Recenzja: Lost Planet 2 (PS3)

Recenzja: Lost Planet 2 (PS3)

Martin Skrzeczynski | 17.05.2010, 11:54

Pomysł na uniwersum Lost Planet jest naprawdę fenomenalny. Gdy łączymy ze sobą swawolne zabawy linką, ogromne roboty, krwiożercze potwory i nieustanną walkę o przetrwanie, całość brzmi niczym złoty środek na komercyjny sukces. Gorzej gdy zdajemy sobie sprawę, że z implementacją tych pomysłów tak ciekawie już nie jest. Ale po kolei.

Po dziesięciu latach od zakończenia pierwszej części Lost Planet, planeta E.D.N. III zmieniła się diametralnie. Czapy lodowe odsłoniły przed kolonistami przepiękne tereny pustynne i dżungle. Szkoda tylko, że tam gdzie tylko pojawia się człowiek, dochodzi do konfliktu i walki o pieniądze. A w związku z tym, że na E.D.N. III pieniądze symbolizuje specjalnego typu energia termiczna, która okazuje się być składnikiem fizycznym Akridów, to konflikt ma charakter trójstronny. Świat gry opanowany jest przez ludzkie frakcje walczące między sobą i przy okazji wycinające właśnie Akridów. Co dziwne, fabuły jako takiej w Lost Planet 2 nie ma. Jest tylko tło mające połączyć ze sobą w spójną całość sześć epizodów gry. Wydaje mi się to zdecydowanym krokiem naprzód ze strony Capcom. W pierwszej części fabuła była nie tylko żenująca, ale i nie trzymała się kupy. Do tego za pomocą idiotycznych dialogów potrafiła często wprowadzić śledzącego ją gracza w stan autentycznego znudzenia. Tym razem na szczęście tak nie jest i to inne elementy decydują o tym, że odczuwamy przyjemność z przechodzenia kolejnych misji.

Dalsza część tekstu pod wideo

Idąc dalej można zaryzykować twierdzenie, że gra tak naprawdę nie posiada jako takiej kampanii dla pojedynczego gracza. Wprawdzie istnieje opcja odpalenia jej w trybie solo, ale nie ma to najmniejszego sensu, i co ważniejsza - nie sprawia zbytniej przyjemności. Tryb kampani przypomina Unreal Tournament III od Epic Games, gdzie w rzeczywistości walczyliśmy na multiplayerowych arenach z botami. Podobnie jest w Lost Planet 2. Gra dzieli się na epizody, dalej na rozdziały, misje i lokacje. Między misjami nie ma żadnego checkpointa, tak więc jeżeli opuścimy grę to będziemy musieli zacząć od nowa. Pomimo tego, iż każda z lokacji w grze różni się stylistyką, to całość sprowadza się do wykonywania podobnych zadań. A tymi są: przejmowanie czy utrzymanie posterunku, wyrzynanie przeciwników czy walka z gigantycznymi Akridami symbolizującymi bossów. Dodając do tego praktycznie nieistniejącą sztuczną inteligencję zarówno naszych towarzyszy jak i przeciwników, szybko dochodzimy do wniosku, że chcemy od tej rozgrywki trzymać się jak najdalej. Ale, ale! Co innego, gdy odpalimy te same misje i pogramy w trybie kooperacji. Gra wspiera co-opa dla 4 graczy przez PSN i do 2 graczy na podzielonym ekranie. Szkoda tylko, że nie istnieje coś takiego jak dowolne dołączanie do gracza w trakcie trwania gry, co jest naprawdę dziwnym zabiegiem ze strony dewelopera. Jeżeli jednak uda nam się spotkać z kimś i namówić go do grania co-opa w Lost Planet 2, to możecie spodziewać się znakomitej zabawy, ale nie dlatego, że gra jest taka fajna, ale dlatego, że tryb kooperacji zawsze jest fajny i zawsze się sprawdza. Ot co.

Plusem jest natomiast z pewnością to, że każdy epizod możemy do woli powtarzać (jest nawet trophy za zagranie rozdziałów 300 razy) i śrubować w nim wyniki. Za każdy rozdział dostajemy garść różnych odznak i ogólną ocenę wg. amerykańskiego systemu oceniania czyli od A do E, a w przypadku gdy spiszemy się wyjątkowo dobrze możemy liczyć nawet na S . Dla niektórych będzie to z pewnością nie lada motywujące do powrotu do danej misji i próby poprawienia wcześniej uzyskanego rezultatu.

Graficznie mamy do czynienia z potworem, a raczej mielibyśmy gdyby gra nie freezowała i nie gubiła nagminnie klatek animacji w wersji na konsolę PlayStation 3. Podobnie jak w przypadku pierwszej części gry - Capcom nie popisał się i nie zoptymalizował gry odpowiednio. Na Xboksie również występują dropy animacji, ale nie pojawiają się one aż tak często. Pokazuje to tylko brak profesjonalizmu ze strony japońskiego dewelopera. Silnik MT Framework w wersji 2.0 nie jest szczytem technologicznym i z pewnością można było włożyć dodatkową ilość roboczogodzin by odpowiednio go zoptymalizować. Tak się nie stało i niestety, ale pełna gra jest tego efektem. Boli to tym bardziej, że w grze jest naprawdę na czym zawiesić oko. Wszystko, począwszy od terenów śnieżnych, przez pustynne czy leśne, a na urbanistycznych kończąc prezentuje się kapitalnie. Design lokacji wprost powala. Osobiście jestem wielkim fanem nie tylko wyglądu towarzyszy naszej przygody oraz przeciwników w najnowszym Lost Planet, ale samych mechów zwanych VS (vital suits). W tym aspekcie Japończycy wspięli się na wyżyny artystyczne. Co ważne, każdy kombinezon pirata zawiera masę detali dodających uroku cut-scenkom prezentowanym między rozdziałami. Odrzuca natomiast marna mimika postaci wszelakich, które podczas rozmowy nie raczą poruszać ani ustami, ani... głowami. Nie wiadomo czy patrząc na sytuację śmiać się, czy może płakać. Dobrze, że chociaż oprawa dźwiękowa oraz muzyczna trzymają odpowiednio wysoki poziom. Muzyka w grze okazuje się być pompatyczną i świetnie „prowadzi” akcję, szczególnie w sytuacjach gdy walczymy z różnego rodzaju bossami. Można się odpowiednio wczuć w klimat. Plus.

Jeżeli istnieje jakikolwiek koronny argument za tym by kupić Lost Planet 2, będzie to nic innego, jak tryb rozgrywki wieloosobowej. To na nim skupił się Capcom i to on jest najbardziej rajcującym elementem Lost Planet 2. Nawet pomimo faktu, iż od czasów pierwszej części gry nie zmieniono w nim zbyt wiele. Nadal posiada parę rażących błędów i aż prosiłoby się o dodanie czegoś pokroju możliwości turlania. To co najbardziej się podoba, to biało-czerwona flaga przy naszym profilu. Gra rozpoznaje naszą lokalizację co oczywiście dodaje skrzydeł przed każdym rozegranym meczem. Dalej mamy 3 rodzaje map: małe, średnie i duże. i nadal są one zaprojektowane z głową. Przed rozpoczęciem gry dobrze jest udać się do menu i dobrać sobie odpowiedniego awatara, zmienić jego ciuchy i inne bajery. Możemy również pobawić się w coś a'la ruletka i losować nowe rzeczy. Dodatków jest od groma, tak samo zresztą jak różnych trybów. Mamy powracające Post Grab, Team Elimination, Fugitive ale są także nowe np. Akrid Egg Battle. Naraz może walczyć przeciwko sobie 16 graczy w trybach player match i rankingowych. Sam system matchmakingu nie zmienił się specjalnie względem pierwszej części i dalej posiada swój lekko staroświecki wygląd jak na dzisiejsze czasy.

Jeżeli byłeś fanem multiplayer w pierwszej części gry, to zdecydowanie powinieneś sprawdzić Lost Planet 2. W szczególności, że jest to dobra odskocznia od morza strzelanek z widokiem z pierwszej osoby. Tryb kooperacji dostarczy około 10 godzin zabawy i w moim przekonaniu jest on zdecydowanie ciekawszy niż kampania z pierwszej części. Jeżeli jednak należysz do samotników i nie lubisz grywać z przyjaciółmi – trzymaj się od tej gry z daleka! Produkcja nadal trąci paroma archaizmami i niezrozumiałymi błędami, ale koniec końców wciąż stawia wyzwanie graczowi i przynosi dużo satysfakcji z rozwiązywania pistoletem kolejnych problemów. Lost Planet 2 to gra dobra. I nic ponad to.

Źródło: własne

Ocena - recenzja gry Lost Planet 2

Atuty

  • Multiplayer
  • Design świata
  • Masa rzeczy do odblokowania

Wady

  • Miejscami archaiczna
  • Kampania single player
  • Framerate

Zamiast śniegów, mamy dżunglę. Zmiana klimatów grze nie wyszła na dobre, ale mimo tego można nadal bawić się dobrze.

Martin Skrzeczynski Strona autora
cropper