Recenzja gry: Tales of Hearts R

Recenzja gry: Tales of Hearts R

Igor Chrzanowski | 14.11.2014, 18:56

W dzisiejszych czasach pojawia się bardzo dużo tak zwanych remasterów. Na konsolach ósmej generacji pojawiło się The Last of Us, Tomb Raider, Halo, a nawet Sleeping Dogs. Ponadto na kieszonsolki również pojawiają się odświeżone wersje starszych gier. 3DS co rusz otrzymuje nowe-stare przygody Linka, zaś PS Vita jest platformą, na której pojawia się najwięcej odnowionych jRPG.

Tym razem powrót zalicza znane z Nintendo Dual-Screen Tales of Hearts – na sprzęcie Sony z dopiskiem R, jak remastered. Za przeniesienie hitu z 2008 roku odpowiedzialne jest 7th Chord, które ma dość dobre doświadczenie w tworzeniu erpegów na konsole mobilne – w swoim portfolio mają również Tales of Innocence R.

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Naszą kolejną emocjonalną przygodę rozpoczynamy od bardzo istotnego dla fabuły intro, na którym to poznajemy dwójkę głównych bohaterów – Hisui i jego siostrę Kohaku, a także najważniejszą antagonistkę - Incarose. Podczas ucieczki wiedźma dopada rodzeństwo, zmuszając je do skoku w otwarte morze.

 

Tuż po tym, swój start zalicza właściwa część gry, w której to Kor Meteor, protagonista, dostaje od swojego dziadka magiczny przedmiot zwany Somą. Najprościej rzecz ujmując jest to broń połączona z duszą osoby, która ją nosi. Dzięki niej można uzbroić się w miecz, wielki tasak, kuszę, a nawet gigantyczny pędzel do malowania – wszystko zależy od posiadacza. Utożsamiając się z Korem, jego narzędziem mordu stał się miecz.

 

 

Jednakże Soma ma wiele bardzo różnych zastosowań, jednym pozwala leczyć, a innym czarować. Lecz w świecie Tales of Hearts, tą samą nazwą określa się ducha i osobowość każdej żywej istoty. Przede wszystkim, składają się na to emocje – radość, smutek, strach, nieufność, miłość, złość i wszystko inne, co możecie sobie tylko wyobrazić.

 

Po rozmowie z ukochanym dziadkiem udajemy się do rodzinnej wioski Seaville, gdzie dowiadujemy się, iż niedaleko jakaś panna zachorowała i staruszek musi iść jej pomóc. Przy tym zakazuje swojemu wnukowi opuszczania okolicy, gdyż jego zdaniem jest to niebezpieczne. Spacerując wokół domu znajdujemy wspomnianą wyżej Kohaku, pod namową której decydujemy się pomóc jej w poszukiwaniu brata.

 

Gdy już Hisui i siostra są razem znów zostają zaatakowani przez wiedźmę Incarose. Następuje ostra wymiana zdań w wyniku której młoda dama zostaje zaatakowana i mdleje, zaś Kor staje w jej obronie. Na to wszystko wtrąca się Sydan – dziadek – i przyjmuje na siebie, jak się chwilę później okazuje, śmiertelny cios. Antagonistka znika, a wszyscy udają się do domu. Tam nasz bohaterski protagonista stara się uleczyć Kohaku, więc aby tego dokonać inicjuje „Spiria Link” - czyli wchodzi w jej duszę. Cały proceder sprawia, że osoby nawiązujące tego rodzaju dosłownie chodzą po zawiłych korytarzach umysłu tej drugiej strony.

 

 

Niestety Kor natrafia tam na tajemniczą postać, która pasuje do opisu księżniczki, z prastarej legendy, głoszącej, iż zielonowłosa piękność przebudzi się za sprawą wybrańca. Tutaj zachodzi poważny incydent, który sprawia, że cała Soma rannej dziewczyny opuszcza jej ciało, krystalizuje się po czym wybucha, a jej odłamki rozlatują się po całym świecie.

 

Po trochę przydługim wstępie, jednak istotnym do poznania głównego celu gry, którym jest odzyskanie wszystkich emocji Kohaku. Tak oto rozpoczyna się trwająca dziesiątki godzin wyprawa ratunkowa, pokazująca jaki byłby człowiek pozbawiony jakichkolwiek uczuć.

 

Kor wraz z nienawidzącym do Hisui i jego siostrą przemierzą niemalże cały świat, chodząc od miasta do miasta, od wskazówki do wskazówki. Na szczęście duch pokrzywdzonej od czasu do czasu wskazuje grupie właściwy kierunek. Na swojej drodze spotkamy masę przeróżnych osobistości – mistrzynię handlu i negocjacji Ines, walecznego Galla, bądź ekscentryczną, niespełnioną artystkę Beryl.

 

 

Ponadto odkryjemy, iż sprawa jest dużo gorsza niż mogłoby się wydawać, albowiem całą krainę ogarnęła epidemia „despir” charakteryzująca się tym, iż cierpiące na nią osoby mają zaburzenia emocjonalne, przez co są desperacko zrozpaczeni, niesamowicie wściekli, nikomu nie ufają – krótko mówiąc kontrolę nad ich umysłami przejmuje jedna z siedzących w nich emocji. Najczęściej jest to wina tego, iż ktoś z miejscowych nosi w sobie odłamek duszy Kohaku. Wtedy inicjujemy połączenie, niszczymy złowrogie stworzenia zwane Xeromami i ratujemy chorego, oddając fragment emocji siostrze Hisuia.

 

Jednym z najważniejszych elementów każdego jRPG jest system walki, który w edycji Hearts R bazuje na tym znanym z innych odsłon serii – takich jak chociażby Xillia 2. W dziele 7th Chord cała mechanika bitwy jest złożona z kilku elementów. Obok zwykłych ataków mamy do dyspozycji specjalne sztuki noszące nazwę artes, które wykonujemy za pomocą kółka, z ewentualnym wykorzystaniem d-pada.

 

Mogą to być unikatowe ciosy dystansowe, leczenie, czary ognia, wiatru, pioruny – można by wymieniać i wymieniać. Dodatkowo po wykonaniu krótkiej sekwencji tradycyjnej wchodzimy w tryb „Chase Link” polegający na tym, że przy przytrzymaniu L oraz wciśnięciu X bądź kółka wykonujemy potężny atak odpychający wroga. Następnie za pomocą kwadratu teleportujemy się do niego, aby powtórzyć uderzenie, lub dokonać finiszera zwieńczającego sekwencję – nie zawsze musi on zabić przeciwnika.

 

 

Jakby tego było mało, to gdy Chase Link jest aktywny może nas w nim wspomóc jeden z towarzyszy, którego portret zacznie się wyróżniać – całość działa w drugą stronę, dzięki czemu my możemy włączyć się w pojedynek kogoś innego. Takie działanie nie tylko uefektywnia bitwy, lecz także i zacieśnia więzi pomiędzy poszczególnymi bohaterami.

 

A jest to bardzo przydatne przy dziale umiejętności pasywnych - „Skills”, działających jak typowe buffy. Dzięki nim wzmocnimy swoją obronę, przedłużymy stun zakładany na rywali, a nawet sprawimy, że nasze kontrataki (też oparte o własny system) lekko nas uzdrowią. W przypadku, gdy relacje pomiędzy dwoma charakterami staną się odpowiednio mocne, będą mogli używać niektórych umiejętności „przyjaciela”.

 

Lecz czymże byłby erpeg bez rozbudowanego mechanizmu rozwoju postaci. Z każdym nowym poziomem doświadczenia dostajemy kilkanaście (później kilkadziesiąt) punktów Soma. Wszystko zostało podzielone na pięć statystyk, u każdej postaci noszą one inną nazwę, lecz nadal mają ten sam kolor. Czerwony, pomarańczowy, zielony, niebieski i żółty. Podnosząc je wzmacniamy obronę i siłę ataku fizycznego i magicznego. Dodatkowo zwiększymy liczbę punktów TP oraz żywotności. Po wbiciu jednej ze statystyk na wyższy poziom otrzymujemy nowe artes, bronie, oraz zwiększamy limit skill points.

 

 

System walki Tales of Hearts R pozwala także na stworzenie własnej, bardzo skomplikowanej taktyki bojowej. Każdej z postaci możemy przydzielić kilka sprecyzowanych akcji, jakie SI wykona podczas bitwy. Dla przykładu, zespołowemu healerowi możemy nakazać uleczyć nas gdy mamy poniżej 60% punktów HP, po czym wrócić do walki, aby nadzorował poziom zdrowia innych bohaterów.

 

Ponadto w ToH R da się... gotować. Na drodze, w różnych dziwnych miejscach czai się na nas kucharz, dający nam przepisy i składniki, dzięki którym możemy sobie zrobić gorącą czekoladę, bądź kulki ryżowe. Jednak czy uda nam się tego dokonać zależy od poziomu umiejętności kucharskich.

 

W menu gry znajduję się również bestiariusz – czyli dokładny spis wszystkich minionów jakie napotkamy podczas przygody. Wszystkie stwory są zaprojektowane bardzo dobrze i z pewną dozą humoru – do boju staniemy przeciwko chodzącej galaretce, a nawet kaparowi w rękawicach bokserskich, zrobionych z pomarańczy.

 

 

Gra zachowuje odpowiedni balans pomiędzy głupkowatym humorem, a powagą całej fabuły. Gdzie nie gdzie pojawiają się nawiązania do anime – twórcy wyśmiewają się z pary zasłaniającej kobiece kształty w łazienkach. A od czasu pewnej interwencji Kora każdy nazywa go dewiantem.

 

Soundtrack w dziele Bandai Namco został skomponowany przez Motoi Sakurabie. Muzyka trzyma bardzo wysoki poziom, w odpowiednich momentach nadając grze szybkie tempo przy bardziej emocjonujących momentach, podgrzewa atmosferę walk, a niekiedy wprowadza komediowy klimat cyrkową melodyjką. Względem oryginalnej wersji wydanej na DS-a poprawiono również grafikę, tak aby pasowała do współczesnych standardów.

 

 

Tales of Hearts R opowiada wspaniałą historię o znaczeniu emocji w ludzkim życiu, a także o tym, że miłość potrafi zrodzić się w naszych sercach nawet wtedy, gdy nasza dusza nie zna takiego uczucia. Dodatkowo ścieżka dźwiękowa podkręca doznania jakie płyną z zapoznawania się z przygodami Kora, Hisuia i Kohaku.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Tales of Hearts R

Atuty

  • Fabuła
  • Pomysł
  • Ścieżka dźwiękowa
  • Rozbudowany system walki...
  • ...i rozwoju postaci
  • Humor

Wady

  • Za łatwa
  • Nie każdy zrozumie niektóre anegdoty

Odświeżone Tales of Hearts to idealna propozycja dla każdego fana japońskich gier RPG, lecz po tą emocjonalną opowieść powinien sięgnąć każdy, kto ceni sobie głębię fabularną.

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper