Król – recenzja filmu. On nie ma przyjaciół ani wrogów

Król – recenzja filmu. On nie ma przyjaciół ani wrogów

Iza Łęcka | 03.11.2019, 09:00

Pić, bawić się i wieść hulaszcze życie, w nosie mając swoje powinności wobec kraju i tyranicznego ojca. Tak miało wyglądać życie Hala, który nie zgadzając się z postępowaniem króla Henryka IV, zamieszkał wśród ludu, nie odznaczając się jakoś specjalnie etykietą i ogładą wyniesioną zza dworskich ścian. Los jednak chciał, że to co najbardziej mu ciążyło, całkiem szybko wylądowało na jego głowie… Zapraszamy do recenzji filmu „Król”.

Netflix podejmuje się za bary z kolejną postacią historyczną, tym razem opowiadając o Henryku V Lancasterze i jego drodze na tron. Mogłoby się wydawać, że przeczesanie kart historii będzie w tym przypadku oczywiste, ale za główną inspirację dla filmu posłużyły dzieła Williama Szekspira traktujące o losach młodego króla – „Henryk IV cz.I”, „Henryk IV cz.II” oraz „Henryk V”. Bardzie opowieści jednak nie wnoszą nic do stylu produkcji. Całość projektu reżyserowana jest przez Davida Michôda, którego „Machina wojenna” z 2017 roku niespecjalnie zawojowała Netflix – wszystko to może dać całkiem niezłą mieszankę pod postacią „Króla”. Ale do rzeczy...

Dalsza część tekstu pod wideo

Król – recenzja filmu. On nie ma przyjaciół ani wrogów

Król – recenzja filmu. On nie ma przyjaciół ani wrogów

„Król” – Skok na tron

Hal, a dokładniej książę Henryk Monmouth, rozkoszuje się urokami lekkiego życia, dnie i noce spędzając w karczmach lub poddając się cielesnym uciechom. Wiadomość o chorobie ojca – znienawidzonego i nierozumianego Henryka IV (w tej roli zrezygnowany i całkowicie pozbawiony uczuć Ben Mendelsohn) – zaprowadza go na dwór, który przez lata umacniał władcę w niechęci wobec syna, tym bardziej pogłębiając konflikt pomiędzy monarchami. Pomimo sprzeciwu, pewne zawiłości prowadzą do tego, że nowy król zasiada na tronie – a zostaje nim właśnie Hal. Czując na sobie śmierdzący oddech dworskich doradców, którzy najchętniej przejęliby kontrolę nad młodym władcą, na pierwszy plan wysuwa się konflikt z Francją. Trzeba bowiem w końcu odpowiedzieć na znieważenia.

Przed młodym królem nie lada wyzwania już na początku przejęcia tronu, bowiem konfrontacja z zatwardziałym postępowaniem najwyższych przedstawicieli króla oraz tak różna od ojcowskiej wizja panowania zdaje się być problemem nie do przeskoczenia – Hal mimo to pociąga za sobą armię. W tej roli możemy zobaczyć znanego ze znakomitej kreacji w „Tamte dni, tamte noce” Timothée Chalameta, który i tym razem radzi sobie z bohaterem pierwszorzędnie. Można doczepić się, że czasami król w jego wydaniu wydaje się zbyt miękki i subtelny – pomimo obranego wizerunku zadumania, powściągliwości czy analizowania przyjętych wiadomości – tymczasem wraz z rozwojem akcji, Henryk V nabiera więcej siły i zdecydowania. Nieco lekkości całej produkcji dodaje postać przyjaciela króla, z którym niejeden dzban wina wypili. Sir John Falstaff okazuje się niezwykle przebiegłym strategiem wprawionym w boju i pijakiem, nie można go nie lubić już od pierwszych chwil filmu. Bez echa nie mogę zostawić postaci Delfina Francji, w którego wciela się Robert Pattinson. Zawsze widząc tego aktora na ekranie mam obawy, czy aby rola Edwarda z hitowej adaptacji książek nie przyćmi kolejnych jego wcieleń, jednak w tym przypadku bardziej pomylić bym się nie mogła. Pattinson daje radę jako francuski następca tronu będąc nieco szyderczy, chamski i lekko nieprzewidywalny. Jego angielski zakrapiany francuskim akcentem dodaje jeszcze więcej stylu tej postaci. Mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że w scenach z jego udziałem to właśnie on skrada całe show.

„Król” – Wygrywa lisia przebiegłość

Anglia z początku XV wieku w reżyserskim obiektywie jest mroczna, brudna i ociężała. Nałożone na ujęcia filtry dodają ciężkości i ponurego charakteru przedstawionej historii. Zamysł artystyczny wydaje się być jak najbardziej zrozumiały – mamy bowiem do czynienia z trudnym historycznie dla Anglii czasem, gdzie trapiony wojną stuletnią z Francją lud powoli odwraca się od monarchy. Ten kraj miał uciskać się pod ciężarem mrocznej rzeczywistości. W przyjętym obrazie można wyczuć dbałość o realizm, nie znajdziecie tutaj bowiem kolorowych strojów czy panującego w salach zamkowych lub namiotach ładu czy przepychu, który bardzo często panuje w filmach historycznych – „Król” wydaje się być do bólu odarty z teatralnego charakteru. Zamiast tego mamy błoto, mrok i syf, a potwierdzeniem moich słów jest zmierzający na koronację w królewskich szatach Hal z okurzonymi stopami czy sceny walki.

Król – recenzja filmu. On nie ma przyjaciół ani wrogów

Niemal 2,5 godzinny seans wydaje się nieco za długi. Mam wrażenie, że twórcy na siłę chcą zobrazować trudne początki panowania, zwracając uwagę przede wszystkim na meandry dworskich potyczek, przez co większość filmu jest trochę przegadana. Wobec ogromnej bitwy miałam wydumane oczekiwania, skończyło się jednak jak się skończyło... Chociaż ponownie, realizmu tej scenie nie można odmówić. Mówiąc szczerze, po trailerach liczyłam na więcej akcji, emocji oraz scen z walk bitewnych, w zamian otrzymałam rozmowy, ustalenia oraz słowne potyczki. Oczywiście, że punkt widzenia młodego króla budzi wrażenie – Hal zdaje się dzięki otrzymanemu wykształceniu wręcz wyprzedzać swoich doradców, a i intuicja wydaje się go nie zawodzić. Michôd natomiast mógł stworzyć dramat historyczny o uniwersalnych wartościach, których przecież miał pod ręką całkiem sporo, oferując widzom nie tylko przedstawienie metamorfozy młodego i krnąbrnego człowieka, któremu na barkach spoczywają losy wielkiego kraju, ale i widowisko dla oczu. Ekipa aktorów na pewno sprostałaby temu zadaniu. W zamian otrzymujemy film, który raczej się nie wyróżnia, bo jego tempo – do bólu ociężałe – nie dodaje wartości. Pomimo całkiem zaskakującej końcówki, produkcja wydaje się nieco niedomknięta. Chciałoby się bowiem, żeby zamiast pierwszych sflaczałych 30 minut, ten czas wykorzystać na ostatnie momenty.

Netflix otwiera niezwykle bogatą ofertę na listopad „Królem”, który jest całkiem przyzwoitą produkcją. Brakuje mu sporo do takich klasyków gatunku jak chociażby „Król Artur”, „Braveheart” czy „Królestwo niebieskie”, gdzie mieszała się walka, wpływy i namiętność w całkiem sporym kotle. Tutaj w garnuszku mamy natomiast ekipę z młodym, wyśmienitym aktorem na czele, który rolę udźwignął, ale wymieszany z wizją reżysera i scenarzystów, przyczynił się do powstania obrazu na tylko zadowalającym poziomie. Na pewno na piątkowy wieczór to całkiem solidna pozycja do obejrzenia, która Was zbytnio jednak nie poruszy.

Atuty

  • Kreacja Timothée Chalameta
  • W scenach wspólnych to Pattinson kradnie show
  • Mroczny klimat XV- wiecznej Anglii
  • Twist na końcu filmu

Wady

  • Słabe tempo produkcji
  • Film mógłby być o 30 minut krótszy
  • Więcej akcji poproszę, szczególnie podczas walk

Najbardziej odrzucany obowiązek, stał się jego codziennością. Chalamet, Pattinson i Mendelsohn robią dobrą robotę, ale nie czynią „Króla” projektem o królewskiej jakości.

6,0
Iza Łęcka Strona autora
Od 2019 roku działa w redakcji, wspomagając dział newsów oraz sekcję recenzji filmowych. Za dnia fanka klimatycznych thrillerów i planszówek zabierających wiele godzin, w nocy zaś entuzjastka gier z mocną, wciągającą fabułą i japońskich horrorów.
cropper