
Assassin's Creed Shadows - co zrobił lepiej od Valhalli, Origins czy Odyssey?
Assassin's Creed Shadows zadebiutowało i zebrało stosunkowo dobre oceny od recenzentów, jak i graczy. Dobrze pokazują to Metacritic, gdzie średnia z ocen krytyków wynosi 8,1/10, a także Steam, gdzie z prawie 14 tysięcy posiadaczy gry 82% z nich pozytywnie wypowiedziało się o przygodzie Naoe oraz Yasuke.
Ja również spędziłem sporo czasu w świecie wykreowanym przez francuski Ubisoft i szczerze powiedziawszy - nie żałuję. Na pewno nie była to tak mocna przygoda, jak przy Cyberpunku 2077, Wiedźminie, The Last of Us, God of Warze czy Kingdom Come Deliverance, ale z pewnością taka, która dała sporo frajdy i w pewnym stopniu była odmóżdżaczem od bardziej wymagających produkcji przepełnionych zagadkami czy wymagającymi starciami z bosami w soulso podobnych projektach.
Takich otwartych gier z pięknymi terenami i wieloma lokacjami do zwiedzania, z naciskiem na parkourowe elementy, również potrzebujemy. Tak jak kilka lat temu Assassin's Creed Origins, Assassin's Creed Odyssey, jak i rozwleczone Assassin's Creed Valhalla, które pomimo długości rozgrywki spodobało się wielu odbiorcom i okazało się ogromnym hitem sprzedażowym.




Gdyby nad tym popracowano...

Przechodząc jednak do porównania Assassin's Creed Shadows z poprzednią trylogią z Laylą Hassan w wątku współczesnym, warto wspomnieć o tym, co przygoda Naoe i Yasuke zrobiła lepiej (a co gorzej) od trzech ostatnich odsłon serii. Będąc przy wspomnianym przed sekundą wątku współczesnym ogromnym minusem w AC Shadows jest jego brak. Niestety, ale kilka wstawek z Animusa to zdecydowanie za mało, szczególnie kiedy popatrzymy, jak ciekawie ten wątek poprowadzono w historii Eivora. Podróż do krain z mitologii nordyckiej i spotkanie bogów, takich jak Loki, Odyn, Tyr i nie tylko było wspaniałym wspomnieniem, często intrygującym mocniej niż sama główna oś fabularna.
Tego w Assassin's Creed Shadows zabrakło, tak samo jak dopracowanie wierzchowca, który w trakcie zabawy zachowuje się w wielu przypadkach bardzo idiotycznie. Potrafi on zablokować się o każdy, nawet ten najmniejszy element na drodze - przez co rozumiem jakąś wystającą gałąź, kawałek drewnianego płotu, a co gorsza, często odwraca się o 180 stopni, gdy zbliżymy się do takich elementów (nie wspominając o ludziach). Trochę jest to podyktowane odejściem od wielkich, obszernych obszarów na rzecz podróżowania głównymi drogami i ścieżkami w trakcie eksploracji, ale cóż... nad mechaniką korzystania z konia można było pochylić się deczko dłużej, szczególnie że takich problemów nie było w poprzednich Asasynach.
Do gustu nie przypadło mi także zakończenie, które zostało zrobione bez jaj. Zabrakło większych bitew, do których zresztą deweloperzy nas przygotowywali (akurat tutaj Ghost of Tsushima wypadło o wiele lepiej), ostatnie cele wrogiej organizacji przynudzały i dobrze, że w drugiej połowie opowieści do akcji dołączyli zapowiadani przez twórców Templariusze.
Dziewiąta generacja konsol od 2025 roku?

Jednakże Assassin's Creed Shadows wprowadziło sporo pozytywnych zmian do samego "rdzenia rozgrywki". Dwójka bohaterów to strzał w dziesiątkę, bo z Naoe - zwinną, mobilną i gotową do skrytobójstw protagonistkę - korzystamy tak, jak niegdyś z Ezio. Potrafi ona załatwiać sprawy po cichu, a także zajmować się przeciwnikami w starym, dobrym stylu. Idealnie spisuje się również do eksploracji wysoko położonych obiektów za sprawą swojej linki z hakiem. Z drugiej strony mamy Yasuke, przypominającego bardziej Eivora preferującego walkę w zwarciu z wykorzystaniem oręży. Jest on bardziej ociężały, ale za to potrafi przyjąć więcej obrażeń (jak i więcej ich zadać). Coś w rodzaju "tanka".
Do gustu bardzo przypadły mi wątki poboczne towarzyszów, które zostały stosunkowo dobrze napisane. Każdy opowiada o czymś innym i często cele nie skupiają się wyłącznie na zaatakowaniu wrogiego terenu, a zamiast tego wejdziemy w interakcje z sojusznikami i lepiej poznamy ich przeszłość, obecne zamiary, jak i plany na przyszłość. Sporym plusem są także własne historie Naoe i Yasuke, będące retrospekcjami, dzięki którym możemy bardziej zżyć się z głównymi bohaterami. Coś takiego było też w Origins (śmierć bliskiej osoby Bayeka) czy Odyssey (wydarzenia za dzieciństwa), ale w Shadows trwa o wiele dłużej i jest podawane wraz z postępem fabularnym.
Przy tym wszystkim najważniejsza jest oprawa graficzna i efekty wizualne - podmuchy wiatru, bagniste lokacje, znikające na naszych oczach kałuże, dynamicznie zmieniająca się pogoda czy nawet pory roku, które wprowadzają ogromną różnorodność i doprowadzają do tego, że odwiedzanie poszczególnych prowincji po raz drugi czy trzeci w ogóle nie męczy, to strzał w dziesiątkę. Ubisoft odszedł od poprzedniej generacji konsol i widać to gołym okiem, bo feudalna Japonia okiem francuskich grafików wyszła po prostu przepięknie.
I tak jak zostało to wspomniane już we wprowadzeniu - Assassin's Creed Shadows to dobra, dla wielu fanów większych produkcji bardzo dobra gra, którą można przejść z uśmiechem na twarzy, jeśli nie oczekujemy blockbustera dopracowanego pod każdym detalem na miarę choćby Red Dead Redemption 2. Na takie projekty od Ubisoftu niestety, ale nie mamy co liczyć.
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Assassin's Creed Shadows.
Przeczytaj również






Komentarze (36)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych