Worms W.M.D recenzja gry
Istniejące już od ćwierćwiecza Team 17 wypuściło na świat kilka dobrze rozpoznawalnych marek, wśród których znajdują się Alien Breed, Superfrog, Stunt GP i The Escapist. Jednakże po dziś dzień ich największym sukcesem pozostają Wormsy. Jak zatem postanowiono odświeżyć skostniałą formułę w ich najnowszych przygodach?
Jeśli można tak to w ogóle ująć to Worms W.M.D poniekąd wraca do korzeni serii i rezygnuje z pewnych udziwnień wprowadzanych przez deweloperów w paru ostatnich odsłonach. Co to oznacza? W Worms Revolution i Worms Battlegrounds cała oprawa opierała się na technologii 2,5D z przestrzennymi modelami, zaawansowaną technologią symulacji wody i innymi zbędnymi pierdołami. Tutaj zaś znów mamy do czynienia z tradycyjnym, mocno rysunkowym 2D.
Podobnie jak w poprzednikach tak i tutaj fabuły za bardzo nie uświadczycie – ot są sobie robale i walczą o dominację nad różnymi lokacjami z mniej lub bardziej błahych powódek. Czasem trafią się cut-scenki, ale nie wnoszą nic do historii, a są jedynie zlepkiem żartów. Na samym początku rozgrywki wybieramy sobie styl sterowania jaki chcemy mieć podczas gry (tradycyjny bądź współczesny) i tworzymy własną drużynę. Nie skromnie przyznam, że stworzyłem sobie wymarzoną ekipę PSX Extreme w składzie: Ja, Roger, Rozbo, Myszaq, Butcher, Wojtek, Zax, Ściera. Po wyborze imion dopasowujemy nam strój, głos, fanfary, nagrobek i taniec zwycięstwa.
Następnie z gotową ekipą zagłady możemy oddać się błogiej rozrywce w jednym z kilku dostępnych trybów. Zabawa dla pojedynczego gracza rozłożona jest w sumie na 60 zadań – 20 tutoriali, 30 plansz „fabuły” i 10 wyzwań. Samouczki objaśniają nam podstawowe mechanizmy – strzelanie, skakanie, linki, plecaki odrzutowe, granaty i spadochron. Kampania zaś zabierze nas w dziesiątki świetnie zaprojektowanych lokacji, które oddają graczowi całkiem spore pole do popisu w kwestii wykonania zadania. Czasami ścieżka jest teoretycznie jedna (taka optymalna), ale możemy i tak zrobić wszystko po swojemu. Przed nami staną cztery rodzaje misji; eliminacja wrogiej drużyny, likwidacja wybranego robaka, obrona naszego sojusznika i poszukiwania specjalnego ładunku.
Dodatkowo podczas przechodzenia tychże zleceń możemy w ukrytych miejscach znaleźć 10 listów gończych odblokowujących nam dostęp do wyzwań specjalnych. I trzeba przyznać, że są one naprawdę piekielnie trudne. Naszym celem jest w nich tylko jeden robaczek, za to bardzo mądry i posiadający dużo zdrowia, podczas gdy my mamy bardzo ograniczony arsenał broni oraz ruchów.
Jeśli zaś chodzi o tryby wieloosobowe to tutaj trafiamy głównie na klasyczną zabawę z przyjaciółmi na kanapie oraz na mecze sieciowe – jedne rankingowe, drugie towarzyskie o naszych regułach. Jeśli chcemy się sprawdzić w ligowych spotkaniach musimy przygotować się do starć 1 na 1 po cztery robaczki każdy. Jak wiadomo lig jest kilka, lecz nie udało mi się w nich zbyt daleko zajść.
W Worms W.M.D znalazła się cała masa śmiercionośnego arsenału. Do dyspozycji mamy aż 27 broni w aż trzech wariantach każda (np. ze strzelby robi się trójstrzałówka), co daje nam 81 sposobów na posłanie robala na tamten świat. Mamy więc klasyczną bazookę, święty granat, owcę, babcię oraz parę nowości w postaci owcy na linie i tak zwanego Osła, który jest troszkę OP. Dlaczego? Zrzucamy go z nieba jak nalot, wtedy spada na ziemię i przebija ją aż do morza, przy czym każde jego uderzenie ma siłę z 10 granatów, więc jednym takim atakiem możemy zadać ponad tysiąc obrażeń. Nowością jest też możliwość tworzenia broni z zebranych składników – podczas tury przeciwnika skonstruujemy sobie dodatkowe Uzi, banana, most, dynamit, czy co tam tylko zapragniemy.
Dodatkowo po raz pierwszy w serii pojawiają się pojazdy do których można wsiąść. W łapy może nam wpaść czołg, mech bądź helikopter. Każdym z tych sprzętów walczy się inaczej, mają ograniczoną wytrzymałość na ciosy i w starciu robale vs technologia robią niezłe spustoszenie. Za każdy rozegrany mecz zdobywamy punkty doświadczenia, za które wskakujemy na coraz to wyższe poziomy i odblokowujemy nowe fanfary, stroje, teksty i nagrobki. Niestety sporym mankamentem jest tu SI. Czasami rywale są tępi jak słup na plakaty, a czasami potrafią wycelować lepiej niż snajper z 30 letnim stażem – i to przy silnym wietrze, gdy jestem schowany za trzema drzewami w budynku. Takie wahania dzieją się w ramach jednego poziomu ustawionej im inteligencji.
Graficznie gra wygląda całkiem dobrze, malowane plansze są bardzo ładne i klimatyczne, modele robaczków mogłyby być nieco wyrazistsze, ale i tak całkowity poziom oprawy wizualnej trzyma się wysoko. Niestety muzycznie jest już gorzej. Tęsknię za czasami gdy główne motywy z Wormsów nuciło się pod nosem i pamięta się je nawet do dziś. W.M.D nie oferuje praktycznie żadnego utworu, który zapadałby w pamięć czy też w ogóle wyróżniał się podczas zabawy.
Najnowsza odsłona popularnych robaczków jest zdecydowanie najlepszą od lat, ale wciąż nieco daleką od ideału. Polecam każdemu kto wciąż posiada sentyment do tej marki, nie jest jeszcze zmęczony ponad 20-letnią formułą i ma z kim pograć w kanapowej rywalizacji. Całość zyskuje przy bliższym poznaniu, a po wydaniu dodatkowych kilkudziesięciu złotych na dodatki sygnowane znanymi seriami będziecie się cieszyć bardzo bogatą zawartością.
Ocena - recenzja gry Worms W.M.D
Atuty
- Sporo nowości
- Pojazdy
- Aż 81 broni
- Oprawa wizualna
Wady
- Zbyt długi matchmaking
- Przeciętna muzyka
- Szkoda, że najfajniejsza zawartość jest płatna
To zdecydowanie najlepsze Wormsy od lat! Team 17 świetnie odświeżyło formułę rozgrywki robaczków wprowadzając nowe mechaniki, jednocześnie zachowując ich pełna magię. Polecam!
Przeczytaj również
Komentarze (24)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych