Final Fantasy XIV: Heavensward 3.2 - recenzja gry

Final Fantasy XIV: Heavensward 3.2 - recenzja gry

Igor Chrzanowski | 26.04.2016, 21:00

Pewnie zastanawiacie się, co na naszych łamach w 2016 roku robi recenzja gry sprzed prawie trzech lat? Odpowiedź jest prosta. Z okazji najnowszej aktualizacji oznaczonej numerem 3.2 i tytułem The Gears of Change, postanowiliśmy nadrobić zaległości.

Z racji, iż jest to nasza pierwszy tekst o tej produkcji, całość zrobimy jako mieszaninę opinii na temat programu jako całości, jak i samej łatki będącej darmowym DLC. Ponadto skoro od premiery minęło już tak wiele czasu, nie będę się jakoś wielce rozpisywał, bo w Sieci dość już o tym powiedziano. Zapraszam zatem na krótką, aczkolwiek zwięzłą i treściwą recenzję Final Fantasy XIV.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wątków fabularnych jest tu tyle, że nie sposób ich wymienić, nie krzywdząc przy tym was jakimiś większymi, bądź mniejszymi spoilerami. Generalnie chodzi o to, że kraina w której żyjemy, Hydaelyn, przeżywa co jakiś czas okresy wielkich bogactw, po których przychodzą katastrofy. No i jak to oczywiście bywa, my trafiliśmy na Siódmą Erę Astralną (złą). Po drodze pojawiły się liczne dodatki do gry – zarówno takie duże jak Heavensward dodające kilkadziesiąt godzin zabawy, jak i malutkie na 5-6 h jak The Gears of Change.

Tradycyjnie całość została rozpisana na tysiące zadań głównych i pobocznych, tak aby gracz miał co robić przez co najmniej następne 200 godzin życia. Niestety, aczkolwiek jak wiadomo, ilość nie równa się jakość. O ile wątki główne idą jako tako i zadania pokroju przynieś, wynieś, pozamiataj zdarzają się rzadko, to pobocznym zdecydowanie brakuje ikry. Lwia część kręci się w około schematu „Hej kolego, jestem leniwą bułą, to masz i przynieść mi ten owoc, co rośnie 3 metry ode mnie, a następnie zabij 3 zajączki, 2 enty oraz zbierz pierdyliard niepotrzebnych mi bzdetów i wróć do mnie.”.

Zwiedzane miejscówki są naprawdę piękne i niekiedy potrafią zaprzeć dech w piersiach – koneserzy mroku dostaną coś dla siebie, tak samo jak i miłośnicy kolorowych krain z puchatymi zwierzątkami. Paleta widoków ciągnie się od pustyń poprzez wzniesienia, lasy a na górach skąpanych śniegiem skończywszy. Ponadto miasta są dosyć ciekawie zaprojektowane i zawsze znajdziemy w nich wszystko, co jest nam potrzebne – włącznie z dzielnicami rezydencjalnymi.

Jeśli zaś chodzi o florę, a zwłaszcza faunę połączoną z bestiariuszem, to bądź co bądź, ale nazwa Final Fantasy zobowiązuje! A jak wiemy, w większości przypadków marka FF nie zawodzi. Do ubicia znajdziemy tu wszystko – od biednych małych biedroneczek, po szopy, drzewce, ogniste płomyko-bombki, wielgaśne stwory, a na smokach skończywszy. Niemałe wrażenie robi również, gdy takiego będziemy mogli w końcu i dosiąść.

A skoro już jesteśmy przy walce, to wypadałoby sobie pokrótce omówić na czym polegają starcia w omawianym przeze mnie dziele. Jak praktycznie każde MMORPG „czternastka” opiera się o wykorzystywanie umiejętności odpalanych odpowiednim przyciskiem. Żadnej rewolucji tu nie uświadczymy. Pod L2 i R2 aktywujemy 8 polowe menu walki, gdzie pod D-padem oraz przyciskami zwykłymi, mamy przypisane odpowiednie skille. Jedne z nich są bojowe, inne defensywne, a kolejne zaś nas dopakowują różnymi właściwościami. Bardzo skuteczny jest tutaj system tworzenia combosów polegający na tworzeniu odpowiednich wiązanek ataków.

Sporą rolę gra tu również odpowiedni dobór sprzętu i ewentualnych kompanów do Instancji oraz tak zwanych FATE, które pojawiają się co jakiś czas w różnych miejscach na mapie i stanowią mini questy z limitem czasu na wykonanie. Możemy przy tym dowolnie do nich dołączać lub wychodzić, jeśli ich rodzaj i poziom nam jednak nie odpowiada.

Pod względem muzycznym, to Final Fantasy XIV jest kolejnym majstersztykiem. I możecie się już domyślać dlaczego, albowiem za całą ścieżkę dźwiękową jest tu odpowiedzialny nie kto inny, jak sam Nobuo Uematsu. Znajdziemy tu zatem charakterystyczne dla serii melodie przewijające się praktycznie przez każdą część, ale też i świeże, bardzo ujmujące kawałki o delikatnej tonacji. Bardzo dobry jest również motyw dedykowany walce.

Jeśli zatem kochasz serię Final Fantasy i nie jesteś MMOodporny, to zdecydowanie możesz dać szansę „czternastce”, ponieważ mimo swojej formuły nastawionej na masową zabawę online, całość trzyma ducha i styl poprzednich części Fajnali. Grę polecam także tym, którzy lubią MMO, ale nie mieli żadnego kontaktu z cyklem Square Enix, gdyż to wszystko to co lubicie, lecz z nieco innym charakterem.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Final Fantasy XIV: A Realm Reborn

Atuty

  • Ciekawie podana fabuła
  • Dużo wątków fabularnych
  • Wciągający system walki
  • Kapitalna muzyka
  • Zabawa na 200+ godzin

Wady

  • Misje poboczne bywają nijakie
  • Nie wszystkie ważne kwestie są zdubbingowane

Lubisz Final Fantasy? Kochasz MMORPG? A może wybierasz oba? Niezależnie od tego, którą opcję wybierzesz, to możesz dać szansę Final Fantasy XIV, a na pewno będziesz zadowolony.
Graliśmy na: PS4

Igor Chrzanowski Strona autora
Z grami związany jest praktycznie od czwartego roku życia, a jego sercem władają głównie konsole. Na PPE od listopada 2013 roku, a obecnie pracuje również jako game designer.
cropper