Recenzja: Call of Duty: Black Ops (PS3)
Czekaliśmy na ten moment. Call of Duty: Black Ops stworzone przez Treyarch ujrzało światło dzienne. Trafiło w ręce wygłodniałych fanów z całego świata. Tak, miałem przed premierą tej gry wiele wewnętrznych wątpliwości. Czy studio słynące z niechlubnego Call of Duty 3 i dużo lepszego, acz będącego jedynie rozwinięciem formy Modern Warfare Call of Duty: World at War, faktycznie dojrzeje na gruzach Infinity Ward? Nie będę trzymał Was dłużej w niepewności.
Black Ops już od pierwszych minut wciska gracza w krzesło i od razu daje po sobie znać, iż jest nieodłączną częścią najbardziej filmowej konsolowej serii. I zdecydowanie najbardziej dynamicznej, co do tego nie ma absolutnie żadnych wątpliwości. Ale, ale! Nie zabraknie również momentów zwątpienia, chwil zadumy oraz nieustannie wybałuszonych oczu na widok tego, co dzieje się na ekranie Waszego telewizora. Czyli zwyczajowo...
Jak każdy świetny film, Black Ops w trybie dla pojedynczego gracza bardzo szybko się kończy. Trzeba to zaznaczyć jasno i klarownie już na samym początku recenzji. I choć 5-7 godzin nie jest tak skandalicznym wynikiem jaki udało się osiągnąć Medal of Honor, to w dalszym ciągu chcielibyśmy więcej i więcej. Co ważne, czasu spędzonego z hitem Activision absolutnie nie będziecie mogli nazwać zmarnowanym. Podczas rozgrywki mamy nieustanne wrażenie, że wszystkie przedstawione tutaj akcje (o których później) składają się na wirtualną wycinankę najlepszych motywów z różnych filmów akcji. Klasyka kina wojennego znajdzie tu oczywiście swoje miejsce. Ale co powiecie na nawiązanie do kultowego... Forresta Gumpa? Albo arcytajemnicze spotkanie z J.F. Kennedym? Nie mam zamiaru niczego tutaj spoilerować, bo nie takie jest przeznaczenie recenzji, ale podobne momenty zwyczajnie zamiatają nami podłogę.
Komu nie pasowała totalnie idiotyczna (choć mistrzowsko poprowadzona) linia fabularna Modern Warfare 2, przy zakupie Black Ops może być spokojny. Agent Mason jest przesłuchiwany i odpowiadając na poszczególne pytania zdradza szczegóły operacji, w których brał udział. Nietrudno się domyślić, że wydarzenia zaprezentowane w grze stanowić będą retrospekcje wydarzeń, które już miały miejsce i które Mason wspomina. Ale spokojnie! Nie będzie żadnych bomb zrzucanych na Waszyngton, inwazji Rosjan na USA przy użyciu broni konwencjonalnej czy innego debilizmu.
Co dostajemy w zamian za akcje pokroju misji w Czarnobylu z pierwszego oraz oblężenia rosyjskiego gułagu w drugim Modern Warfare? Jest pasjonująca, pełna akcji oraz niepewności, ucieczka z więzienia, w której poleci więcej głów, niż moglibyście się spodziewać. Jest przejmowanie głowic nuklearnych oraz zbijanie jednej rakiety drugą przy aktywnym udziale gracza, co jest w mojej prywatnej opinii jednym z najlepszych momentów w całej serii Call of Duty począwszy od części pierwszej wydanej w 2003 roku! Mamy również brutalne przesłuchania podczas których ofiary rażone są prądem, hardkorowe akcje pokroju wyrywania gałek ocznych (serio!) czy ucieczkę na motorach, która faktycznie nadawałaby się do wysokobudżetowego filmu akcji rodem z Hollywood. Nie zabraknie też akcji wyjętych prosto z filmów science-fiction, ale seria ta zdążyła już nas do takich rzeczy przyzwyczaić. Nie oponujemy, albowiem podobne akcje wrzucają naprawdę solidny dreszcz emocji na plecy. Co dalej? Walka helikopterem jest na tyle pasjonująca i fantastycznie zrealizowana, że... nie napiszę o niej w tym miejscu niczego. Naprawdę, polecam sprawdzić to wszystko samemu. Call of Duty: Black Ops wykonuje kolejny krok ku temu, by seria stała się konsolowym filmem z bardzo aktywnym udziałem gracza. W tą grę się nie gra. Ten tytuł się przeżywa. Wiem co mówię.
Black Ops napędzane jest dokładnie tym samym silnikiem co World at War. I powiem tak. W poprzednim tytule Treyarch wyświetlał on maksymalnie 20 postaci jednocześnie. Tutaj usprawniono go tak, by na ekranie mogło pojawić się niespełna 80 postaci w tym samym momencie praktycznie bez jakichkolwiek przycięć, co zaobserwować będziecie mogli we wspomnianej przeze mnie przed momentem misji w helikopterze. Niestety, trudno nie zgodzić się z pierwszymi opiniami, jakoby gra prezentowała się ładnie, ale nieco przestarzale. Widać, że silnik jest już wysłużony, także jeśli Activision ma zamiar przez kolejne lata doić fanów, powinno moim zdaniem pomyśleć nad przesiadką na zupełnie nowy silnik graficzny już przy okazji następnej części. Oczywiście, Black Ops prezentuje się bardzo dobrze, w mojej skromnej opinii bije na głowę Medal of Honor o kilka długości. I jest trochę ładniejsze, niż Modern Warfare 2. Niestety, jest kilka momentów, w których gra okazuje się być zwyczajnie... brzydka. Jak chociażby wybuchy granatów, które zobaczyć możecie na jednym z ostatnich screenów recenzji. Błędy pojawiają się bardzo rzadko, ale ma to głównie związek z totalnym oskryptowieniem gry. Jasne, zdarza się, że mamy do czynienia z niekończącymi się falami przeciwników wylatujące na nas do momentu, w którym nie osiągniemy wyznaczonego przez grę punktu. Ustrzeżono się jednak żołnierzy wyskakujących znikąd, co było momentami zmorą Modern Warfare 2 oraz notorycznym problemem Medal of Honor. A, i wiecie co? Podniesiono w sposób znaczny interakcję z otoczeniem. W Black Ops można zniszczyć zdecydowanie więcej elementów wystroju oraz krajobrazu, niż w pustymi pod tym względem poprzednimi odsłonami serii. Szok.
Nowości w arsenale broni? Kusza z celownikiem optycznym wyposażona w różne rodzaje pocisków (chociażby wybuchowe) oraz broń miotająca ognistymi pociskami. Tylko tyle i aż tyle. Reszta to typowi przedstawiciele pukawek w grach FPS. Co jednak ważniejsze, Black Ops jest zdecydowanie bardziej brutalne niż Modern Warfare. Tak! Teraz granaty nie rozrzucają ciał przeciwników na boki. One są w stanie je doszczętnie rozerwać! Kończyny latają jak szalone, szczególnie w momentach gdy agent Mason dzierży w łapskach Shotguna. Jesteśmy wtedy w stanie totalnie rozczłonkować przeciwnika. Całość dodaje smaku zabawie i wygląda naprawdę świetnie, o ile oczywiście można tak powiedzieć o obrazie urwanej nogi walającej się pod naszymi stopami. Obraz wojny jak się patrzy. Tym bardziej, że konflikt w Wietnamie został w Call of Duty: Black Ops bardzo, ale to bardzo dobitnie nakreślony. Szczerze? Nigdy nie uczestniczyłem w podobnych operacjach jak te w Wietnamie, ale wyobrażałem go sobie dokładnie tak, jak pokazało mi to Treyarch. Brawa!
Zanim przejdziemy do głównego mięcha recenzji, wspomnę jeszcze o sztucznej inteligencji przeciwników, która, nie bójmy się tego powiedzieć, stoi na bardzo wysokim poziomie. Nasi pomocnicy nie oszczędzają amunicji, potrafią odpowiednio kryć się za osłonami, trafić niewygodnego przeciwnika, a przy tym wszystkim rzucają bardzo celne uwagi odnośnie do naszych działań na polu bitwy, co zwyczajnie umila nam czas spędzany z grą. Przeciwnicy? Jak to w Call of Duty, świetnie chowają się za osłonami, dobrze rozgrywają bitwy pod względem taktycznym by na koniec... wybiec na nas jak chmara niedouczonych rosyjskich żołdaków z czasów II Wojny Światowej i zostać zestrzelonymi jedną serią z karabinu maszynowego. I te cholerne granaty, które podrzucają nam w praktycznie najmniej oczekiwanych momentach. Po prostu masakra! Cztery rodzaje poziomów trudności pozwolą dostosować grę do własnych możliwości i upodobań. I tutaj ostrzeżenie. Call of Duty: Black Ops jest na poziomie trudności Veteran trochę łatwiejszym niż poprzednie odsłony serii, co absolutnie nie zmienia faktu, że wielokrotnie zmuszeni będziecie do rozpoczynania gry od kolejnych, bardzo sensownie i gęsto rozstawionych punktów kontrolnych. Hardkorowi gracze mogą być jednak zawiedzeni. Niedzielniacy będą z kolei całować pracowników Treyarch po stopach. Cóż, moda naszych czasów na upraszczanie gier trwa w najlepsze.
Multiplayer. To pewnie dla trybu wieloosobowego wielu z Was zakupiło (lub ma zamiar) Call of Duty: Black Ops. Oczywiście jeszcze za wcześnie by o tym mówić, ale moim zdaniem Black Ops ma szansę pobić zarówno pierwsze, jak i drugie Modern Warfare, nawet mimo zauważalnych błędów oraz potknięć, których nie ustrzegło się Treyarch. Nie wiem co przyniosą kolejne dni oraz miesiące, ale na dzień dzisiejszy Black Ops wydaje się być zdecydowanie najbardziej rozbudowanym i głębokim multplayerowym shooterem wszech czasów. Prócz pierdyliarda opcji, perków, możliwości indywidualnej kreacji swojego wirtualnego bohatera i morza innych fajnych gadżetów, mamy nawet możliwość zmiany celowniczka w naszym ACOG-u, poprzez zmianę kolorów i znaczków na naszej broni, na specjalnych kostiumach skończywszy. Tak, całość służy tylko i wyłącznie temu, byśmy byli jak największą indywidualnością na polu bitwy, nie mając absolutnie żadnego przełożenia na chociażby osiągi broni. Miły patent! Co najbardziej urzeka? Może wydać się Wam to śmieszne, ale zdalnie sterowany samochodzik z zamontowaną kamerą. Uwierzycie, że dzięki niemu możemy w rogu ekranu na żywo obserwować, co dzieje się w danej części mapy i jesteśmy w stanie skutecznie inwigilować działania wroga?
Skuteczność broni jest wręcz idealnie zbalansowana. Nie ma w Black Ops patowych sytuacji, w których jedne bronie potrafią niszczyć przeciwnika jednym celnym strzałem z nie wiadomo jakiej odległości, by drugiej nie potrafiły nawet dobić uciekającego w popłochu oponenta. Jasne, nie odblokowałem jeszcze wielu perków oraz broni, ale już widać jak na dłoni, że znaczne zmiany w tej materii względem Modern Warfare 2 nie pozwolą na jakieś większe nadużycia. Osłabieniu uległy także poszczególne Kill Streaki, które nie są już tak przesadzone jak w Modern Warfare 2, przynajmniej w mojej subiektywnej opinii. A wydaje mi się, że wiem co mówię, albowiem już od dłuższego czasu mam sposobność rozgrywania kolejnych pojedynków w barwach całkiem niezłego klanu Call of Duty. Mapy są duże i zróżnicowane. Każdy znajdzie na nich coś dla siebie. Jedne faworyzują radosne ganianie się z karabinami, inne z kolei obfitują w kilka miejsc wprost idealnych dla dobrze wyszkolonych snajperów. Ilość trybów gry również zadowala, bo jakżeby inaczej mogło być w przypadku Call of Duty. Na razie nie opanowaliśmy jeszcze wszystkich zakamarków mapek, toteż serwery mogą być pełne chaotycznie biegających żołnierzy, ale z czasem poziom z pewnością się wyrówna. Jestem pewien, że za jakiś czas będę musiał znów napisać dla Was o multiplayerze, albowiem Treyarch z pewnością będzie starało się dopieścić swoje nowe dziecko do granic możliwości dzięki wydawaniu kolejnych łatek. Mogę jedynie powiedzieć, że wbrew pozorom, Black Ops wcale nie jest tandetną kopią Modern Warfare 2. Tryb multiplayer byłby wręcz idealny, gdyby nie jeden bardzo istotny szczegół...
O ile Single Player praktycznie wolny jest od jakichkolwiek przycięć animacji (stałe, pełne 60fps), tak Multi to już niestety mieszanka 60 oraz 30fps, z loteryjną domieszką spadającej płynności animacji. Nie wiem czego to wina. Na początku myślałem, że mój egzemplarz jest zwyczajnie wybrakowany. Ale chwila spędzona w towarzystwie wujka Google dała mi jasno do zrozumienia, że nie jestem odosobnionym przypadkiem tym bardziej, że na PC istnieje ten sam problem. Tak! Zdarza się, że przy większej ilości wybuchających granatów płynność animacji w Black Ops momentalnie leci na pysk, co absolutnie nie miało miejsca w Modern Warfare 2. Są to co prawda zdarzenia marginalne i nie psujące w sposób znaczny przyjemności obcowania z grą, ale faktem jest, że przycięcia są. I nie można ich nie odnotować oraz nie obniżyć przez to oceny końcowej. Liczymy na stosowną łatkę!
Tak czy siak na naszych oczach rodzi się nowy król online'owych FPS-ów. Kilka marginalnych potknięć nie jest w stanie zburzyć obrazu gry bardzo głęboko przemyślanej, dynamicznej i bardzo emocjonującej zarówno w trybie dla pojedynczego, jak i wielu graczy. Mimo faktu, że polska wersja językowa kolejny raz wypadła tragicznie, a tłumaczenia poszczególnych trybów rozgrywki lub umiejętności wołają o pomstę do nieba, to i tak kolejne miesiące upłyną nam pod znakiem rozczłonkowywania przeciwników w Call of Duty. 4.5 miliona klientów, którzy zamówili grę przed premierą, zwyczajnie nie mogą się mylić. A poza tym, w Black Ops powracają zombiaki, co dla niektórych będzie zdecydowanie najmocniejszym argumentem przemawiającym za ewentualnym kupnem hitu Activision. Bo wiecie co? Zwyczajnie warto wydać nań swoje ciężko zarobione lub zaoszczędzone pieniądze. Serio.
Ocena - recenzja gry Call of Duty: Black Ops
Atuty
- Filmowość
- Ogromne możliwości online
- Zbalansowane multi
- Zombiaki powróciły!
Wady
- Choć za rok trzeba będzie zmienić silnik graficzny
- Krótka (5-7h)
- Chrupnięcia w multi
Activision nie przejmuje się głosami krytyki i zabiera Call of Duty w okres Zimnej Wojny, co wyszło grze na dobre. No i wróciły zombie - potrzeba większej zachęty?
Przeczytaj również
Komentarze (86)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych