Ni no Kuni II: Revenant Kingdom - recenzja gry. Powrót króla
Ni no Kuni: Wrath of the White Witch, będące owocem kolaboracji studia Level-5 i kultowego producenta filmów animowanych, Ghibli, uznawane jest za jednego z najlepszych jRPG-ów na poprzedniej generacji konsol. Czy za kilka lat podobnie pisać będziemy nt. Revenant Kingdom - sequela przygotowanego z myślą o PlayStation 4 oraz PC?
"Ni no Kuni jawi się w moich oczach jako duchowy spadkobierca takich tytułów, jak Chrono Trigger czy Dragon Quest VIII (...). Dziękuję Wam, Level-5. Takie gry przywracają wiarę w gatunek jRPG." - Roger, PE#185
W taki sposób Roger spuentował swoją recenzję Wrath of the White Witch ponad pięć lat temu. Od tego czasu wiele się w naszej branży zmieniło - poślednie klony Call of Duty czy Gears of War nie okupują już tak często czołowych miejsc na listach sprzedaży, z kolei japońscy deweloperzy doszli do słusznego wniosku, iż nie ma sensu dłużej kopiować rozwiązań wypracowanych przez zachodnich kolegów, zamiast tego gry należy robić po swojemu. Na efekty nie trzeba było długo czekać, gdyż specyficzne RPG-i z Kraju Kwitnącej Wiśni na współczesnych sprzętach nie tylko dobrze się sprzedają, lecz przede wszystkim zgarniają mnóstwo branżowych nagród. Persona 5 czy NieR: Automata to przykłady pierwsze z brzegu, warto więc mieć na uwadze, że okoliczności, w jakich kontynuacja Ni no Kuni debiutuje na rynku, są inne niż na początku 2013 roku. Nie zmienia to jednak faktu, iż Revenant Kingdom jest sequelem totalnym, poprawiającym niemal komplet felerów "jedynki". A że nieco innym niż pierwowzór, to już inna sprawa.
Król tułacz wraca na stolicę
Chociaż Revenant Kingdom otrzymało cyferkę w tytule, to osoby, które nie miały styczności z oryginałem, nie mają się czego obawiać. "Dwójka" funkcjonuje jako samodzielna historia, z pierwowzorem dzieląc jedynie tytuł, koncepcję świata przedstawionego oraz elementy rozgrywki - zupełnie jak w przypadku tytułów z serii Final Fantasy czy Tales. Tym razem śledzimy losy chłopca o imieniu Evan Pettiwhisker Tildrum, przedstawiciela rasy kotów, który po śmierci ojca zasiada na tronie królestwa Ding Dong Dell. Na skutek zamachu stanu przeprowadzonego przez lidera mysiej społeczności, młody król traci władzę i zmuszony jest do ucieczki. Evanowi pomagają tajemniczy przybysz z innego wymiaru, Roland, a także wierna służąca rodziny królewskiej. Chłopcu udaje się opuścić mury pałacu, niestety młoda kobieta ginie w walce. Zrozpaczony Evan obiecuje jej, że stworzy wielkie królestwo, w którym wszyscy będą żyć w szczęściu i pokoju. Aby to uczynić, młodzieniec musi najpierw odszukać tzw. kingmakera, magiczne stworzenie, z którym przyszły władca musi utworzyć więź niezbędną do sprawowania rządów. Bądący świadkiem tych wydarzeń Roland decyduje się pomóc Evanowi w realizacji jego marzenia, ruszając z nim na niebezpieczną wyprawę. Po drodze przyłączają się do nich kolejni mieszkańcy tego niezwykłego świata, jedni z wdzięczności za pomoc otrzymaną od głównego bohatera, inni zaś zafascynowani postacią młodego idealisty. Przyjaciele nie zdają sobie nawet sprawy, że polityczny przewrót w Ding Dong Dell jest zaledwie małym elementem wielkiego spisku, jaki przygotował tajemniczny antagonista. Czy w związku z tym Evanowi uda się spełnić obietnicę? I jaką rolę do odegrania ma tajemniczy Roland? Przygoda czeka!
"Dwójka" w dalszym ciągu utrzymana jest w baśniowej stylistyce, czerpiąc garściami z pełnometrażowych filmów animowanych studia Ghibli, lecz problematyka tutaj przedstawiona jest nieco bardziej złożona i poważniejsza niż w oryginale. Patologia władzy, definicja narodu, natura społeczeństwa pierwotnego czy problemy dorastania - wierzcie lub nie, lecz pod płaszczykiem klasycznej historii o walce dobra ze złem, autorzy przemycili wiele interesujących kwestii, oczywiście podanych w lekkiej, nieco infantylnej konwencji. Mocnym punktem scenariusza Ni no Kuni II są także bohaterowie. Od kilkunastoletniego Evana bije charyzma, jakiej pozazdrościć może mu popularna Danuta z serialowej wersji Gry o Tron, przez większą część gry błyszczą również postaci drugoplanowe - wyraziste, mające swoje motywacje i poglądy na różne kwestie. W pamięci zapadają nawet bohaterowie epizodyczni czy zwykli NPC, jak chociażby leciwa właścicielka biblioteki, leśny dziadek czy koci kucharz. Co tu więcej pisać, autorzy skryptu do Final Fantasy XV powinni udać się do siedziby Level-5 na korepetycje. Mimo że tym razem studio Ghibli nie uczestniczyło w pracach nad grą, to na fanów twórczości Hayao Miyazakiego i jego zespołu czeka dodatkowa porcja zabawy, polegająca na wyszukiwaniu odniesień do kultowych dzieł Japończyków. I tak jeden z opcjonalnych bossów mocno przypomina tytułowego stwora z Mój sąsiad Totoro, córka szefa podniebnych piratów imieniem Tani mogłaby być siostrą bohaterki Nausicaa z Doliny Wiatru, wspomniana wcześniej bibliotekarka wydaje się żywcem wyjęta ze Spirited Away: W krainie bogów, z kolei pewna lokacja i przeciwnicy stanowią bezpośrednie nawiązanie do filmu Laputa - podniebny zamek. Na szczęście brak wsparcia ze strony słynnego studia nie odbiło się negatywnie na warstwie artystycznej gry.
"To Arms!"
No no Kuni na PlayStation 3 być może nie było najlepszym przedstawicielem gatunku jRPG na past-genach, lecz jeśli mowa o wykonaniu technicznym i uchwyceniu atmosfery japońskich gier fabularnych ery szesnastu bitów, był to absolutny top. Mimo bardzo ciepłego przyjęcia "jedynki", autorzy otrzymali też wiele uwag, co można było zrobić lepiej. Revenant Kingdom naprawia niektóre felery oryginału, kilka systemów działa tutaj inaczej, lecz w dalszym ciągu mamy do czynienia z klasyczną formułą we współczesnej oprawie. Jest zatem Ni no Kuni II przedstawicielem starej japońskiej szkoły, gdzie wątek główny jest zupełnie liniowy, a gracz nie ma żadnego wpływu na decyzje postaci. Biorąc pod uwagę, że autorzy intencjonalnie nadali taki kształt swojej producji, nie widzę w tym nic złego. Po ukończeniu prologu uzyskujemy dostęp do trójwymiarowej mapy świata, na której przemieszczamy się postaciami w konwencji chibi (karykaturalny wygląd bohaterów). Po dotarciu do wybranego miejsca lub rozpoczęciu walki z adwersarzem (wrogowie przez cały czas są widoczni na mapie) przenosimy się do cudownie wykonanej, trójwymiarowej lokacji, a akcję śledzimy wówczas zza pleców postaci. Każda dostępna w grze miejscówka wykonana została z wielkim pietyzmem, niezależnie od tego, czy jest to stara chatka pośrodku lasu, czy stolica jednego z królestw. W obrębie co drugiej większej lokacji czeka zatrzęsienie przeciwników, NPC-ów, skrzynek ze skarbami, cennych przedmiotów, sklepikarzy itp. Z czasem zyskujemy możliwość podróżowania statkiem, a nawet latania zeppelinem! Świat gry jest duży, bardzo zróżnicowany tematycznie, pełen sekretów i dodatkowych atrakcji - eksploracja to czysta przyjemność i zabawa sama w sobie, zwłaszcza że tytuł jest bardzo przyjazny graczowi (mnóstwo punktów szybkiej podróży, znaczniki przy misjach).
Najbardziej kontrowersyjnym elementem "jedynki" był system walki, łączący w sobie klasyczną turówkę, rozwiązania z Pokemon, a także serii Tales. Co by nie napisać o mechanice potyczek z Wrath of the White Witch, nie da się ukryć, że pochodził wprost z handheldowej wersji Ni no Kuni na DS-a, nie był zbyt przejrzysty, a poziom wyzwania nawet w obrębie jednego rozdziału historii bywał wyjątkowo nierówny. W Revenant Kingdom twórcy kompletnie przemodelowali system walki, stawiając na drużynowe potyczki w czasie rzeczywistym, przypominające starcia z dylogii Dragon Quest Heroes. Ciężko jest zestawić nowy system ze starym, gdyż są zupełnie różne, jednak w ogólnym rozrachunku zapisuję tę zmianę jako wielki plus. Gra stała się dzięki temu znacznie szybsza, intuicyjna i przystępna, a dzięki błyskawicznym przejściom z poziomu mapy na pole bitwy - bardziej organiczna. Podczas starć możemy przełączać się pomiędzy trzema desygnowanymi do walki postaciami, wymierzając ciosy bronią białą, wzmacniając je magią (L1 + przyciski geometryczne), wspomagając się atakami dystansowymi, jak również przedmiotami odnawiającymi paski życia i magii. Sprawne operowanie unikiem oraz blokiem jest niezbędne, by odnosić sukcesy w starciach z fantazyjnie zaprojektowanymi adwersarzami, szczególnie potężnymi bossami. Całość w praniu wypada bardzo dobrze, może poza kilkoma bataliami pod koniec wątku głównego, gdy często zamykani jesteśmy z dużą liczbą silnych wrogów na bardzo małych arenach, gdzie łatwo o przypadkowy zgon. Nie licząc ww. sytuacji, w przeciwieństwie do "jedynki", sequel został dobrze zbalansowany, co jest o tyle ważne, że gra oferuje tylko jeden, domyślny poziom trudności. Na początku obawiałem się, iż będzie zbyt łatwo, jednak po pierwszej wizycie w opcjonalnym lochu, powiedziałem na głos: "mnie tutaj nie było".
Atrakcji pod sam korek
Znane z pierwszej odsłony Familiars, czyli wspomagające Olivera "Pokemony", zostały zastąpione przez stworki zwane Higgledies. Przypominające Pikminy istoty towarzyszą nam w każdej batalii, co jakiś czas oferując pomoc. Zielone duszki mogą nas podleczyć lub wytworzyć pole przywracające punkty zdrowia, fioletowe rzucają na wrogów negatywne statusy, białe potrafią transformować się w wielkie działo, a jeszcze inne zmieniają się w drona, ostrzeliwując adwersarzy niczym w NieR: Automata. System ten został wdrożony nieinwazyjnie, zatem jedyne, co musimy (czy raczej - możemy) zrobić podczas starcia, to nacisnąć "X", gdy grupka Higgledies zaznaczy swoją gotowość do podjęcia akcji. W czasie przygody zdobywamy nowe stworki, odnajdując będące ich domem kamienie. Aby dołączyły do naszej drużyny, musimy zaoferować im jedynie coś do jedzenia, chociaż czasmi bywają wybredne. Zmian w kluczowych systemach gry - jak widać - nie brakuje, a nowych atrakcji jest znacznie więcej. Jako że Evan pragnie wybudować idealne królestwo, możemy mu w tym pomóc w przerwie między szlachtowaniem potworów a zwiedzaniem fantastycznego świata. Zasiadając na prowizorycznym tronie, decydujemy kiedy i gdzie wznieść kolejne konstrukcje, a także czego dokładnie potrzebujemy. Działa to na podobnej zasadzie, co Mother Base w Metal Gear Solid: Peace Walker lub The Phantom Pain, zatem przydzielamy poddanych do konkretnych prac (zbrojownia, hodowla Higgledies, ogródek itp.), a następnie uzyskujemy środki do dalszej rozbudowy królestwa oraz nowe przedmioty przydatne w walce. Wciągnęło mnie to bardziej niż w przygodach Snake'ów, lecz tego samego nie mogę niestety napisać o prowadzeniu bitew w stylu prostego RTS-a, które nie stanowią większego wyzwania, sprzężono je jednak z wieloma misjami pobocznymi.
Ukończenie wątku głównego, rozpisanego na dziewięć rozdziałów, to zajęcie na co najmniej dwadzieścia pięć godzin. Revenant Kingdom jest zatem nieco krótsze niż oryginał, wynika to jednak głównie z szybszego tempa zabawy, świetnego "pacingu" wątku fabularnego i walki w czasie rzeczywistym. Pomimo pewnych ograniczeń związanych z przyjętą formułą, zadania obligatoryjne udało się względnie zróżnicować, proponując od czasu do czasu kilka zagadek, proste sekwencje platformowe, skradankowe czy starcia na nieco innych zasadach niż zwykle. Deweloper przygotował ponadto sto pięćdziesiąt misji pobocznych ("przynieś, zabij, pozamiataj" z paroma wyjątkami), dziesiątki dodatkowych wyzwań zlecanych przez osobliwego podróżnika (polowania, zbieractwo, zadania kurierskie), dziewięć magicznych lochów z kilkoma poziomami głębokości, walki z silniejszymi odmianami stworów, zbieranie skrzynek różnych kolorów, zdobywanie najlepszych broni i zbroi oraz kilka mniejszych atrakcji. Co ważne, systemy te są ze sobą sprytnie połączone, zatem aby wycisnąć z gry wszystkie soki, trzeba wymasterować niemal każdy rodzaj aktywności. Choć Ni no Kuni II wprowadza wiele pozytywnych zmian w stosunku do poprzednika, z pewnością nie jest tytułem rewolucjonizującym swój podgatunek pod kątem mechaniki. Jednakże ciężko robić z tego zarzut twórcom, skoro dostarczyli na rynek dokładnie to, co obiecywali od pierwszej zapowiedzi - klasycznego, wielkiego i dopracowanego jRPG-a, poprawiającego niedociągnięcia starszej części i oprawionego wprost bajecznie. Bo musicie wiedzieć, że Revenant Kingdom podtrzymuje chlubną tradycję serii, ustanawiając graficzne standardy dla japońskich gier fabularnych na kolejnej platformie, po Nintendo DS oraz PS3.
[ciekawostka]
Uczta dla zmysłów
Najnowsza produkcja spod dłuta Level-5 wygląda, rusza się i brzmi po prostu fantastycznie. Ponownie bezbłędnie udało się przenieść stylistykę dzieł Ghibli do gry wideo, lecz tym razem określenie "grywalne anime" nabiera zupełnie nowego znaczenia. Zarówno świat gry, jak i zamieszkujące go stworzenia wykreowano z największą starannością, wykorzystując do tego nowatorską technikę cieniowania, tak by postaci oraz miejscówki wyglądały niczym wyjęte z wysokobudżetowego filmu animowanego. Wysoka rozdzielczość, wstawki filmowe wykonane na silniku gry, ostre tekstury, rewelacyjnie opracowana faktura materiałów, wiele sztuczek z oświetleniem i doskonały antialiasing składają się na obraz bliski perfekcji. W dodatku cały ten spektakl odbywa się w sześćdziesięciu klatkach na sekundę (z drobnymi spadkami fps w czasie intensywnych batalii), przy wsparciu dla technologii HDR, a wszystko to także na podstawowym modelu PlayStation 4! W parze z nokautującą jakością wizualną idzie oprawa audio. Ścieżka muzyczna autorstwa mistrza Hisaishiego dotrzymuje kroku cudownym kompozycjom z części pierwszej, a dostępne na płycie ścieżki dialogowe - japońska oraz angielska - stoją na tym samym, najwyższym poziomie. Minusy? Wprawdzie brak kwestii mówionych w misjach pobocznych mogę zrozumieć, zwłaszcza że interpretuję to jako element pewnej stylizacji, tak pojawiające się co jakiś czas kwestie czytane także podczas dialogów okraszonych voice-actingiem, to zabieg zupełnie niezrozumiały.
Wszyscy, którym podobało się Ni no Kuni na PlayStation 3, zakochają się w Revenant Kingdom. Pomimo fundamentalnych zmian w systemie walki oraz zaimplementowaniu wielu nowych systemów, produkcja Level-5 - tak jak oryginał - jest listem miłosnym twórców do fanów klasycznych RPG-ów z Kraju Kwitnącej Wiśni. Ambitniejsza, bardziej grywalna i przystępna niż "jedynka", a jednocześnie większa i ubrana w barokową wręcz formę - taka właśnie jest kontynuacja jednej z najlepszych gier poprzedniej generacji w swoim gatunku.
Ocena - recenzja gry Ni no Kuni II: Revenant Kingdom
Atuty
- Klasyczny jRPG na nowe czasy
- Fabuła, postaci
- Zmiany w systemie walki
- Mnóstwo aktywności opcjonalnych
- Świat gry
- Klimat filmów studia Ghibli
- Cudowna oprawa wizualna
- Japoński i angielski voice-acting, muzyka
Wady
- Płytkie misje w konwencji RTS-a
- Stylistyka chibi na mapie świata gry
- W wielu miejscach brak voice-actingu
Król tułacz wrócił na stolicę! Revenant Kingdom jest dla posiadaczy PS4 tym, czym oryginalne Ni no Kuni dla właścicieli poprzedniej konsoli Sony - tytułem z gatunku "musisz zagrać".
Graliśmy na:
PS4
Przeczytaj również
Komentarze (58)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych