Reklama
FIFA bez Juventusu - licencyjna wojna z Pro Evolution Soccer

FIFA bez Juventusu - licencyjna wojna z Pro Evolution Soccer

Tytus Stobiński | 20.07.2019, 12:00

Jeszcze trochę, a wraz z jesienią dojdzie do corocznego pojedynku dwóch największych i jedynych graczy na poletku wirtualnych symulacji piłki nożnej. Która seria jest lepsza i czym skłania miliony do zakupu? Na to pytanie ciężko odpowiedzieć jednoznacznie.

Seria FIFA od lat jest na rynku liderem w aspekcie dostępnych, licencjonowanych klubów i lig z całego świata. Kwestia podejścia do przedstawienia wirtualnej piłki, od lat dzieli graczy, między tych, którzy preferują tytuł EA Sports, a resztę fanów futbolówki, którzy kupieni zostali przez wizję, jaką prezentuje Konami ze swoim Pro Evolution Soccer. Ta druga, zazwyczaj nie oferowała nam popularnych licencji, skupiając się raczej na gameplayu który, choć zupełnie inny niż w Fifie, podoba się i skłania do zakupu wiele osób. Pomijając jednak wojnę fanów, obie wizje futbolu mają swoje plusy i minusy, a dyskusja na temat tego, która z nich jest lepsza trwa od wielu, wielu lat.

Dalsza część tekstu pod wideo

Cykl gier od EA Sports, przez długi czas oferował bardziej zręcznościowe podejście do futbolu które, choć potrafiło sprawić wiele frajdy, nie miało wiele wspólnego z prawdziwymi, piłkarskimi spotkaniami. Nie było w tym jednak nic złego, ponieważ to kwestia gustu, a o tym aspekcie, jak dobrze wiemy - się nie dyskutuje. Konami tymczasem już od europejskich początków serii, najlepiej znanych z początku jako ISS, podążało własnoręcznie wytyczoną ścieżką. Gra oferowała dużo bardziej nieoszlifowany gameplay, lecz ten posiadał swoją specyficzną płynność. Przez wiele lat, fani Pro Evolution Soccer zarzucali FIFIE, że to właśnie w tytule od japońskiego studia zdecydowanie lepiej czuć siłę strzału i "ciężar" piłki. Możemy jak najbardziej się spierać o to kto ma rację, jednak moim zdaniem w istocie, to w "pro evo" wyważenie futbolówki czuć lepiej. A piszę te słowa, jako gracz stojący po drugiej stronie barykady.

Jeżeli jednak przeniesiemy się nieco do czasów obecnych, to ciężko nie zauważyć progresu, jaki FIFA zrobiła jeszcze za kadencji poprzedniej generacji konsol. Silnik gry zyskał na wyważeniu, nie odbiegając jednak zbytnio od tego, do czego byliśmy przyzwyczajeni i zachowując przy sobie wiernych od lat fanów. Tytuł jednak był inny i zmiany było widać gołym okiem. Mogliśmy poczuć prawdziwą atmosferę piłkarskiego wydarzenia. Gra wciąż także, zdobywała licencje na kolejne ligi, dając możliwość poprowadzenia klubów z dalekich zakątków świata.

Przed kilkoma dniami, świat obiegła informacja, że w najnowszej odsłonie FIFY nie będziemy mieli okazję stoczyć pojedynków z użyciem drużyny Juventusu. Konami bowiem podpisało trzyletni, ekskluzywny kontrakt z zespołem z Turynu, w ramach którego to właśnie w Pro Evolution Soccer zobaczymy oficjalne stroje, stadion oraz herb wielokrotnych mistrzów Włoch. Laik mógłby pomyśleć, że jedna drużyna, nawet klasowa, nie jest w stanie wiele zmienić. A jednak, developer z Kraju Kwitnącej Wiśni postarał się, by ten kawałek tortu "elektronikom" odebrać. Co więcej, branża gier wideo dość gwałtownie zareagowała na to wydarzenie, co spowodowało spadek wartości akcji EA, oraz zmniejszenie ogólnej wartości giganta. 

W podobnym, a nawet gorszym momencie znalazło się Konami rok temu, kiedy to po wielu latach wyłączności, Pro Evolution Soccer straciło licencję na słynną Ligę Mistrzów oraz Ligę Europy. Są wśród nas gracze, którym radość płynąca z rozgrywki jest wystarczająca, by czerpać satysfakcję z rozgrywki. Ciężko jednak zaprzeczyć, że rozgrywanie spotkań na licencjonowanych arenach z całego świata naszą ulubioną drużyną, nie powoduje szerokiego banana na twarzy. Gdzie jest więc tzw. złoty środek? Czy istotniejsze dla nas są oficjalne nazwiska piłkarzy oraz zespołów, czy też inna wizja gameplayu, który zbliża grę do prawdziwych meczów piłki nożnej? Moim zdaniem, liczy się jedno i drugie i najlepszym rozwiązaniem byłaby zmiana zasad pozyskiwania licencji, by każdy z nas mógł cieszyć się pełnoprawnym, bogatym w detale produktem.

Niestety, takie rozwiązanie pozostanie jedynie w sferze marzeń i z pewnością to EA będzie żelazną ręką rządziło na tym poletku, dopuszczając do małych wybryków drugiego developera. Najważniejszym jednak jest to, by każdy z graczy czerpał możliwie największą satysfakcję z grania w którykolwiek tytułu. I tak najczęściej pozostajemy w obozie, do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Czas pokaże, czy kwestia licencji zostanie jakkolwiek wyrównana, by nikt nie czuł się poszkodowany.

Tytus Stobiński Strona autora
cropper