Recenzja gry: Tales of Xillia 2

Recenzja gry: Tales of Xillia 2

Roger Żochowski | 14.09.2014, 22:18

Miłośnicy gatunku jRPG może nie są tak rozpieszczani, jak za czasów pierwszego PlayStation, ale trzeba przyznać, że na PS3 można spokojnie znaleźć przynajmniej kilkanaście wybijających się ponad przeciętność tytułów. Pierwsza część Tales of Xillia to jedna z moich ulubionych gier z tej serii, dlatego liczyłem, że sequel podniesie porzeczkę jeszcze wyżej. Udało się połowicznie. 

Namco Bandai od lat rozwija serię Tales, regularnie wypuszczając na rynek kolejne odsłony. W gatunku jRPG rzadko jednak zdarza się, by jakaś gra doczekała się bezpośredniej kontynuacji, a już tym bardziej lepszej od pierwowzoru. Xillia z bardzo ciekawie wykreowanym światem miała jednak spory potencjał na dalszy ciąg i producenci postanowili z niego skorzystać.
Dalsza część tekstu pod wideo
 

Ziemia obiecana



 
Akcja rozgrywa się rok po wydarzeniach z pierwszej części gry. Unikając głębszego opisywania historii z jedynki, wspomnę tylko, że świat został niejako zjednoczony i stanął na krawędzi nowego konfliktu. Mowa o fractured dimensions, czyli równoległych wszechświatach zagrażających istnieniu głównego wymiaru, w którym toczy się gra. Naszym głównym zadaniem będzie niszczenie tychże wymiarów, co niestety nie raz wiąże się z moralnymi dylematami - czy w walce o własne dobro można zabijać setki tysięcy równoległych istnień? 
 
W jedynce gracze mieli możliwość wyboru jednego z dwóch bohaterów, co wiązało się ze śledzeniem historii z różnych perspektyw. W kontynuacji przejmujemy kontrolę nad Ludgerem Kresnikiem, który potrafi przemieszczać się pomiędzy wymiarami. Na swojej drodze spotyka on Elle, małą dziewczynkę, która po dość dramatycznych przeżyciach trafia do głównego wymiaru i próbuje odnaleźć drogę do tajemniczej krainy Canaan, gdzie ma spotkać się z ojcem i spełnić swoje marzenia. Szybko okazuje się, że parę łączy więcej, niż by się mogło początkowo wydawać. Niestety autorzy gry nie do końca wiedzieli, czy z Ludgera zrobić bohatera niemowę, z którym ma identyfikować się gracz, czy może nadać mu własną osobowość. Efekt jest taki, że Ludger odzywa się bardzo rzadko. Zazwyczaj coś pomrukuje albo tylko wykonuje jakieś gesty, przez co sprawia wrażenie ponuraka bez charakteru i ikry. 
 
Całe szczęście pozostali bohaterowie (również ci niegrywalni) wypełniają historię odpowiednią dawką emocji. Powraca cała masa znanych z jedynki postaci, w tym duet Milla & Jude. Kolejne rozdziały śledzimy z zapartym tchem, a questy poboczne doskonale wpisują się w główną linię fabularną. Świetnie nakreślono także tło polityczne odwiedzanych obszarów. Pojawiają się wątki religijne, nienawiść rasowa, wojna technologii z tradycją czy organizacje terrorystyczne szerzące ekstremistyczne hasła. Świat przedstawiony w grze jest dość bezwzględny - nie ma miejsca na kompromisy, często wybiera się po prostu mniejsze zło. Na tym polu Tales of Xillia 2 sprawdza się znakomicie. Jest nieco mroczniej niż w jedynce, co mi osobiście bardzo się podoba. 
 

Nowy, stary świat




Autorzy gry poszli jednak trochę na skróty, kopiując wiele elementów z poprzedniej części gry. Miasta, dungeony, animacje, projekty wrogów - ciągle mamy déjà vu. Nowych terenów jest stanowczo zbyt mało i choć sam świat jest naprawdę duży, to w wielu przypadkach po raz kolejny zwiedzamy te same lokacje. Co gorsza – czasami nawet po kilka razy, bo lądujemy tam zarówno w normalnym świecie, jak i w alternatywnych wymiarach. W Final Fantasy X-2 wiele miejscówek przeszło sporą metamorfozę. Tutaj przez rok, jaki minął od zakończenia poprzedniej części, nie zaszło zbyt wiele zmian. Plusem na pewno jest kraina Elympios, z futurystycznymi miejscówkami charakteryzującymi się industrialną i mocno stonowaną kolorystyką (trochę przypominająca momentami serię Shadow Hearts).


Paradoksalnie nowi gracza, którzy nie grali w jedynkę, mogą dodać do oceny końcowej pół oczka, bo miasta i łączące je tereny są różnorodne, a każda nowo poznana kraina buduje obraz dobrze wykreowanego uniwersum. Mimo iż brakuje tu klasycznej mapki świata, to otwarte tereny łączące kolejne duże miasta dają iluzję sporej swobody. Zwłaszcza że do wielu miejsc możemy przedostać się pociągiem bądź statkiem. Oczywiście nowi gracze nie wyłapią masy odniesień do poprzedniej części, ale w grze dostępna jest specjalna encyklopedia, w której możemy zaznajomić się z najważniejszymi zagadnieniami.


W dalszym ciągu drażni trochę słaba mimika twarzy. Okazywane przez bohaterów emocje ograniczają się do rumieńców, kilku grymasów na krzyż oraz łez. Niektóre scenki są dość słabo wyreżyserowane, a przerwy pomiędzy wypowiadanymi kwestiami potrafią być sztucznie wydłużone, zwłaszcza w przypadku bardziej złożonych dialogów. Trochę lepiej wypada to na scenach akcji. Całe szczęście o odpowiedni poziom emocji dbają świetnie podłożone głosy postaci, choć trzeba zaznaczyć, że zabrakło możliwości przełączenia na japoński dubbing. Fani japońskiej muzyki z pewnością zachwycą się jednak motywem przewodnim zaśpiewanym przez Ayumi Hamasaki - popularną w KKW piosenkarkę. Klasą samą w sobie są też animacje w stylu anime, załączające się w kilku kluczowych dla fabuły momentach. Ogląda się je zawsze z rumieńcami na twarzy i szkoda, że jest ich tak mało.
 

Ogniem i mieczem



System walki w serii Tales jest od lat dopieszczany i trzeba przyznać, że to jeden z najmocniejszych elementów gry. W porównaniu z poprzednią Xillią zmieniło się całkiem sporo, choć część rozwiązań zaczerpnięto z Tales of Graces. Starcia toczą się na oddzielnych trójwymiarowych arenach (wrogów widzimy na mapie), po których możemy się spokojnie poruszać, wyprowadzając kolejne combosy składające się z dziesiątek kombinacji. Choć wszystko odbywa się w czasie rzeczywistym, w każdym momencie da się go zatrzymać, aby wydać polecenia partnerom czy skorzystać z itemsów. W drużynie mogą znajdować się jednocześnie cztery postacie. Trzeba jednak dodać, że główny bohater jest zdecydowanie najsilniejszy z całej paczki. Po pierwsze dlatego, że jako jedyny potrafi w locie zmieniać trzy typy broni, które są skuteczne na dany typ wroga. Poza mieczami Ludger dysponuje także ogromnym młotem oraz bronią palną. To jednak nie wszystko - jako jedyny może też wpadać w swoisty szał, podczas którego staje się nietykalny i zyskuje ogromną siłę. Transformacji można jednak dokonać dopiero po naładowaniu specjalnego wskaźnika. Wraz z rozwojem gry dochodzą kolejne stopnie transformacji zwiększające nasze możliwości po przemianie.  
 
Niezwykle ważne podczas walk jest także łączenie ataków z innymi postaciami. Wciskając krzyżak, możemy błyskawicznie zmieniać partnera, z którym jesteśmy złączeni. Po naładowaniu wskaźnika kooperacji, możemy odpalić masę różnych technik. Im częściej ich używamy, tym większe jest przywiązanie Ludgera do danego bohatera (o czym szerzej za chwilę). Oczywiście standardowo nie zabrakło pakowania postaci o nowe poziomy doświadczenia, całej masy sklepów z uzbrojeniem na poszczególne części ciała oraz technik specjalnych (Artes i potężniejszych Mystic Artes), które świetnie prezentują się na ekranie. System walki tylko na pierwszy rzut oka jest mało skomplikowany. Istnieje tu jednak cała masa zależności, różnego rodzaju żywioły, kontry, sidestepy, negatywne statusy, możliwość wybrania odpowiedniej strategii dla bohaterów kierowanych przez konsolę, dwa rodzaje bloków odpowiedzialnych za obrażenia fizyczne i magiczne, możliwość podbijania wrogów do góry i żonglowania nimi niczym w Devil May Cry czy wyszukiwanie słabych punktów przeciwników (co pozwala zwiększyć mnożnik obrażeń). Na tym ostatnim w dużej mierze opierają się teraz walki z bossami. 
 
Niestety - Illium Orb, czyli system, który w poprzedniej części pozwalał rozwijać postacie, zastąpiony został dużo mniej przejrzystym Allium Orb. Aby wyuczyć postać umiejętności (Skills) i technik specjalnych (Arts), musimy najpierw wyekwipować specjalne przedmioty pełniące funkcję Ekstraktów. Im dłużej je trzymamy w ekwipunku, tym więcej technik posiądziemy. Nauczenie się danej umiejętności wymaga oczywiście odpowiedniej ilości punktów, które otrzymujemy po wygranych walkach lub zbierając świecące obiekty podczas eksploracji świata. Raz wyuczone zdolności zostają na stałe przypisane do danej postaci, więc warto często zmieniać Ekstrakty. System pozwala na sporą swobodę w rozwijaniu naszych podopiecznych, ale nie jest zbyt przystępny.
 

Zawsze masz wybór

 
Elementem, który dość mocno odróżnia Tales of Xillia 2 od pierwszej części gry, jest możliwość dokonywania wyborów (zawsze dwie opcje). Spotykamy się z nimi praktycznie co chwila i choć mają one marginalne znaczenie na rozwój fabuły, pozwalają czasem uzyskać różne bonusowe sceny, zmiany w dialogach i wpływają na sympatię postaci do głównego bohatera (ta może maksymalnie osiągnąć 10 serduszek). Na ten ostatni aspekt wpływają także Character Chapters, czyli bonusowe rozdziały opowiadające historie poszczególnych członków drużyny. Są one świetnie wpisane w główny nurt fabularny i pozwalają dodatkowo poznać motywy działania naszej ekipy. Niektóre z nich opowiadają humorystyczne epizody, inne ukazują brutalność i bezwzględność świata. Poznamy chociażby zboczoną naturę niejakiej Muzei, problemy panującego nad ogromnym narodem króla, gościa, który próbuje rozkręcić handel pomiędzy dwiema nienawidzącymi się nacjami, czy dość poruszającą historię sieroty. Tak - podkreślę to jeszcze raz - pomijając Ludgera, charaktery poszczególnych bohaterów zostały tu świetnie wykreowane.
 
Nieliniowość przejawia się też momentami w samych misjach fabularnych. Podczas jednej z nich możemy choćby wejść do wrogiego zamku, decydując się na frontalny atak, lub po cichu przekraść się dachami. Innym razem możemy pokusić się o ratowanie zakładników porwanego statku, co skutkuje oczywiście różnymi nagrodami. Jednak najważniejsze decyzje przychodzi nam podjąć dopiero pod koniec gry i tu rzeczywiście można wpłynąć na bieg wydarzeń, doprowadzając do jednego z trzech zróżnicowanych endingów. Bonusowe zakończenie otrzymamy też spłacając cały dług. Jaki dług? A no właśnie. 
 
W grze zaimplementowano bardzo ciekawe rozwiązanie. Otóż na samym początku nasz bohater zostaje obarczony gigantycznym długiem, który musi spłacić. Od tego momentu każdą nadwyżkę kasy będziemy musieli wpłacać na konto w banku. Nie ma opcji, byśmy to ominęli bądź zapomnieli, bo sympatyczna pani zadzwoni do nas, przypominając o racie kredytu. Rzecz jest tak przemyślana, że chcąc przejść do następnego rozdziału, gracz musi spłacić określoną kwotę. A z każdym kolejnym etapem jest ona coraz większa. Choć początkowo wydawało mi się to niezbyt udanym pomysłem (nie ruszymy dalej z fabułą bez uzbierania kasy), szybko przekonałem się, że jest to idealna zachęta do poznawania świata, sytemu walki, masy bonusowych atrakcji i pakowania ekipy. Bo musicie wiedzieć, że w drugiej Xillii naprawdę jest co robić. 
 

Ocean możliwości



 
Zacznijmy od tego, że w przeciwieństwie do jedynki, tym razem nikt nie będzie narzekał na brak zadań pobocznych. Możemy je podejmować, korzystając ze specjalnych tablic ogłoszeniowych, które są ustawione w każdym mieście. Znajdziemy tu zarówno misje wybicia określonej liczby potworów, dostarczenia jakiegoś przedmiotu czy spotkania się z danym klientem. Im więcej misji wykonamy, tym wyższa jest nasza ranga i lepsze nagrody inkasujemy. Kolejnym świetnym patentem jest możliwość zbierania kotów poukrywanych po całym świecie (łącznie 100 sztuk) oraz wysyłania naszego grubego sierściucha imieniem Rollo do odwiedzonych już obszarów. Każdy z nich kryje różnego rodzaju przedmioty, również te bardzo rzadkie, które kociak po kilkunastu minutach postara się nam dostarczyć. A co z nimi możemy zrobić? Poza przydatnością w niektórych questach, przedmioty wykorzystamy w sklepach, bawiąc się w crafting. Jeśli posiadamy wystarczającą ilość danego lootu, wykujemy sobie lepsze zbroje, bronie czy Ekstrakty. 
 
Żeby jednak nie było zbyt nudno - na obicie pysków czekają 24 elitarne stwory oraz kolejne 24 w wersji EX. Są to wyzwania dla hardkorowców, którzy spędzą dziesiątki godzin na pakowaniu postaci. A to również jest gdzie robić, że wspomnę chociażby o sekretnym, kilkupoziomowym dungeonie czy Kolosem, w którym możemy walczyć zarówno w parze, jak i całą drużyną, dobierając ligę o pasującym nam stopniu trudności. Miłym urozmaiceniem jest też prosta minigierka w Pokera oraz zwiedzanie ogromnego świata w poszukiwaniu ukrytych skarbów. Gra kataloguje ponadto praktycznie wszystkie nasze poczynania - możemy sprawdzić, ile potworów udało nam się znaleźć (coś dla fanów Pokemonów), ile przedmiotów odkryć czy jaki był nasz najdłuższy combos. Jakby tego było mało - wszyscy fetyszyści mają okazję przebrać swoich bohaterów. Podczas gry zdobywamy nowe fryzury, stroje, gadżety, czapki itd. Uprzedzając domysły – tak, cycata Milla bardzo często była przeze mnie wykorzystywana do różnego rodzaju eksperymentów z odzieniem. Temat opcjonalnych aktywności wyczerpują Skity, czyli krótkie dialogi między postaciami, które pozwalają lepiej je poznać i są zazwyczaj utrzymane w humorystycznym tonie. Dawno już nie pamiętam, w której grze tyle razy wybuchałem śmiechem. Na koniec tego akapitu dodam tylko, że po każdym głównym chapterze spędzałem kilka godzin na czyszczeniu świata z dodatkowych atrakcji, co jest chyba wystarczającą rekomendacją. 
 
W kwestii technicznej gra niewiele różni się od pierwowzoru. Walki są dynamiczne i niezwykle efektowne, ale animacja potrafi przy tym ostro chrupnąć. Drażnią też znikające modele NPC-ów, gdy wejdziemy do danej lokacji. Bywa tak, że przez kilka sekund krążymy w jednym miejscu, czekając, aż wgra się postać, z którą chcemy wejść w interakcję (np. sklepikarz). Całe szczęście tym razem walki wgrywają się trochę szybciej i chyba nie było momentu, w którym narzekałbym na loadingi. A w grze, w której spory nacisk kładzie się na eksploracje sporych terenów i miast (dodano szybsze bieganie, aby nieco nam to ułatwić), jest to niezwykle ważna kwestia.  


 
Tales of Xillia 2 mimo kilku widocznych wad jest godna polecenia każdemu fanowi jRPG. Historia rozwija się znacznie szybciej niż w jedynce, a opieka nad małą Elle angażuje od samego początku. Czujemy się za nią odpowiedziani, co mi osobiście przypomniało takie produkcje, jak ICO czy The Walking Dead. Nie jest to gra, która "uczyni Was lepszymi", ale bardziej wrażliwe jednostki z pewnością uronią tu niejedną łezkę. 
Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Tales of Xillia 2

Atuty

  • Świetny poruszający scenariusz
  • Masa dodatkowych zadań i sekretów
  • Relacje pomiędzy bohaterami
  • System walki
  • Eksporacja

Wady

  • Niezmiennie mimika twarzy
  • Za dużo elementów kopiuj-wklej
  • Allium Orb nie tak dobry jak Illium Orb
  • Zwolnienia animacji

Obowiązkowa pozycja dla fanów jedynki. Autorzy gry poszli wprawdzie w niektórych elementach po linii najmniejszego oporu, ale nie zmienia to faktu, że to wciąż bardzo dobry jRPG.

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper