Dragon Quest VIII: Journey of the Cursed King 3DS - recenzja gry

Dragon Quest VIII: Journey of the Cursed King 3DS - recenzja gry

Roger Żochowski | 02.02.2017, 21:00

Dragon Quest VIII: Journey of the Cursed King pamiętam jak dziś, bo to jedna z moich ulubionych gier na PS2. W dodatku pierwsza część serii, która dotarła oficjalnie - jeśli wiecie co mam na myśli - do Europy. Czy wersja na 3DSa wywołuje równie silne emocje? 

Wiedząc, jakim sentymentem darzę "ósemkę", zamierzałem do niej podejść na chłodno i ocenić bez bagażu emocjonalnego. Nie udało się kurza twarz. Ale tylko dlatego, że gra praktycznie się nie zestarzała, a z archaizmami, które mogłoby dziś trochę męczyć, poradzono sobie wzorowo. To tytuł, który wciąż jest niesamowicie grywalny, co tylko pokazuje jak wspaniałe gry tworzono w czasach, gdy gatunek jRPG przeżywał swoje najlepsze lata.

Dalsza część tekstu pod wideo

Historia opowiedziana w grze jest z pozoru bardzo prosta. Błazen zwany Dhoulmagusem sprowadził klątwę na królestwo Trodain i jego mieszkańców. Króla zamienił w zielonego trolla, a jego córkę Medeę w konia. Takiego na czterech nogach żeby nie było wątpliwości. Bezimienny główny bohater oraz bandyta imieniem Yangus dołączają do opisanej dwójki i ruszają w ślad za siejącym coraz większy postrach antagonistą, odkrywając stopniowo jego niecne plany. Scenariusz jest może przewidywalny, ale relacje między postaciami nadrabiają to z nawiązką. Mam tu na myśli przede wszystkim humor przez duże H w iście brytyjskim stylu. Bohaterowie mówią nawet z charakterystycznym akcentem, w czym przoduje mało elokwentny, ale niesamowicie zabawny Yangus. Jego przekomarzania z zamienionym w trolla królem są nie do podrobienia, a cała ekipa podróżuje z miasta do miasta na drewnianym wozie ciągniętym przez córkę króla (jest przecież teraz koniem, więc nie ma, że boli) niczym cygański tabor. 

W trakcie wyprawy, jak to w gatunku jRPG, do drużyny dołączają nowi bohaterowie jak śliczna, ale pyskata Jessica czy lowelas Angelo. Autorzy gry nie ograniczyli się jednak tylko i wyłącznie do przeniesienia członków ekipy z PS2, bowiem w wersji na 3DSa dochodzą dwaj nowi grywalni bohaterowie. Nie będę psuł Wam niespodzianki zdradzając ich tożsamość, ale z pewnością ucieszycie się, że tych NPCów zatrudniono do pracy. Szkoda jedynie, że dołączają do drużyny trochę późno, przez co nie możemy w pełni docenić ich potencjału w trakcie starć.

jRPG złotej ery

System walki to klasyka do bólu, ale nie jest to w żadnym wypadku wada. Turowe starcia na zasadzie "najpierw ja dam w mordę tobie, potem ty mnie", nie nużą i nawet spory nacisk na grindowanie ma w sobie swój niepowtarzalny urok. W trakcie walk można poświecić turę (jedną lub kilka), aby przyszykować silniejsze uderzenie, co wprowadza do walk strategiczny posmak i obarcza nasze działania pewnym ryzykiem. Zmianom uległ też balans postaci z drużyny, przeciwników oraz niektórych ataków. Jedne osłabiono innym dano większy priorytet, co oczywiście wyszło grze na dobre. 

Rozwój postaci skupia się na ich levelowaniu oraz przydzielaniu punktów umiejętności do konkretnych typów broni - dla głównego bohatera są to np. miecze i bumerangi, dla rzezimieszka Yangusa topory czy maczugi. Dzięki temu odblokowujemy unikalne dla każdej z postaci zdolności. Wszystko jest proste i przejrzyste, a w wersji na 3DSa dodano opcję podglądu umiejętności, które możemy zdobyć na konkretnym levelu. Można więc nawet pokusić się o stwierdzenie, że nowicjusze mają łatwiej niż na PS2, bo łatwiej jest zaplanować rozwój, ale bez obaw - wyzwanie wciąż jest spore. 

Twórcy doskonale wyczuli też, które elementy pierwowzoru trzeba dostosować do współczesnych standardów, dzięki czemu starcia z przeciwnikami nie są już losowe. Zamiast denerwujących walk z niewidocznymi na mapie wrogami, które mogłyby dziś irytować, naszych oponentów cały czas widzimy i możemy próbować ich ominąć albo specjalnie na nich wpadać. Dzięki temu gra stała się bardziej dynamiczna, a zwiedzanie sporych map w poszukiwaniu skarbów zyskało na atrakcyjności. Deweloper postanowił też dać nam możliwość przyspieszania starć, bowiem oglądanie po raz setny animacji tych samych ataków mogłoby dziś trochę denerwować. Zwłaszcza gdy połączymy to ze wspomnianą koniecznością grindowania.   

Nie bój się zmiany na lepsze

Zmian jest jednak znacznie więcej. Zapisać stan gry możemy nie tylko w kościele, ale również wykonując szybki save w każdym miejscu na mapie. Już nie trzeba więc biegać co chwila na plebanię, co przyjąłem z bananem na twarzy. Znacznie łatwiej i przyjemniej odbywa się zabawa w łączenie składników w kociołku alchemicznym, a dodanie map dungeonów na dolnym ekranie sprawiło, że nie musimy co chwila zaglądać do menu. A będąc przy dungeonach - dodano dwie zupełnie nowe miejscówki oraz zestaw nowych pobocznych questów, wydłużając czas zabawy do ponad 100 godzin. 

Nowością sprawiającą sporo frajdy jest tryb fotograficzny i związane z nim zadania. Gracz może ustawiać do fotki bohaterów w różnych ciekawych, często humorystycznych pozach i dzielić się zdjęciami z innymi graczami. Dostajemy też zlecenia na zrobienie fotek konkretnym potworom czy przedmiotom, a następnie możemy je wymieniać na różne nagrody. Niby pierdoła, a zupełnie zmienia sposób, w jaki przechodzimy grę. To prawie tak dobre jak polowanie na Pokemony.  

Mało Wam nowości? To lecimy dalej. Do gry dodano nowe skrzyneczki, potwory, scenki fabularne oraz przedmioty, więc zwiedzając świat poznajemy go tak naprawdę na nowo. Dla fanów mokrych snów z Jessicą, deweloperzy przygotowali z kolei sekretne zakończenie, którego nie było na PS2. Całość domykają bonusy w post-game, oraz wszystko to, co było już na PS2 i wciąż cholernie wciąga jak choćby marnowanie czasu na nimi-gry w kasynie, rekrutowanie potworów do drużyny czy walki na arenie. 

Duży świat na małym ekranie

Dragon Quest VIII to jedna z najlepiej wyglądających gier na handlelda Nintendo. Znany z pierwowzoru styl łączący cel shading z kreską Akiry Toriyamy, twórcy Dragon Balla, udało się przenieść na mały ekran z zachowaniem detali zarówno w przypadku postaci jak i potworów. Jest na swój sposób baśniowo, ale i z jajem. Mimo iż gra ma już ponad 12 lat wciąż potrafi zachwycić. Inna sprawa, że gołym okiem widać pewne cięcia względem wersji na PS2. W oczy rzucają się przede wszystkim słabsze, rozmazane tekstury, znacznie mniejsza liczba detali jeśli chodzi o otoczenie oraz dłuższe loadingi przed walkami. Mimo tych ułomności na małym ekranie 3DSa gra i tak wygląda imponująco. Pozbyto się wprawdzie efektu stereoskopowego 3D, który pojawia się tylko w menu, ale przyznam z ręką na sercu, że grając na konsoli Nintendo zazwyczaj i tak z niego nie korzystam. 

Sporą wadą jest za to porzucenie utworów wykonywanych przez orkiestrę, które na PS2 zachwycały. W zamian dostaliśmy ścieżkę dźwiękową w formacie MIDI, która nie wypada najlepiej. Dobrze przynajmniej, że głosy postaci, tak jak w pierwowzorze, idealnie wpisują się w prześmiewczy klimat gry i z przyjemnością się ich słucha. Ciekawostką z tych mniej miłych jest natomiast fakt, że wersja gry na 3DSa poddana została cenzurze. Odważne stroje Jessici są teraz bardziej zakryte, wszak pokazać kawałek cyca wysuwającego się z cel shadingowego dekoltu to straszna zbrodnia. Wyleciały też "kontrowersyjne" scenki, w których dla przykładu postać jadła z miski psa czy cięła się nożem. Pozwólcie, że pozostawię to bez komentarza. 

Najpierw świetnie odrestaurowany Dragon Quest VII, teraz jeszcze lepiej podana "ósemka". 3DS mnie rozpieszcza i regularnie zaspokaja głód na gry z gatunku jRPG. Jeśli nie graliście jest to pozycja obowiązkowa do zaliczenia. Bez dwóch zdań. Jeśli macie już tytuł za sobą to i tak warto wrócić i przeżyć przygodę na nowo. 

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Dragon Quest VIII: Journey of the Cursed King

Atuty

  • Przeciwnicy widoczni na mapie
  • Nowe questy i dungeony
  • Humor i zwiedzanie kolorowego świata
  • Gra na wiele godzin
  • Zmiany w systemie walki
  • Lepszy interfejs
  • Tryb fotograficzny
  • Zapisywanie stanu gry na mapie

Wady

  • Oprawa dźwiękowa
  • Nieco dłuższe loadingi
  • Uproszczenia w grafice
  • Gdzie są cycki ja się pytam?

Jedna z najlepszych odsłon serii przeniesiona na 3DSa z klasą. Wciąż cholernie grywalna i wciągająca.
Graliśmy na: 3DS

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper