Małgosia i Jaś – recenzja filmu. Kobieca moc
Żyjemy w czasach renesansu horroru jako gatunku filmowego. Pojawia się coraz więcej twórców, którzy wykorzystują tę konwencję do opowiedzenia poważnych i ciekawych historii. Jednym z nich jest Oz Perkins, który pięć lat temu zadebiutował jako reżyser udanego filmu Zło we mnie. Teraz do kin trafia nakręcona przez niego produkcja Małgosia i Jaś.
Małgosia i Jaś są rodzeństwem mieszkającym wraz z matką. Dookoła panuje zaraza, brakuje pracy, a nawet pożywienia. Powoduje to, że dziewczyna i chłopak zostają wygnani i od tej pory muszą sobie radzić bez niczyjej pomocy. Kiedy wędrują przez las natrafiają na niewielką chatkę, w której mieszka dziwna kobieta. Ponieważ jedzenia ma ona pod dostatkiem, Małgosia i Jaś decydują się przyjąć zaproszenie w gości.
Małgosia i Jaś – test dla cierpliwości widza
Każdy oczywiście kojarzy tę historię, opartą na słynnej baśni braci Grimm. Tyle, że wbrew pozorom nie jest to jej bardzo wierna adaptacja. Oz Perkins i jego scenarzysta Rob Hayes wykorzystują znany motyw do opowiedzenia zgoła innej fabuły. Owszem, podstawy są zachowane: rodzeństwo, złowrogi las, w którym mieszka czarownica namawiająca bohaterów do jedzenia. Twórcy koncentrują się jednak przede wszystkim na postaci Małgosi, ponieważ Małgosia i Jaś to opowieść o dojrzewaniu, o poszukiwaniu własnej tożsamości, wreszcie o uwalnianiu się od zależności od drugiej osoby. Małgosia przez część filmu prowadzi narrację i zauważa, że nie pamięta nawet jednego momentu, gdy nie było obok niej młodszego brata. Czy to znaczy, że ją ogranicza? Czy w związku z tym jest możliwe, żeby stała się samodzielną jednostką, gotową zmierzyć się z tym, co przygotował dla niej los? Można to też odczytywać oczywiście jako patriarchalne zależności, które nie pozwalają kobiecie rozwinąć pełni swoich możliwości i skorzystać z drzemiącej w niej mocy. Czy jednak ta moc jest czymś pożądanym, czy też można ją wykorzystać wyłącznie do czynienia zła?
Wszystkie te rozważania byłyby zapewne o wiele ciekawsze, gdyby nie to, że mam wrażenie, iż Oz Perkins tym razem przesadził z powolnością narracji. Podobnie było w jego pierwszym filmie, Zło we mnie, którego fabuła rozwijała się niespiesznie, stopniowo budując napięcie bez korzystania z typowych dla horroru zabiegów. Tym razem jednak coś nie wyszło, bowiem Małgosia i Jaś długimi momentami jest dziełem niesamowicie ślamazarnym i nudnym. Na dobrą sprawę nie jest to w ogóle horror, tylko mroczna baśń (pod tym względem na pewno jest to lepsze nowe podejście do znanej historii niż disneyowska Czarownica), w której okazji do strachu jest tyle, co kot napłakał. Podejrzewam, że dla wielu widzów seans będzie prawdziwym testem cierpliwości i wytrzymałości.
Małgosia i Jaś – strona techniczna i Sophia Lillis
Na pewno sporo będzie się mówić o stronie technicznej Małgosi i Jasia, a to dlatego, że w zasadzie każdy kadr jest tu bardzo pieczołowicie skomponowany, tak pod względem ustawienia kamery oraz scenografii, jak i – przede wszystkim – oświetlenia. W dużym stopniu udaje się w ten sposób zbudować odpowiednią atmosferę dziwności, czegoś nierzeczywistego, z drugiej jednak strony niekiedy miałem wrażenie, że twórcy trochę za bardzo się popisują i przez to trochę przeginają. W tym sensie, że Małgosia i Jaś momentami jest wręcz za bardzo wystylizowana.
Niczego za to nie mogę zarzucić wcielającej się w rolę Małgosi Sophii Lillis, którą można kojarzyć z roli młodej Beverly w dwóch częściach To. Jest ona przekonująca zarówno wtedy, gdy bardzo dba o młodszego brata, jak i wtedy, gdy jest tym zirytowana i chciałaby mieć chociaż chwilę wyłącznie dla siebie. Wiarygodnie pokazuje też zachodzącą w Małgosi zmianę pod wpływem rodzącej się w niej mocy. Szkoda tylko, że grająca czarownicę Alice Krige jest dość nijaka, zaś Samuel Leakey w roli Jasia jest głównie niesamowicie irytujący. Tym bardziej, że twórcy chyba nie do końca wiedzą, jak poprowadzić tę postać: w jednej scenie jest on dość głupi, a innej zaskakująco – zwłaszcza, jak na swój wiek – dojrzały i bystry.
Z seansu Małgosi i Jasia wyszedłem mimo wszystko dość zmęczony. Chociaż dostrzegam w tym filmie różne zalety, to jednak lepiej zapamiętałem to, że przez większość czasu mocno się nudziłem. Szkoda, bo mam wrażenie, że był w tym wszystkim dobry pomysł i szansa na nakręcenie o wiele lepszej produkcji.
Atuty
- Ciekawa reinterpretacja znanej historii;
- Strona techniczna;
- Sophia Lillis
Wady
- Niesamowicie powolna narracja, która dla wielu widzów będzie zdecydowanie zbyt nudna;
- Brak napięcia i okazji do strachu;
- Irytujący Samuel Leakey
Małgosia i Jaś to reinterpretacja klasycznej baśni, która mogła być jednak o wiele lepsza.
Przeczytaj również
Komentarze (14)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych