Wiedźmin - recenzja serialu. Produkcja fantasy ze średniej półki. Tylko i aż tyle

Wiedźmin - recenzja serialu. Produkcja fantasy ze średniej półki. Tylko i aż tyle

Roger Żochowski | 22.12.2019, 20:33

Wiedźmin od Netfliksa? To na niektórych fanów serii gier CD Projekt RED działało jak płachta na byka. Poprawność polityczna, czarne elfy, cenzura, brak słowiańskości - to tylko niektóre hasła, rzucane pod trailerami. Od początku było jednak wiadomo, że będzie to nieco inne spojrzenie na świat Geralta i czerpiące przede wszystkim z książek, nie gier.  [AKTUALIZACJA]

Paradoksalnie to właśnie ogromny sukces gier dał uniwersum taką popularność na Zachodzie i po części otworzył furtkę, do której od lat dobijał się ze swoim projektem stworzenia firmowego Wiedźmina Tomasz Bagiński z Platige Image. Ja na netfliksowego Wiedźmina z racji styczności zarówno z książkami jak i serią gier czekałem od momentu pierwszych zapowiedzi, ale slogany pokroju "nowa Gra o tron" traktowałem z dużym  przymrużeniem oka. Nie dlatego, że nie wierzyłem w projekt, ale dlatego, że to jednak zupełnie inna historia, zupełnie inne uniwersum nastawione na zupełnie inną narrację i zupełnie inny typ bohaterów.

Dalsza część tekstu pod wideo

"Jeśli cel przyświeca, sposób musisz znaleźć" - Geralt z Rivii

Wiedźmin - recenzja serialu. Produkcja fantasy ze średniej półki. Tylko i aż tyle

Miejmy to już za sobą. Henry Cavill, wbrew moim obawom, w roli Geralta spisał się naprawdę dobrze. Jego ton głosu idealnie pasuje do Wiedźmina, który na szlaku niejedno przeżył i często musiał wybierać między mniejszym złem. Jest przy tym zabawny, czasami ironiczny, potrafi flirtować, budzi szacunek i co najważniejsze - znakomicie wypada podczas pojedynków na miecze. Szkoda tylko, że najlepsza scena pod względem choreografii występuje w pierwszym odcinku. Jednak walki, czy to z potworami czy z żołnierzami, są efektowne, krew leje się gęsto, kończyny latają a montaż pozwala dostrzec praktycznie każdy ruch miecza. Postprodukcja nie próbuje przykryć żadnych braków we władaniu orężem Cavilla. Widać, że aktor przygotował się do tych scen wzorowo a przypomnijmy, że jest on też wielkim fanem gier CD Projekt RED. Problem z Geraltem mam jednak taki, że jest go... zdecydowanie za mało.

Serial traktuje trojkę bohaterów - wspomnianego Geralta, Ciri i Yennefer - na równi, a wątki niewiast zostały nieco rozbudowane względem opowiadań i inaczej podane, aby już na tym etapie móc wprowadzić do serialu postacie, które odgrywają ważne role w kolejnych historiach. Obserwujemy więc stopniowy rozwój osobowości obu dziewczyn, choć nie zawsze sprawdza się to dobrze, czasami ma się wręcz wrażenie, że część wątków potraktowano przez to po macoszemu (choćby historia ze bardzo udanie zagraną Renfri przez Emmę Appleton), by tylko wcisnąć gdzieś "origin" tych postaci kosztem perypetii Geralta. I o ile całą historię Ciri śledzi się jeszcze z zaciekawieniem, tak muszę przyznać, że wątek Yennefer w pierwszych odcinkach mocno mnie znużył i złapałem się na tym, że czekałem zniecierpliwiony kiedy akcja przeskoczy z powrotem na Białego Wilka. Niestety odniosłem wrażenie, że postać Geralta na tym rozbudowaniu wątków Ciri I Yennefer ucierpiała, została spłycona, a przecież Sapkowski w książkach idealnie ujął strach ludzi przed tym co obce i niezrozumiałe. Strach i jednoczesną odrazę przed Wiedźminami. Mimo wszystko - najlepsze odcinki to te, w których Geralt podejmuje się zleceń, prowadzi śledztwa, odkrywa mroczne zasady rządzące tym światem i miesza się (nie zawsze z własnej woli) w różne intrygi. Odniosłem też wrażenie, że młodsze pokolenie aktorów nie do końcu udźwignęło ciężar powierzonej im roli. Świetnie zagrana królowa Cintry (Jodhi May) czy druid Myszowór (Adam Levy) kontrastują z niezbyt interesującą Triss (Anna Shaffer). Również Anya Chalotra jako Yennefer wydaje mi się trochę za mało dojrzała do tej roli i brakuje jej póki co tej magii, choć muszę przyznać, że jej postać pod koniec sezonu zaczyna w końcu pokazywać pazur i przypominać choć trochę książkowy pierwowzór. Za to Jaskier (Joey Batey) wraz z kolejnymi epizodami zaczyna do siebie przekonywać. I choć nie od razu pokochamy tę postać, to im dalej w las tym jego relacje z Geraltem stają się bardziej wiarygodne. 

"Jestem twoim przeznaczeniem? Powiedz!" - Cirilla z Cintry

Wiedźmin - recenzja serialu. Produkcja fantasy ze średniej półki. Tylko i aż tyle

Problemem netfliksowego Wiedźmina są też ciągłe i dość chaotyczne przeskoki w miejscu i czasie przez co czasami ciężko określić, co się już wydarzyło, a co nie i jaka jest obecnie sytuacja polityczna na mapie. Zwłaszcza, że przeskoki czasowe nie są praktycznie w żaden sposób sygnalizowane, więc dla widza zupełnie niezaznajomionego z uniwersum może to być jeszcze większy problem. Zamiast spójnego zarysowania nam świata, głównego bohatera, skarzemy po różnych opowieściach, niekoniecznie chronologicznie względem książki. Twórcy starają się opowiadać historię wielowymiarowo wspominając o problemach rasowych i politycznych jednak póki co są one jedynie delikatnie zasygnalizowane. Szkoda, że nie zawsze idą za tym ciekawe dialogi, które względem książki wyglądają dość biednie i brakuje im charakterystycznej lekkości. Niby język nie stroni od wulgaryzmów, jest kilka kwestii, które potrafią rozbawić, ale brakuje tego specyficznego języka znanego z opowiadań.  Polityka w Wiedźminie ma oczywiście duże znaczenia, a skoro jest polityka to i wojny. Sceny batalistyczne wyglądają lepiej niż w pierwszych sezonach "Gry o tron", gdzie zazwyczaj ich po prostu nie pokazywano, skłamałbym jednak pisząc, że Wiedźmin prezentuje się epicko. Wygląda po prostu jak kolejny serial Netfliksa - średnia półka. Efekty CGI nie przeszkadzają, ale też nie ma mowy o rozmachu rodem z wysokobudżetowych produkcji. 

Momentami, zwłaszcza po scenografii, widać wręcz, że serialowi przydałby się większy budżet. Twórcy czasami próbują to ukryć stosując różne efekty i filtry, ale raz działa to dobrze, a raz ma się wrażenie, jakby sceneria była przez to nienaturalna, nieco plastikowa. Dobrze obrazują to niestety te nieszczęsne zbroje żołnierzy Nilfgaardu wyglądające jak gumowe ludziki z He-Mana, które zbierałem za małolata w latach 90. Złego słowa nie mogę za to powiedzieć o scenach plenerowych czy ukazaniu znanych z opowiadań miast - krajobrazy momentami imponują i zrealizowano je z odpowiednim rozmachem a na uwagę zasługuje też świetnie wkomponowanie w serial zamku w Ogrodzieńcu. Przyzwoicie prezentują się też potwory (choć niestety nie wszystkie). Czasami wprawdzie widać, że na ich animacji oszczędzano poprzez odpowiednie ujęcia i skromną ekspozycję, ale widząc na ekranie strzygę nie mamy poczucia taniości i właśnie w takich momentach czuć ten unikalny klimat, który tak pokochaliśmy z opowiadań o Białym Wilku.

"Bo w każdym z nas jest Chaos i Ład, Dobro i Zło" - Yennefer z Vengerbergu

Wiedźmin - recenzja serialu. Produkcja fantasy ze średniej półki. Tylko i aż tyle

A jak to w końcu jest z tą słowiańskością? Jeśli przyjąć, że gry z serii CD Projekt RED miały tej mitycznej słowiańskości sporo, tutaj klimat ciągnie dużo bardziej w stronę serialu fantasy typowego dla zachodniego widza. Jeszcze raz też powtórzę - tytuł czerpie przede wszystkim z książek, nie gier, aczkolwiek do fanów growego Geralta twórcy czasami też puszczają małe oczko. Mnie cieszy to, że Netflix nie próbował prowadzać na siłę cenzury do tego bezwzględnego uniwersum - jeśli ktoś ma stracić głowę to ją straci i to w taki sposób, że wykrzywicie twarz. To świat, w którym nie brakuje seksu, prostytutek czy śmierci mniej lub bardziej lubianych bohaterów. Momentami klimat jest naprawdę gęsty i z każdym kolejnym odcinkiem robi się coraz ciekawiej - widoki gnijących ciał na polu walki są bardzo sugestywne a i efekty działania niektórych czarów sprawiają, że kości trzeszczą. 

Nie dziwi mnie, że Netflix udostępnił recenzentom przed premierą tylko pięć pierwszych odcinków, bo druga część sezonu jest nieco nużąca i rozczarowująca i dopiero w samym finale akcja nabiera tempa. Paradoksalnie Wiedźmin, choć niepozbawiony wad, jest serialem, który potrafi zaciekawić i wciągnąć o ile tylko przestaniemy cały czas porównywać go do książek czy gier. Z pewnością fani uniwersum powinni się z nim zapoznać choćby po to, by samemu wyrobić sobie zdanie. Lauren Schmidt Hissrich, showrunnerka serialu, przedstawiła nam swoją interpretację wydarzeń, nie zawsze idealnie oddającą klimat książki, ale nie jest to niespodzianką. To nie będzie oscarowy hit Netfliksa i raczej nie trafi do zestawień najlepszych seriali 2020 roku, ale ogląda się go dobrze i liczę na to, że po przyzwoitym pierwszym sezonie w kolejnych forma będzie już tylko rosła. Mam też nadzieję, że Wiedźmin jest takim przetarciem, nie zawsze udanym wprowadzeniem bohaterów, których relacje będzie można teraz umiejętnie rozwijać. Tylko niech Netflix rzuci trochę więcej monet. 

Atuty

  • Henry Cavill w roli Geralta wypada znakomicie
  • Yennefer i Jaskier z czasem zyskują w oczach
  • Sceny batalistyczne i choreografia walk na miecze mogą się podobać
  • Przyzwoity wygląd niektórych potworów
  • Serial jest brutalny i nie stroni od nagości
  • Przepiękne plenery

Wady

  • Momentami chaotyczne żonglowanie miejscem i czasem
  • Część wątków potraktowana po macoszemu
  • Młodsi aktorzy nieco ustępują bardziej doświadczonym
  • Przydałby się trochę większy budżet
  • Dialogom brakuje książkowego blasku i lekkości
  • Za mało Geralta

Serial Wiedźmina nie przynosi książce ujmy, ogląda się go dobrze, ale póki co brakuje błysku, który pozwoliłby wzbić się ponad inne seriale tego typu. Albo większego budżetu.

6,5
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper