Bound - recenzja gry
W dzisiejszych czasach pojawia się coraz więcej gier, które stawiają wszystkie karty na to, aby dostarczyć nam unikalne doświadczenie, którego nie zapomnimy do końca życia. Jednakże zatracają przy tym to, co w grach jest równie ważne – rozgrywkę. Na szczęście są też i takie, które zachowują w tym wszystkim odpowiedni umiar. Do której kategorii należy Bound?
Polskie Plastic Studios ma na swoim koncie już kilka produkcji, w tym całkiem udaną Daturę na PlayStation Move. Niestety przez to, że produkt znajdował się w pewnej niszy nie sprzedał się za dobrze i nie przysporzył łódzkiej ekipie milionów fanów. Jednak tym razem może być inaczej, albowiem ich najnowszy projekt celuje w coś dużo lepszego. Jak zapewne wiecie Bound jest grą przeznaczoną na PlayStation VR i przy okazji premiery tegoż sprzętu będzie promowane bardziej niż teraz.
Nie sposób opowiedzieć o fabule gry nie rzucając spoilerami na prawo i lewo. Dlatego też ograniczę się tu do minimum i opisania własnych wrażeń z rozgrywki. Zabawę zaczynamy jako pewna bezimienna ciężarna kobieta przebywająca na plaży. Nasza bohaterka po prostu spaceruje trzymając w ręku tajemniczy notes, a od razu po kilku krokach przysiada na piasku i całość przechodzi w tryb właściwego gameplayu.
Wtedy to wcielamy się w postać młodziutkiej baletnicy w przedziwnym królestwie. Nie wiemy gdzie to jest, kim jesteśmy, dlaczego akurat tam. Nie wiemy nic. Dostajemy tylko polecenie od królowej, która prosi nas o pomoc, gdyż straszny potwór niszczy nasz świat. I to są jedyne dwie postacie (poza protagonistką) jakie tu spotkamy. Królowa i potwór. Brzmi baśniowo, co nie? Naszym zadaniem jest po prostu przejść z punktu A do punktu B, wykorzystując do tego nasze przepiękne baletowe ruchy.
Nie jestem w wstanie nawet opisać tego, jak bardzo poczułem się zachwycony gdy rozpocząłem już właściwą rozgrywkę Bound. Te delikatne kroki, piruety, skoki, wstążki, gracja, lekkość. To najpiękniej poruszająca się postać jaką kiedykolwiek widziałem! Z każdym krokiem czułem nieodpartą radość, że mogę uczestniczyć w tej przygodzie i pragnąłem coraz więcej i więcej. Najprościej tę grę jest określić zwykłą platformówką 3D. Po drodze nie spotkamy żadnych zagadek, przeciwników, czy też poważnych utrudnień, ponieważ tutaj gameplay jest tylko środkiem przekazu treści, jaka kryje się w każdym zawartym detalu.
Ot skaczemy z deseczki na deseczkę, z podestu na podest, z kulki na kulkę. Wszystko po to, aby nasza bohaterka dotarła w specjalne miejsce, gdzie czeka na nią.. cierpienie. Dlaczego? Przecież na początku misji dostałem 2 zdania instrukcji. Idź, po prostu idź. A czym są zbierane po drodze elementy? Tego wszystkiego dowiadujemy się z czasem i wychodząc poza sam gameplay. To, że kamyczki jakie zbieram są okruchami pamięci dowiedziałem się z trofeów, a to że zło jakie nas dotyka to różnego rodzaju lęki protagonistki, zauważyłem dopiero pod koniec opowieści. Oczywiście to nie jest tak, że idziemy przed siebie i tylko obserwujemy. Musimy również tańczyć, bo taniec ochrania nas przed złymi mocami, które nas krępują i nie pozwalają iść dalej.
Cudowne jest tu to, że całość ocieka taką swoistą tajemnicą, którą aż chce się odkrywać. Pod koniec każdego poziomu pokazuje nam się klisza ze wspomnień. Ale czyich? Tej małej baletnicy? A może pani, która przegląda swój notes z rysunkami? Czyje to bazgroły? Co symbolizują? Ciekawe jest również to, że po przejściu danej misji wspomniana ciężarna wyrywa obejrzany rysunek jakby się czegoś pozbywała i rusza dalej w stronę jakiegoś domu. Po co? Kto tam jest? No i czy dowiem się kim jestem? Twórcy dali nam również spore pole swobody w przechodzeniu gry, albowiem jak się okazuje jeden rysunek to jeden poziom, a ich kolejność możemy wybrać sobie sami.
Teraz będzie troszkę spoilerowo i przemyśleniowo, więc jak nie chcesz stracić tajemnicy kryjącej się w Bound, przejdź nieco niżej.
Długo zastanawiałem się jakie są odpowiedzi na postawione przeze mnie pytania, aż w końcu zacząłem kojarzyć fakty. Te rysunki, notes, wspomnienia, to wszystko jest połączone z ciężarną kobietą, która przed dojściem do tego tajemniczego domu stara się zwalczyć swoje lęki. Ale skąd one się wzięły? Tu jest właśnie najlepsza część tej gry, myślenie, zastanawianie się co się właściwie stało. Kim jest ten straszny potwór? I co symbolizuje baletnica w dziwnym świecie? W końcu zrozumiałem główny przekaz tej gry. Trauma jaką doznaje dziecko podczas ciężkich zdarzeń odbija się na nim bardzo mocno – i coś o tym wiem, dlatego też pojąłem, że rysunki i zwiedzane magiczne królestwo są odzwierciedleniem lęków jakie nabyła ta dziewczynka w dzieciństwie. Zaś każda wyrwana karteczka z notesu to zwycięstwo w drodze do ostatecznego zmierzenia się z najgorszym co nas czeka pod koniec gry. Konfrontacji z winowajcą. A balet to po prostu coś co ta dziewczynka kochała i właśnie ta pasja, pozwoliła jej przetrwać całe zło jakie ją spotkało.
Koniec spoilerowania!
Z racji, że cała gra jest stosunkowo krótka – zajmuje tylko 2 godzinki, twórcy umieścili w niej dodatkowe wyzwania w postaci ukrytych pokoi i trybu Speedrun, za przejście którego dostaniemy trofea. Oczywiście nie jest tak łatwo je wykonać – sam próbowałem i na cel powiedzmy 5 minut miałem aż 12, więc trzeba troszkę pokombinować, odkrywać tajemne ścieżki i zbierać wszystkie okruchy pamięci, aby w pełni doświadczyć tego, co serwuje nam tytuł.
Trzeba przyznać, że pod względem czysto graficznym nie jest to poziom Uncharted 4, ale za to przyjęty styl potrafi wprost zachwycić i sprawić, że będziemy cieszyć się jak małe dzieci przemierzając kolorową, magiczną krainę baletowych marzeń. Panowie z Plastic Studios przyłożyli się do swojej pracy i zadbali o najmniejsze detale – nawet takie jak realistyczne zachowanie się deptanego piasku na plaży, co robi spore wrażenie. Niestety jedynym problemem bywa czasem detekcja kolizji skutkująca przenikaniem się obiektów.
Jeśli zaś chodzi o muzykę, to jest tu po prostu bajecznie! Bardzo delikatne baletowe odgrywane na fortepianie nutki, wspaniale komponują się w przepełnionymi gracją ruchami bohaterki. Jej każdy krok łączy się z melodią tworząc genialne doznanie dla naszych oczu i uszu. Czasami towarzyszy nam nastrojowa cisza, innym zaś razem pięknie skomponowana ścieżka nadaje tempa podróżowaniu po kolorowej szarfie. Absolutnie wszystko zostało tu dopięte na ostatni guzik.
Tak jak wspomniałem na początku, Bound to przede wszystkim doświadczenie, a dopiero potem gra. Jednak sama rozgrywka została dobrana idealnie do swojego przeznaczenia. Nie rozprasza, przekazuje nam poruszającą historię, bawi się symboliką, mechaniką oraz sprawia, że całe doznanie jest jeszcze lepsze niż byłoby w postaci zwykłego symulatora chodzenia. Jednakże nie widzę tu żadnego zastosowania dla technologii VR, co prawda są krótkie sekcje FPP, ale one trwają dosłownie sekundy. Aby w 100% poznać ten tytuł i wychwycić każdy jego smaczek, należy przejść opowiadaną historię co najmniej ze dwa razy. Dopiero wtedy wyłapujemy kontekst sytuacji, słów i ukazywanych lęków. Nareszcie mamy własną, polską Podróż!
Ocena - recenzja gry Bound
Atuty
- Świetne przeżycie
- Forma rozgrywki
- Muzyka
- Styl
- Pomysł
- Przekaz ukryty pod symbolami
- Tryb Speedrun
Wady
- Zdecydowanie nie na VR
- Małe problemy z przenikaniem się obiektów
Bound to przede wszystkim genialne przeżycie, a dopiero później gra. Świetne połączenie zabawy rodem z platformówek z genialną symboliką świata i muzyką tworzą coś, czego długo nie zapomnicie. Lubiliście Podróż? To pokochacie Bound!
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (24)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych