego Yasuke i młodej shinobi, Naoe.




Cienie nadziei
"Jest to więc kolejny, porządny Asasyn, który nie zostanie okrzyknięty GOTY 2025, ale za to będzie pozycją, w której wielu fanów serii (i nie tylko) spędzi wiele godzin, dobrze przy tym się bawiąc" - napisał Mateusz w swojej recenzji gry. Nikt nie spodziewał się rewolucji. Shadows natomiast spełnia się jako gra obrazująca piękno feudalnej Japonii. W obliczu przesunięć terminu premiery rosły obawy o jakość. Jako gracze należymy do wybrednej społeczności. Zapamiętujemy również błędy. Tych nie brakowało np. w Unity czy Syndicate, odsłonach tworzonych przez kilka zespołów. Gamedev powinien być jednak spójny. Historia zna całe mnóstwo przypadków, gdy ingerencja więcej niż dwóch zespołów w projekt kończy się jakościową katastrofą. Problem ten zdaje się nie dotyczyć Assassin's Creed: Shadows. Gra wygląda na solidną, rzemieślniczą pracę. Reżyserzy ostrożnie bawią się nowymi mechanikami i nie naruszają struktur wyjętych z poprzednich gier. Wydawca nie ma już czasu na eksperymentowanie.
Nie pomogły Avatar: Frontiers of Pandora, The Crew: Motorfest, SW: Outlaws czy Skull and Bones. Tyle projektów, a jednak nie wspomogły firmy w trudnej sytuacji. Ubisoft już dawno przestałoby być samodzielną firmą gdyby nie jeden tytuł: Assassin's Creed Vallhalla. Wybór setttingu i opracowana forma rozgrywki zapewniły zyski na łącznym poziomie miliarda dolarów. Zarządcy chcieli prędko powtórzyć ten wynik. Do tej pory się to nie udało żadnej z ww. gier. W czym tkwił problem? Przyczyn jest wiele. Od wielu lat krytyków drażnił generyczny model narracji w grach Ubisoftu. Powtarzające się schematy i dotkliwe błędy techniczne wskazywano w większości przypadków. Światowa ekonomia stanęła na głowie, a granie przeszło ewolucję od czasów pandemii, gdy większość globu siedziała w domach i topiła czas w gamingu. Ten ciąg przyczynowo-skutkowy jest bardzo długi. Teraz liczy się wysoka sprzedaż Shadows. Dane są optymistyczne, choć nie dotyczą bezpośredniej sprzedaży gry.
Ubisoft ogłosił, że w weekend otwarcia w grze znalazły się trzy miliony grających. Wydawca potwierdził, że Assassin's Creed: Shadows jest największą premierą w historii marki i ustępuję tylko przywołanej już Vallhalli. Wiemy zatem, że powtórki z tamtego triumfu nie będzie. Shadows natomiast broni się jako gra. Mechaniki są poprawne, a historia atakuje nas częściej niż zwykle. Co rusz przyglądamy się fragmentom przeszłości bohaterów, co może chwilami poirytować osoby niecierpliwe oczekujące swobodnej eksploracji mapy. Shadows dobrze rokuje na kwestię planowania zasobów w Ubisofcie. Koniec z corocznym wydawnictwem tej samej marki. W czasach, gdy firma należała do jednego z najbardziej płodnych wydawców zaczęły się problemy z kontrolą jakości gier poszczególnych studiów. Gry podrożały i odbiorcy przestali już wybaczać. Niższa sprzedaż współczesnych produkcji wynika z ostrożności. Po co klient miałby zapłacić premierową cenę za niedopracowany produkt, skoro po kilku miesiącach cena danej gry spadnie. I tak, Ubisoft stali się w tym fachu mistrzami. Wydawca ten bardzo szybko obniżał ceny swoich gier. Nie liczcie, że tak postąpi z Shadows. To "być albo nie być" dla firmy. Inaczej Ubisoft czeka prywatyzacja.
Pod lupą
Na Ubisoft łypie z góry chiński Tencent. Korporacyjny gigant ma udziały m.in. w polskim Techlandzie. Doceniam starania rodziny Guillemotów w rozwój gier. Wielu twórców bazowało na rozwiązaniach zastosowanych w Assassin's Creed. Firma zrobiła wiele, aby dopiąć najnowszy tytuł do końca i wydać produkt dopracowany w każdym calu. Jeśli jednak Shadows nie sprosta oczekiwaniom sprzedaży czeka nas nowa, nieciekawa era, o której napomniał Yves Guillemot. "Kontynuujemy proces ewolucji naszej firmy, by dostosować ją do aktualnego rynku" - pisze CEO. O wiele bardziej zaciekawiły mnie słowa Marie-Sophie z Ubisoftu. "Kreacja GAAS (Games as Service) to filar naszej strategii" - napisała w liście otwartym. Jako przykłady wymieniła Rainbow Six, For Honor i Division, a więc gry z rynkową historią i niesłabnącym zainteresowaniem. Przyszłość firmy to zatem więcej tego typu inicjatyw. Odważne posunięcie w dobie porażek gier usługowych na konsolach. Segment ten należy do kilku ogromnych gier, np. Fortnite.
Yves Guillemot zapowiedział inicjację nowej spółki, w poczet której zostaną wcielone trzy największe franczyzy: Assassin's Creed, Far Cry i Rainbow Six. Wartość spółki miałaby wynosić 4.6 mld dolarów, natomiast 1.16 mld dol. należą do udziałów Tencentu. Zatem nastał moment, gdy chińska korporacja wchodzi do gry i stanie się jednym z akcjonariuszy. CEO nie miał chyba lepszego wyjścia w obecnej sytuacji. Po konsultacjach z działem prawnym i analitycznym okazało się, że to najmniejsze zło, a istotne IP, dzięki którym ta karawana wciąż jedzie zostaną zabezpieczone. Pytanie, co z ludźmi rozsianymi po wszystkich studiach firmy? To kolejny przykład trudnej rzeczywistości w świecie gamedevu. Studia wypychają gry zarabiające niebotyczne sumy a jednak stabilność w tym fachu jest rzadkim zjawiskiem. Niestety, jedna jaskółka (Shadows) wiosny nie czyni.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Assassin's Creed Shadows.
Przeczytaj również






Komentarze (61)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych