Recenzja gry: The Elder Scrolls Online: Tamriel Unlimited
Produkcje z serii The Elder Scrolls znamy od lat 90. ubiegłego wieku. Gry z tego uniwersum od zawsze pozwalają graczom wsiąknąć w wielki świat, wykonywać zadania, poznawać historię i rozwijać swojego bohatera... To wszystko robiliśmy w pojedynkę, a teraz dzięki ZeniMax Online Studios do zabawy możemy zaprosić znajomych... Ale czy jest równie miło jak w przypadku kultowych pozycji z tego uniwersum? Na pewno inaczej, bo deweloperzy stanęli przed niewykonalnym zadaniem.
Tytułem wstępu muszę wspomnieć, że faktyczna premiera The Elder Scrolls Online miała miejsce w ubiegłym roku. Wtedy to gracze wyruszyli w pierwsze podróże, ale tylko i wyłącznie na komputerach osobistych. Pozycja spotkała się z bardzo niejednomyślnymi opiniami i jak to często bywa – jedni pokochali, inni znienawidzili. Konsolowa brać musiała czekać na premierę 12 miesięcy, ale w tym czasie deweloperzy zrezygnowali z abonamentu, dodali mikropłatności (niezauważalne w moim odczuciu...) i rozszerzyli projekt o kilka nowych elementów. Mimo wszystko człon pozycji pozostał bez zmian, więc jeśli mieliście okazję zapoznać się z tytułem na blaszaku, to poczujecie się tutaj jak w domu... Ja grałem wcześniej i w żaden sposób nie zostałem zaskoczony. To stare, typowe TESO, ale zacznijmy od początku.
Wydarzenia w produkcji prowadzą nas do ogromnego świata Tamriel, który znają wszyscy sympatycy serii The Elder Scrolls. Biegaliśmy po tych terenach niejednokrotnie, ale teraz wszystko robi jeszcze większe wrażenie. Deweloperzy nie oszczędzali i oferują szerokie tereny, po których możemy śmiało hasać. Natomiast pod względem umiejscowienia historii znajdujemy się w czasach Drugiej Ery, czyli około 400 lat przed okolicznościami z pierwszej odsłony serii i jakieś 1000 lat przed przygodami, które przeżyliśmy w The Elder Scrolls V: Skyrim. Bardziej zagorzali sympatycy uniwersum mogą kojarzyć te czasy z The Elder Scrolls Adventures: Redguard.
Jak na produkcję z gatunku MMORPG przystało, w grze pojawia się główna oś fabularna i pod tym względem ZeniMax Online Studios nie zaskakuje, ale nie mogę również powiedzieć, aby ten wątek był nudny. W świecie pojawia się nekromanta Mannimarco, który ma pomóc rodzinie Tharn powrócić na tron... Jak możemy się łatwo domyśleć, gość jest tym złym i za plecami swoich pracodawców dogaduje się z niejakim Molag Balem, który jak na Króla Gwałtu przystało chce zniszczyć piękne łąki, lasy, jeziora i góry. Oczywiście sprawa nie będzie taka łatwa, ponieważ po świecie biegają setki rządnych krwi graczy...
Na początku zabawy jesteśmy przywitani wyjątkowo rozbudowanym edytorem postaci. Bez problemu każdy z Was stworzy swoją ulubioną postać, a wybierać możemy spośród trzech frakcji, dziewięciu ras oraz czterech klas postaci. Nie obawiajcie się o limity, czy też jakiejkolwiek ograniczenia. Deweloperzy wpadli na przystępny system, który pozwala nam tworzyć bohatera od podstaw.
Jakikolwiek przedmiot wykorzystujemy, otrzymujemy punkty opanowania zabawki. W tej sytuacji nie zdziwcie się, gdy zobaczycie maga z ciężkim pancerzem, łucznika wymachującego od czasu do czasu różdżką lub tanka z dwoma szybkimi mieczami. Dowolność i swoboda w kreowaniu bohatera to jedna z najlepszych elementów pozycji, a ponadto nie możemy zapomnieć, że każdy poziom pozwala nam zwiększać statystyki oraz wybierać zdolności z ogromnej listy. Oczywiście im więcej gramy, im więcej zabijamy, tym nasza postać staje się silniejsza, my ukierunkowujemy się na jedną dziedzinę, nie bawimy się w „półpostacie”, aż w końcu siejemy postrach wśród rywali. Jest czadowo!
Sama walka odbywa się w znanym nam systemie, czyli bohatera obserwujemy z pierwszej lub trzeciej perspektywy, rywali siekamy za pomocą mieczy, czy tęż innych różdżek, a celujemy za pomocą analogów (bez auto-celowania). Podczas starć należy wykorzystywać uniki, nie można zapominać o blokowaniu ataków i umiejętnościach. Zdolności oczywiście wpadają na pasek szybkiego wybierania i działa to wszystko bardzo instynktownie.
Już teraz warto wspomnieć, że przedstawiciele ZeniMax Online Studios poradzili sobie z przeniesieniem TESO na konsole niemal wzorowo. Menu działa intuicyjnie, z łatwością można korzystać ze wszystkich zakładek, dobierać broń, tworzyć nowe przedmioty, czy po prostu wybierać umiejętności. Bez większych problemów – tak jak to powinno działać na padzie! Jedynym problemem dla niektórych może być komunikacja, ale nawet w tej sytuacji otrzymaliśmy „koło wyboru”, dzięki któremu możemy szybko zaprosić gracza do party lub wydać proste komendy. Działa to dobrze i sprawnie... Chociaż nie zastąpi klawiatury. Tutaj jednak pojawia się stara zasada – chcesz grać Online? Bierz ekipę. Z kumplami łatwiej pogadać (headsety) i każde zadanie jest zdecydowanie przyjemniejsze. Ja podczas kilkudniowych testów miałem przyjemność pobiegać w ekipie i nie będę ukrywał, że zabawa w takiej sytuacji jest kilkukrotnie lepsza. Samemu w tym wielkim świecie jest po prostu nudno... Nie mówiąc już o tym, że niektóre misje musimy omijać szerokim łukiem. Jest to gra sieciowa i bez zgranego zespołu lub z chęcią poznania nowych znajomych, lepiej nie podchodzić.
A na czym polega cała zabawa? The Elder Scrolls Online jest w zasadzie podręcznikowym przedstawicielem swojego gatunku. Rozpoczynając zabawę otrzymujemy kilka zadań, wykonujemy je, przynosimy zebrane przedmioty, idziemy do kolejnego miasta, zbieramy questy, zabijamy przeciwników, taszczymy łupy, kierujemy się do trzeciej lokacji... I tak dalej i tak dalej. Pozornie ZeniMax Online Studios stworzyło typowego MMORPG, ale trudno powiedzieć, aby te zadania były nudne. Są typowe, czyli takie jakich możemy spodziewać się po sieciowym RPG-u. Nie porównujcie tutaj wydarzeń z Dzikiego Gonu... To szablonowe „idź, przynieś, pozamiataj” i chociaż w gąszczu zadań pojawia się kilka perełek, są one zmasakrowane toną tych klasycznych zapychaczy.
Na szczęście nie samymi zadaniami człowiek żyje, ale właśnie tutaj pojawia się element rozgrywki ze znajomymi. Możemy wyruszyć do dzikich rozrzuconych po całym świecie obozowisk rywali i zrobić im, cytując klasyka, z dupy jesień średniowiecza. Później chętni mogą skoczyć na jednego z wielu bossów również rozrzuconych po lokacjach, aby po tych atrakcjach zajrzeć do podziemi, walczyć z przeciwnikami i marzyć o wielkim łupie, którego pewnie nie dostaniemy... Są również instancje otwarte, w których roi się od graczy, a chętni mogą spróbować swoich sił w rozgrywce PVP.
Starcia z żywymi zawodnikami są bardzo ekscytujące, angażują hordy graczy i potrafią przykuć do ekranu na wiele godzin. Pojedynki odbywają się na wielkiej arenie, w której trzy frakcje walczą o dominację nad poszczególnymi fragmentami mapy. Naszym zadaniem jest dobieranie się w zespoły i atakowanie lub bronienie poszczególnych miejsc. Rozgrywka przypomina prawdziwą wojnę – jest chaos, biegające tłumy rycerzy, pomagający magowie i maszyny oblężnicze... Po prostu jeden wielki bajzel. Nie będzie dla Was zaskoczeniem, że bez zgranej ekipy trudno odnieść jakiekolwiek sukcesy... W tej sytuacji można błagać deweloperów o przygotowanie mniejszych wariantów zabawy (2 vs. 2? 5 vs. 5?), które nagradzałyby bardziej taktyczną zabawę i stawiały na indywidualność.
Tak jak już wspomniałem – niezależnie od wybranej ścieżki, nastawienie się na odpowiednie atrakcje (zadania, bossowie, obozowiska, instancje, PVP) do pełni szczęścia potrzebujecie w TESO ekipy. Tutaj samotne wilki cierpią katuszę i nie doceniają potencjału pozycji, dlatego polecam umówienie się z kumplami, wskoczenie do jednej gildii i... Wtedy świat stoi przed Wami otworem.
Nie możemy również zapomnieć o dodatkowych przyjemnościach. Lubicie tworzyć przedmioty, bawić się w alchemików, lepić pancerze, zaklinać artefakty lub po prostu gotować? Oj, nie będziecie narzekać. Mi najbardziej przypadło do gustu kowalstwo, bo jest to jedna z nielicznych gier MMORPG, gdzie tworzenie mieczy ma sens. Porzucając na chwilę zgiełk wojny możemy przygotować świetne bronie, które w późniejszym czasie wykorzystujemy do odcinania głów przeciwnikom... Ja należę do tych szczęściarzy, dla których zazwyczaj nie wypada z oponentów nic wartościowego, więc często i gęsto wspomagałem się twórczością swoją oraz jednego ze znajomych. Chociaż muszę przyznać, że w tytule brakuje normalnego domu aukcyjnego, na którym mógłbym sprzedawać swój sprzęt...
Twórcy przygotowali nawet sporo ciekawych atrakcji dla osób, które osiągną maksymalny, pięćdziesiąty poziom doświadczenia. Wtedy zaczynamy zdobywać rangi weteranów, punkty czempionów, ponownie rozwijamy bohatera, zyskujemy nowe umiejętności i nasz heros staje się coraz to silniejszy. Ponownie w pojedynkę za wiele nie zrobimy, ale do tego czasu na pewno znajdziecie już ekipę, która spędza w tym świecie porównywalny czas do Waszego. Później wykonujemy misje czy też zwiedzamy nowe instancje. Zabawa specjalnie się nie zmienia... No może atrakcje są skierowane w większy sposób dla zorganizowanych i gotowych na wszystko grup.
Przed sięgnięciem po ten tytuł musicie jednak wiedzieć, że nie jest to „kolejna odsłona The Elder Scrolls”. Wydawca usilnie próbował nam wmówić, że otrzymamy „TES z kumplami”, ale chociaż świat jest nam znany, to trudno ten projekt porównać do jakiejkolwiek innej pozycji z uniwersum. Zadania są mniej „wciągające”, a gracze często psują nam „wczucie się w klimat”. Muszę to kolejny raz powtórzyć – jest to produkcja nastawiona na sieciową rozgrywkę, która jest typowym przedstawicielem swojego gatunku.
I niestety, ale nawet błędy zawędrowały do projektu z wersji na komputery osobiste. Zacinające się postacie, niemożliwość ukończenia zadań (gdzie jest ten NPC? A dlaczego On nie chce ze mną rozmawiać?), spadki animacji, czy problemy z detekcją otoczenia. Gra ponownie nie wychodzi przed szereg swoich braci i serwuje nam znane bugi. Można się do tego przyzwyczaić, ale czasami niektóre niedociągnięcia potrafią ostro wkurzyć. Warto jeszcze wspomnieć o oprawie graficznej, która na konsolach prezentuje się ubogo. Wielki świat sprawił, że deweloperzy musieli pójść na ustępstwa i widać to w wielu miejscach. Trudno narzekać na lochy, które są klimatyczne i dopracowane, ale już większe tereny nie prezentują oczekiwanej jakości. Na plus na pewno warto zaliczyć różnorodność miejscówek oraz wciągającą muzykę... Dźwiękowcy z ZeniMax Online Studios wykonali kawał dobrej roboty serwując nam wiele świetnych kawałków. Aż z przyjemnością morduje się te najróżniejsze bestie!
Jaki jest The Elder Scrolls Online? Wyjątkowo typowy. To kolejny przedstawiciel gatunku MMORPG, który wyróżnia się na tle konkurencji niemal wyłącznie światem przedstawionym... Niestety, nie potrafi czerpać ze swojego uniwersum najlepszych cech i dlatego pozycją zainteresują się tylko nieliczni.
Jesteś sympatykiem gatunku? Bierz i graj. Będziesz bawił się świetnie. Reszta musi przemyśleć zakup kilkukrotnie... Możecie się mocno sparzyć, znudzić zadaniami i odbić od przeogromnych lokacji. Ostrzegam również, że najlepiej do tej pozycji podejść z kumplami. W innym wypadku możecie nie docenić przygotowanych eventów.
Mimo wszystko ZeniMax Online Studios przygotowało pozycję, której warto dać szansę... Gra na konsolach jeszcze raczkuje, społeczności dopiero się klarują, ale fani uniwersum mający smykałkę do sieciowych przyjemności powinni spróbować...
W sumie kolejnego The Elder Scrolla szybko nie dostaniemy, więc gdy się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma?
Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do The Elder Scrolls Online.
Ocena - recenzja gry The Elder Scrolls Online
Atuty
- Wielki świat
- Mnóstwo zadań do wykonania
- „Cały czas coś się dzieje”
- Przyjemny system tworzenia bohatera
- Crafing ma sens!
- PVP potrafi oczarować (wielka wojna!)
Wady
- Gra powiela błędy wersji PC
- Uboga grafika
- Brak znaczących urozmaiceń
- Indywidualiści nie mają czego szukać
- Bugi i gafy
- Spadki animacji
Wielki świat, mnóstwo zadań do wykonywania i sporo atrakcji. Ale podchodzić tylko w ekipie... Samotne wilki niech lepiej czekają na TES VI.
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (35)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych