RECENZJA
2984V
Recenzja gry: Max: The Curse of Brotherhood
Młodsze rodzeństwo to prawdziwe utrapienie, o czym bez zająknięcia poświadczyć może wcale niemałe grono starszych braci i sióstr. W końcu kto podpieprza starym, wskazując na starannie skitraną paczkę fajek albo sumiennie donosząc, że oto mająca kilka lat więcej latorośl wróciła do domu o 5 rano na czworakach? No właśnie. Z podobnym problemem zmaga się bohater Max: The Curse of Brotherhood.
Tytułowy Max ma po dziurki w nosie smarkatego brachola o imieniu Felix, który bezwstydnie rozrzuca po całej chacie zabawki, ba, z uśmiechem na twarzy próbuje zamienić je z powrotem na części pierwsze. Wzorem znanego z serii Metal Gear Solid Fatmana, który jako nastolatek zbudował bombę atomową korzystając ze znalezionych w Sieci schematów, poirytowany młodzieniec otwiera przeglądarkę w celu znalezienia sposobu na pozbycie się uprzykrzającego mu życie brata. W efekcie wyrecytowanego z pierwszej lepszej strony zaklęcia w pokoju chłopców otwiera się międzywymiarowy portal, przez który włochata łapa porywa spanikowanego Felixa. Max niewiele myśląc rzuca się na pomoc przymusowemu wspólokatorowi. Jakby nie patrzeć, rodzina to rzecz święta.
Po drugiej stronie króliczej nory
Szybko wychodzi na jaw, że braciszek porwany został na zlecenie mogącego pochwalić się zacnym wąsem i czołem o gabarytach lotniskowca Mustacho. Uosabiający zło i nikczemność gostek nie tylko lubuje się w uprowadzaniu nieletnich, ale także w pełnieniu roli tyrana, który zamienił baśniową krainę w obraz nędzy i rozpaczy. Szczęśliwie na miejscu pojawiamy się my w trampkach Maxa, by posprzątać cały ten burdel, uratować niesfornego Felixa i wrócić do domu z silnym przekonaniem wzmocnienia braterskiej więzi.
Press Play w kwestii rozgrywki postawiło na klasyczną formułę platformówki 2,5D, którą doprawiono solidną ilością opartych na manipulacji otoczeniem puzzli. Przemierzając kolejne światy korzystamy z zaczarowanego pisaka, by w wyznaczonych przez dewelopera miejscach powoływać do życia umożliwiające nam dalszą podróż "w prawo" elementy. Wystarczy przytrzymać prawy trigger, by na ekranie pojawił się wspomniany marker, którym to w specjalnie oznaczonych punktach manipulując lewą gałką tworzymy gałęzie, liany, skalne słupy i wyrzucające bohatera na konkretną odległość strumienie wody. Nie zabrakło również bardziej ofensywnego zastosowania w postaci możliwości posyłania kruszących ściany i rozwalających przydpasów Mustacho wiązek energii.
Gra sukcesywnie dorzuca do asortymentu dostępnych "zaczarowanemu ołówkowi" zagrań kolejne opcje, z poziomu na poziom komplikując stopień stawianych przed nami zagadek. Początek zabawy to wesołe skakanie i rysowanie gałęzi, by wskoczyć na upragnione miejsce. Dalej już na Maxa czeka kombinowanie z użyciem wszystkich mocy pisaka. Nierzadko w stresowych sytuacjach, gdzie na zmalowanie rozwiązania mamy jedynie chwilę. Tutaj na wierzch wychodzi największy mankament produkcji Press Play - analog nie do końca nadaje się do precyzyjnego kształtowania gałęzi, formowania strumieni wody i wytyczania trajektorii pocisków. Nie raz zaliczycie zgon w skutek niezbyt trafnych ruchów kciuka. Na szczęście praktyka czyni mistrza, a frustrację w ryzach trzymają gęsto rozplanowane checkpointy, które dbają o to, aby graczowi ani przez myśl nie przyszło roztrzaskanie pada o pobliską ścianę.
Nie wypada nie wspomnieć szerzej o samych levelach, bowiem to one w dużej mierze sprawiają, że Max: The Curse of Brotherhood jest grą wartą uwagi. Wchodzące w skład kilku światów (standardowe dla gatunku pustynia, las, zalane lawą podziemia i zamek) poziomy są zmyślnie zaprojektowane i oferują pomysłowe zagadki. Wysoki poziom trzyma również warstwa artystyczna klimatycznych miejscówek, które na Xboksie One zostały ubrane w urodziwe tekstury i przyozdobione urokliwym oświetleniem. Dorzućcie do tego idealnie dobraną ścieżkę dźwiękową i mamy naprawdę urzekający obrazek. Jest tak miło, że z chęcią wraca się do zaliczonych już etapów w poszukiwaniu znajdziek - mechanicznych oczu, dzięki którym wąsate zło obserwuje ciemiężoną przez siebie krainę i fragmentów roztrzaskanego amuletu.
Warto?
Jak najbardziej. The Curse of Brotherhood to smaczny kąsek nie tylko dla zatwardziałych fanów platformówek. Pomijając czasem problematyczne sterowanie pisakiem i okazjonalne bugi (podczas testów Max dwukrotnie zapadł się pod podłoże i powędrował w nieoteksturowaną nicość), Press Play zdołało dostarczyć grywalny i co najważniejsze ciekawy tytuł. Nie będziecie żałować tych 5 godzin, które zajmie Wam dorwanie Mustacho i uwolnienie Felixa. Później niestety pozostaje już tylko polowanie na pominięte znajdźki.
Źródło: własne
Ocena - recenzja gry Max: The Curse of Brotherhood
Atuty
- zagadki
- projekty poziomów
- oprawa AV
- klimat
Wady
- brak precyzji przy manipulowaniu pisakiem
- dość krótka
- okazjonalne bugi
Naprawdę udana platformówka z zaczarowanym pisakiem w roli głównej. Szkoda tylko, że czasem dość nieporęcznym.
Przeczytaj również
Gry
18217V
37
Gry
18217V
37
Wielki sukces małej gry. Ten tytuł sprzedał się lepiej niż cała seria Dying Light czy Wiedźmin 3: Dziki Gon
Wczoraj, 16:41
Hardkor
15884V
44
Hardkor
15884V
44
Kapitalna gra z PS3, o której mało kto pamięta
Wczoraj, 10:00
Gry
15431V
38
Gry
15431V
38
Ubisoft chwali się premierą nowej gry Free-to-Play. Obecnie ma aż... 3 graczy
Wczoraj, 20:55
Filmy/seriale
10725V
17
Filmy/seriale
10725V
17
Nie tylko Yellowstone. Dziesięć najciekawszych serialowych westernów
Wczoraj, 13:00
Technologie
8548V
37
Technologie
8548V
37
Microsoft rzuca rękawicę konkurencji! Najbardziej zaawansowany model AI dostępny za darmo
31.01, 22:07
Hardkor
6031V
209
Hardkor
6031V
209
Wszystkie potwierdzone i potencjalne gry ekskluzywne Xboxa na 2025 rok
Wczoraj, 13:00
Komentarze (25)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych