Tom Clancy's The Division - recenzja gry (2018). Nowy Jork wciąż walczy

Tom Clancy's The Division - recenzja gry (2018). Nowy Jork wciąż walczy

Rozbo | 24.03.2018, 18:00

The Division 2 zapowiedziane, ale okazuje się, że przez ostatnie dwa lata swego życia "jedynka" nie tylko się nie zapadła pod ziemię, ale i mocno ewoluowała. To najlepsza okazja ku temu, żeby znów odpalić grę Ubisoftu i przekonać się, czy jest tu jeszcze miejsce na... dobrą zabawę.

Nie powiem, żebym źle się bawił w 2016 roku, przemierzając uliczki opustoszałego Nowego Jorku, wbijając z kumplami na imprezę do bandytów, by ich trochę "ucywilizować" oraz zbierając coraz to potężniejsze giwery. Ale trwało to krótko. Lód na ulicach Manhattanu topniał równie szybko, co moje zaangażowanie w zabawę, która - wbrew założeniom kooperacyjnego shootera RPG - po zakończeniu kampanii nie potrafiła przykuć na dłużej i raziła błędami oraz monotonią.

Dalsza część tekstu pod wideo

Sprawdźcie naszą recenzję The Division z 2016 roku!

Ale mimo początkowej niemrawości developerów oraz dość drastycznego spadku bazy graczy, Dywizja przetrwała w NY i wciąż walczy o ocalenie mieszkańców. Na przestrzeni dwóch lat pojawił się szereg lepszych lub gorszych dodatków oraz masa usprawnień rozgrywki, czego kulminacją był darmowy patch 1.8 przynoszący nowegy kontent oraz rewitalizujący społeczność. Wiemy już, że Massive Entertainment szykuje swe siły do zapowiedzianego właśnie The Division 2, zaś "jedynka" w trzecim roku swego życia nie otrzyma aż tak dużo dobroci od twórców jak wcześniej. Mimo to postanowiłem sprawdzić, czy wciąż jest i będzie to dobre miejsce dla graczy w nadchodzących miesiącach.

Diablo w Nowym Jorku

Obecnie The Division przeszło intensywną terapię składającą się ze stałych update'ów oraz  dodatków pojawiających się w ramach przepustki sezonowej. Dziś śmiało można powiedzieć, że gra Massive Entertainment to produkt kompletny i przemyślany. Początkowo reklamowany był wszak jako kooperacyjny shooter RPG, w którym wbijamy się w skórę uśpionego agenta z Nowego Jorku. Wraz z innymi tego typu agentami musimy zaprowadzić porządek w metropolii zaatakowanej śmiercionośną bronią biologiczną. Cudowna mieszanka postapo, techno-thrillera oraz filmu akcji. Z tego wszystkiego na początku dobrze zrealizowany był tylko element budujący klimat, tymczasem tak strzelanie, jak i elementy RPG nie funkcjonowały zbyt dobrze.

Nie ważne teraz, jaki kierunek obierasz na mapie Nowego Jorku. To zależy wyłącznie od Ciebie, bo na każdym kroku czai się jakaś nagroda

Co się więc zmieniło aż tak fundamentalnie, żeby odmienić wrażenia z rozgrywki? Przede wszystkim gruntownie przebudowano system skalowania wyzwania. W sieci być może przewinęło się Wam porównanie do Diablo III, w którym można było sobie bardzo dokładnie dobrać poziom trudności do własnych preferencji. Teoretycznie jest tak i w przypadku The Division, ale ma największy wpływ na graczy dopiero na samym początku tzw. engame'u, czyli momentu, w którym skończymy kampanię, dobijemy do najwyższego poziomu i możemy się zacząć bawić w zdobywanie lepszego sprzętu. Do gry wprowadzono Poziomy Świata (World Tiers), dzięki którym swobodnie możemy stopniować siłę przeciwników. Ma to niebagatelne znaczenie dla przyjemności płynącej z rozgrywki, bo jednym z głównych zarzutów kierowanych w stronę gry, było to, że ma feeling strzelaniny, ale przez swój erpegowy kręgosłup sprawia, że walka z mocniejszymi przeciwnikami przypomina pakowanie śrutu w chłonną gąbkę. Faktycznie, na początku Poziomy Świata bardzo pomagają w uniknięciu frustracji i czerpaniu przyjemności z samego strzelania, jednak szybko przestają mieć znaczenie dla hardkorowca. Poziomów jest tylko 5 i można dobić z jakością sprzętu do najwyższego w jeden dzień. Mimo wszystko, bardzo dobrze, że ten patent został wprowadzony, bo dla mniej zaangażowanych w grind graczy bardzo elegancko może skroić rozgrywkę pod ich potrzeby.

Druga kluczowa sprawa to przebudowanie systemu zdobywania i klasyfikacji lootu. I to udało się Massive Entertainment niemal perfekcyjnie, bowiem sprzęt nie tylko ma teraz jeszcze bardziej istotne różnice, ale wypada z niemal z każdego rodzaju aktywności. Nie ważne teraz, jaki kierunek obierasz na mapie Nowego Jorku. To zależy wyłącznie od Ciebie, bo na każdym kroku czai się jakaś nagroda - skrzynka z losowym sprzętem za zdobycie kolejnego poziomu po "ustawowej trzydziestce", nagroda za ukończenie dziennej misji lub dziennego wyzwania, szansa na loot za upolowanie Ważnego Celu (High Value Target), czyli wybranego bossa, na którego bierzemy zlecenie itp.itd. Nie ma w tej chwili w zasadzie momentu, żebyś czegoś w The Division nie dostał. Jasne - w pewnym momencie robi się z tego rutynowa pętla otwierania skrzynek i niemal natychmiastowego wyrzucania sprzętu. Ale to norma przy każdej grze nastawionej na loot w momencie, gdy już osiągniemy pewien dość wysoki pułap. 

[ciekawostka]

Ważne jest jednak, że do gry wprowadzono zestawy wyposażenia, których zebranie daje nietypowe, nowe umiejętności. Żeby taki specjalny perk uaktywnić, trzeba zebrać 4 części danego zestawu. Benefity są przeróżne i w zasadniczy sposób wpływają na nasz styl gry. Np. jest set, dzięki któremu po wyciągnięciu tarczy balistycznej będziemy mogli używać pistoletów maszynowych (SMG) zamiast zwykłych pistoletów. Albo taki, dzięki któremu nasza broń automatycznie przeładuje się w momencie, w którym ją schowamy i zmienimy na inną. Różnych ciekawych efektów jest mnóstwo i otwierają one drogę do niezwykle interesujących buildów. Do tego dochodzą dodane w patchu 1.7 niezwykle rzadkie, ulepszone tajne (classified) wersje setów, dzięki którym po zebraniu 6 elementów dostajemy jeszcze jeden, dodatkowy i unikalny skill. Obecnie polowanie na te zestawy to kwintesencja i ostatni etap engame'u.

 

Wszędzie czeka brudna robota

Jednoczesnie jednak The Division pozostaje doskonałym drużynowym shooterem. Samotne przemierzanie opuszczonego Manhattanu wprawdzie nadal jest świetnym sposobem na spędzenie czasu w grze. To przygnębiające, ale zarazem niezwykle ciekawe doznanie. Tu nic się nie zmieniło od 2016 roku, bowiem gra Massive Entertainment nadal wygląda pięknie (zamiecie śnieżne i ogień to coś niesamowitego!), zaś szczegółowość zbudowanego na potrzeby zabawy otoczenia jest zadziwiająca. Ale - koniec końców - nie dla samotnej zabawy przede wszystkim ta gra powstała. Poprawki w balansie, nowy system lootu oraz przedmioty sprawiły, że w najbardziej wymagających aktywnościach praca drużynowa jest obowiązkowa i sprawia masę satysfakcji. Wzajemne osłanianie się, flankowanie przeciwników, wspólne zdejmowanie celów - to ma moc, o ile mamy kumatą ekipę.

Do gry od czasu premiery doszła masa nowych aktywności, dzięki którym nie jesteśmy już skazani jedynie na Strefę Mroku (Dark Zone). Jednym z pierwszych dodatków była implementacja tzw. Najazdów (Incursions). Teoretycznie miały być to raidy, ale w praktyce to tylko nieco bardziej skomplikowane misje. Na pewno nie można tu mówić o takiej skali jak w Raidach obecnych w Destiny, niemniej jednak specyfika poszczególnych misji wymaga ścisłej współpracy i doskonałego sprzętu. Wraz ze wspomnianą łatką 1.8 dostaliśmy wejściówkę do nabrzeża, gdzie zacumowany jest majestatyczny lotniskowiec. To między innymi na jego pokładzie weźmiemy udział w Oporze (Resistance), czyli lokalnej wersji trybu hordy, w trakcie której za zdobywane punkty kupujemy różne rodzaje wspomagaczy oraz otwieramy dostęp do kolejnych sekcji mapy. Rozgrywka jest szybka i frenetyczna. Nie ma czasu na zastanowienie, a co jakiś czas zwykłe fale przeplatane są sekwencjami ze specjalnymi modyfikatorami czy starciem z bossami. W ramach 1.8 dodano też pełnoprawny tryb PvP dla dwóch 4-osobowych drużyn. Klasyka, choć przybrana płaszczykiem statystyk naszego sprzętu, co czyni ją... praktycznie niegrywalną dużej części graczy. Tam bardziej niż skill liczy się po prostu to, co masz na sobie i czym strzelasz. Świadoma decyzja designerów, którą rozumiem, ale która osobiście mi nie pasuje.

Wymienione przeze mnie aktywności plus ciekawe zmiany i nowości w Strefie Mroku, które

W 2018 The Division ma większy sens i siłę przyciągania niż dwa lata temu, więc jest to nie lada osiągnięcie

nieco zmieniają równowagę rozgrywki (np. jeśli chcesz zostać zbuntowanym agentem, musisz teraz potwierdzić to przyciskiem) to wystarczająco dużo, żeby zachęcić do ponownej zabawy. Nie da się jednak uniknąć wrażenia, że do pełni doświadczeń bardzo potrzebna jest przepustka sezonowa. Po pierwsze - dodaje bardzo ważny tryb, czyli Podziemia (Underground), które - niczym Szczeliny w Diablo - są losowo generowanymi poziomami z zestawem modyfikatorów oraz szansą na zgarnięcie fajnego lootu. Grywalność Underground utrzymuje się na wysokim poziomie,nawet po wielu godzinach zabawy. Na zupełnie przeciwnym biegunie stoi Przetrwanie (Survival) - Twój helikopter rozbija się w trakcie śnieżycy gdzieś na Manhattanie. Temperatura jest zabójcza, na domiar złego masz wirusa we krwi, który zabije Cię w ciągu godziny. Od tego momentu to już czysta walka o życie. Musisz zdobyć broń, sprzęt i ciuchy, których jakość ma wpływ na utrzymanie ciepłoty ciała, zaś celem jest dotarcie do Strefy Mroku i ewakuacja. Są dwa warianty tego trybu - z możliwością walki między agentami lub nie. Choć Przetrwanie nie ma takiej żywotności jak Podziemia (większość graczy raz spróbuje i zapomni), to jednak tutaj kryje się najbardziej ekstremalna forma The Division oraz klimat idealnie wpasowujący się w sytuację, w jakiej znalazł się NY. Zdecydowanie tryb, który najbardziej odbiega od pierwotnej formuły gry. Ostatni Bastion (Last Stand) jest wreszcie wariacją na temat rozgrywki drużynowej w Strefie Mroku, gdzie ekipa ziomków musi przejmować i kontrolować specjalne punkty, przy tym odpierać ataki drugiej drużyny oraz przeciwników kontrolowanych przez SI.

Ale to wciąż nie wszystko! Do gry doszły dostępne dla wszystkich czasowe eventy (Zdarzenia Globalne czy też Global Events) - trwające kilka dni sesje, gdzie dochodzi szereg nowych modyfikatorów i które zapewniają dodatkowe, naprawdę niezłe nagrody.

Bilet powrotny

O ile granie w podstawową wersję gry (bez dodatków) już samo w sobie zapewnia wiele zabawy, to jednak nie da się ukryć, że The Division w pełni rozwija skrzydła wraz ze wszystkimi DLC. W takiej "konfiguracji" można grać miesiącami i ani na chwilę się nie nudzić. To zresztą nie wszystko - do Division doszło mnóstwo mniejszych zmian sprawiających rozgrywkę wygodniejszą i bardziej swobodną - skrojoną pod nasze preferencje, a nie na odwrót. Np. dzięki stacjom optymalizacji za niemałą ilość kredytów Feniksa możemy ulepszyć ekwipunek lub broń z dobrze wylosowanymi perkami i statystykami do wyższego poziomu. Dzięki temu gramy z tym, z czym lubimy grać, nie czekając w nieskończoność na "boga RNG", który obłaskawi nas nową, mocniejszą wersją naszej ulubionej pukawki. Fajnie też, że teraz na różne sposoby można zdobywać elementy kosmetyczne, w tym specjalne maski za zrobienie konkretnych wyzwań w trakcie Globa Eventów. Twórcy zaimplementowali wprawdzie prawdziwe lootboxy za prawdziwą kasę, ale na szczęście gra raz na jakiś czas raczy nas specjalnymi elementami kluczy, dzięki której możemy sobie sami taką skrzyneczkę otworzyć i cieszyć się z nowej kurtki albo skórki na plecak.

Wymieniać mógłbym w zasadzie długo, co tylko dowodzi jednego - The Division jest jednym z kolejnych, świetnych przykładów na to, że Ubisoft - niemal wbrew obecnym trendom wśród największych wydawców - nie opuszcza swoich IP, nawet pomimo tego, że ich utrzymywanie może początkowo wydać się nieopłacalne. W 2018 The Division ma większy sens i siłę przyciągania niż dwa lata temu, więc jest to nie lada osiągnięcie.

Jednocześnie nie należy zapominać o tym, że gra jest wciąż więźniem swojej nietypowej konwencji. To erpeg osadzony we względnie realistycznej otoczce fabularnej. Jest tu wciąż pewien dysonans poznawczy, gdy lutujemy w bossa będącego odpowiednikiem jakiegoś monstra w standardowej grze tego gatunku, który wygląda jak... zwykły człowiek. Nie każdemu przypadnie to do gustu i jeśli już na starcie odbiliście się od Division w 2016 roku, to teraz raczej też nie macie co próbować. Jeśli jednak wcześniej gra Was zawiodła dopiero po skończeniu kampanii i kupiliście bilet na wylot z Nowego Jorku, to teraz jest idealna okazja do tego, by zaopatrzyć się w bilet powrotny.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Tom Clancy's The Division

Atuty

  • dużo zmian pomagających skroić rozgrywkę do swoich potrzeb
  • zmiany w systemie trudności oraz dystrybucji lootu
  • duża różnorodność trybów gry
  • swoboda w doborze wyzwań
  • bombowa w co-opie
  • syndrom jeszcze jednego razu
  • loadouty

Wady

  • bez DLC z przepustki sezonowej gra dużo traci
  • specyficzne PvP, w którym liczy się przede wszystkim dobry sprzęt
  • zarządzanie ekwipunkiem wciąż bywa problematyczne
  • połączenie RPG i strzelanki we współczesnych realiach nie jest dla każdego

Tom Clancy's The Division to świetne miejsce na spędzanie wolnego czasu. Gra ewoluowała niemal w każdym aspekcie, więc nawet jeśli postawiliście na grze krechę w 2016 roku, to warto mimo wszystko pokusić się o powrót.
Graliśmy na: PS4

cropper